Rozdział szósty. „Trzeba ci to opatrzyć."

440 16 6
                                    


Jak się dzisiaj czujecie kochani? Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. No a jeśli nie to zawsze tutaj jestem i możemy pogadać:).

Dwa razy nerwowo nacisnęłam dzwonek do drzwi, który echem odbijał mi się w uszach. Bardzo martwiłam się o mojego przyjaciela, bo jednak wiadomość, którą mi wysłał wydawała się poważna.

On ciebie teraz potrzebuje. Nie panikuj Stella.

Pięćdziesiąt osiem sekund. Tyle minęło i nadal nikt mi nie otworzył. Zapukałam do drewnianej płyty z cienkim, podłużnym oknem, które było ułożone pionowo. Kiedy kolejne sekundy mijały, a ja nie usłyszałam, aby ktoś choćby zbliżał się do drzwi nacisnęłam na pozłacaną klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi bez problemu się uchyliły z cichym kliknięciem. Byłam w miarę wychowana, więc wiedziałam, że nie wolno wchodzić nieproszonym do obcego domu. Tyle, że ja byłam proszona, a ten dom wcale nie był mi obcy, bo często tutaj przyjeżdżałam. Wzięłam głęboki wdech i po chwili go wypuściłam, aby trochę się uspokoić. Czy pomogło? Ani trochę. Nadal się bałam, ale czego się nie robi dla przyjaciół?

Pchnęłam drzwi i weszłam do domu Royów. W małym przedpokoju jedyne źródło światła dochodziło z przestronnego salonu z ogromną i dosyć wygodną kanapą oraz niemałym telewizorem. Bez zbędnego ściągania butów weszłam głębiej do pomieszczenia i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to porozrzucane po stoliku kawowym plastry i bandaże. Cała masa plastrów i bandaży. Nie powiem, zdezorientowało mnie to na tyle, że przez moment nie mogłam nabrać powietrza do płuc. Kiedy w końcu wzięłam się w garść na tyle, aby ruszyć na wyższe piętro domu do pokoju Maxa, jakiś cichy dźwięk mnie zatrzymał. W dalszym ciągu stałam jedną stopą na pierwszym szczeblu schodów, a drugą na podłodze. Prawą dłonią podtrzymywałam się pozłacanej poręczy, kiedy dźwięk ponownie się ponowił, ale tym razem głośniej. Wiedziałam, że jedyny pokój, który jest zamieszkiwany na dole należy do rodziców mojego przyjaciela, dlatego zdziwiłam się, kiedy podeszłam do białych drzwi, a odgłos tłuczonego szkła dobiegł z tamtąd. Bez zawahania otworzyłam z impetem drzwi, a moim oczom ukazał się widok sprawiający, że moje serce pękło ponownie na milion kawałków. Bo zobaczyłam tego kochanego blondaska, który zrobiłby dla mnie wszystko, który siedział pod ścianą ze zgiętymi nogami w kolanach i zaczerwienionymi od płaczu oczami wpatrywał się w rozbite zdjęcie w białej ramce, przedstawiające szczęśliwą rodzinę. Młoda kobieta na fotografii uśmiechała się promiennie, a na rękach trzymała małą dziewczynkę opatuloną w różowy kocyk. Jej błękitna sukienka w białe kwiaty idealnie pasowała do krajobrazu za nimi. Zaraz obok niej stał umięśniony mężczyzna z trzydniowym zarostem i burzą czarnych jak smoła włosów, który ukazywał na zdjęciu swoje białe zęby. A na środku stał dziesięcioletni chłopak z krótkimi blond włosami, które odziedziczył po mamie. Jego zielone oczy błyszczały ze szczęścia, a w lewej dłoni trzymał różową watę cukrową. Wszyscy byli tak szczęśliwi..

Ponownie spojrzałam na Maxa, który teraz wpatrywał się w moją twarz rozbieganym wzrokiem. Uważając, aby nie skaleczyć się szkłem rozsypanym po podłodze przykucnęłam na przeciwko chłopaka. Delikatnie złapałam za jego pokaleczoną dłoń i wtedy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Nie był taki jak zawsze. Nie siedzieliśmy uśmiechnięci i nie graliśmy w jakąś głupią grę. Bo teraz przeżywaliśmy najgorsze chwile w swoim nędznym życiu.

— Co się stało, Max? — szarpnęłam cicho. Czekałam cierpliwie, aż zacznie mówić, ale on tylko westchnął, a po jego czerwonych policzkach skapnęła jedna samotna łza. Łza cierpienia. Natychmiast pochyliłam się nad chłopakiem i z całej siły go przytuliłam. — Spokojnie. Jestem tu. I będę.

— moi rodzice.. — zacisnął zęby, a ja odsunęłam się od niego, aby ponownie spojrzeć w jego oczy. — Moi rodzice się rozwodzą. Dzisiaj mi to powiedzieli. — powiedział bez jakichkolwiek emocji, ale znałam go na tyle dobrze i widziałam ten smutek kryjący się w zielonych jak trawa oczach. — Ale nie rozumiem dlaczego. Przecież byli tacy szczęśliwi. Kurwa mać. Rebe się załamie. Ma siedem lat i będzie musiała słuchać, że jej mama nie będzie już tutaj mieszkać.

He is my everything Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz