2

112 10 2
                                    

Do późna siedziałam z nim rozmawiając o najmniejszych głupotach. Dowiedziałam się przez to, że odkrył tutaj swojeg hobby. Uwielbia projektować ubrania, z reszta z tego co zdążyłam zauważyć następnego dnia naprawdę dobrze mu to wychodziło. Większość rzeczy była zrobiona z pomysłem, dokladnie tak jakby ołówek oraz kartka byly stworzone idealnie pod jego wizję.
Wieczorem znów się spotkaliśmy, zwróceni do siebie przodem, siedząc na parapecie przy odglosach szumu ulic.

- myślisz ze nam tu pomogą? - Zapytał nagle. Czując jego spojrzenie na sobie odwróciłam glowe od ulicy.

Jasne, kochalam tutaj siedziec i czasem jego rozmowy oraz pytania nieco mnie drażniły, ale jednak jest teraz moim jedynym towarzystwem o tej porze na strychu. To w sumie miłe, że już drugi dzien przychodzi tu dotrzymywać mi towarzystwa.

- wyjść z tego calego gówna? - Zaśmiałam się pod nosem.
- nie - odparlam obojetnie. Wątpiłam w to, że cokolwiek nam tutaj pomoże. Oczywiście czułam sie nieco lepiej z tym, że jestem tutaj zrozumiana, ale jak obca osoba ma mi wejsc do umyslu i uporzadkowac myśli tak, by tych złych tam nie było? Przecież to graniczy z cudem.

- postaramy się jej pomóc, jednak nie możemy państwu niczego obiecać. Ale jedno jest pewne, pod nasza opieką będzie całkowicie bezpieczna - Uśmiechnęła się sztucznie do moich rodziców. Matka cała zalewała się łzami, a ojciec? Stał idiota z kamienną twarzą. Wyzywał się na mnie psychicznie cale dzieciństwo. To ja zawsze byłam w tym domu tą najgorszą. Zawsze można było na mnie nakrzyczeć. W końcu to tylko dziecko, nie? Nie odbije się to na jego psychice. A jednak. Później doszła jeszcze presja rówieśnicza, życie w ciągłym strachu. Wyzywali mnie od najgorszych. Właściwie to do tej pory nie wiem dlaczego, może przez to, że nie pchałam się do przyjaźni z ludźmi?

- dziękujemy państwu bardzo... - szepnęła moja mama wycierając z twarzy kolejne lzy rozpaczy. Rozpaczy o tym co powiedzą sąsiedzi. "Patrz, co matka tej co trafiła do wariatkowa".
- Nathalie, slonko! - Krzyknęła gdy powoli wchodziłam do budynku, żegnajac się z wolnością.
- odwiedź nas proszę jak będziesz mogła - poprosiła mnie, a ja odwrocilam się do niej przodem. Robie to tylko po to, by zobaczyć mine tego szmaciarza.

- oczywiście, jeśli nie będzie na ten czas w domu mojego idiotycznego ojca to chętnie cie odwiedzę mamo - obróciłam się na pięcie, słysząc za soba szereg wyzwisk oraz przekleństw od mojego ojca. Nie hamowal się nawet po prośbach pielegniarki, która po jakims czasie wyprosiła go z terenu ośrodka.

- właściwie to dlaczego? - zadał kolejne pytanie, a ja przez chwile myślałam nad Odpowiedzią. W końcu nie może brzmieć banalnie, wtedy moje stwierdzenie było by przez niego wzięte niepoważnie.

- a jak ktoś ma ogarnąć za ciebie sprawy z którymi sam sobie nie radzisz? Ma cie wspierać psychicznie? Gabrielu, zamknęli nas tu tylko po to byśmy zostali na tym okrutnym świecie - wyjaśniłam opierajac się plecami o zimną ścianę.

Moja wypowiedź chyba dobrze zabrzmiała, ponieważ mężczyzna przez dłuższy czas się nie odzywał. Zastanawia się nad czymś?

- mhm... - mruknal po chwili, chyba przetwarzając sobie w głowie moje słowa. Nie żebym ja sama tego nie robila, zawsze później musze się upewnić czy cos nie zabrzmiało tak, jakbym tego nie chciala.

zamknęli nas tu tylko po to byśmy zostali na tym okrutnym świecie.

- o czym myślisz? - tym razem to ja zadalam pytanie po chwili ciszy.

- o żonie - odpowiedzial od razu. Ma żone?

- och... odwiedza cie tutaj czasem? - Zaczęłam bawić się palcami, zwykle wbijalam sobie wtedy paznokcie do skóry, chcąc poczuć ból oraz obserwować spływająca krew po moim ramieniu. Jednak tutaj tak zrobić nie mogłam. Po pierwsze, pielegniarki oraz terapeuta widzieli doslownie wszystko. Po drugie, na białych ubraniach latwo odznacza się krew, ktoś zapewne zauważyłby ją szybciej niż ja. Po trzecie, czyli powód najwazniejszy, mialam paznokcie obcięte tak krótko, że nie miałam jak się nawet nimi podrapać. Przecież to jest jakaś katastrofa.

- nie. Nie żyje, zmarła pol roku temu - Oznajmił ciszej. W tym momencie totalnie nie wiedziałam co mam odpowiedziec, każde slowo wydawało mi się płytkie i nieszczere. A tak bardzo mu współczułam... jest wspanialym człowiekiem, jakby zależało to ode mnie to nie stracił by ani jednej ważnej osoby w swoim życiu.

Wstałam i objęłam jego blade oraz wychudzone ciało swoimi rekami. Wtulił się we mnie od razu, pozwalajac sobie na chwilę słabości przy mnie. Jego łzy moczyły mi koszulke.

- przepraszam... nie powinienem cie obciążać swoimi problemami, przecież masz własne, a ja psychiatrę - wydukał zanosząc się jeszcze wiekszym płaczem.

- gabryś... spokojnie, za nic nie przepraszaj. Z resztą nie musze być tu tylko po to byś mógł z kimś pogadać, chce ci pomoc jak tylko mogę - Powiedzialam spoglądając w jego szare tęczówki. Miał naprawdę ładne oczy...
- od teraz twoje problemy są też moimi problemami, które rozwiążemy razem - Wyszeptałam gladzac go ręką po plecach. Wyglądał tak bezbronnie...

- Dziękuję ci bardzo... ale to działa w dwie strony. Wyjdziemy z tego szpitala szybciej niż sądzimy, bo osiągniemy to razem - Szepnął ocierajac słone łzy ze swojej bladej twarzy.

Wyjdziemy z tego razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz