Rozdział 2

11.9K 927 218
                                    

Elizabeth

Dwie soboty w miesiącu. Tylko dwie soboty w miesiącu nasze biuro jest otwarte dla klientów i akurat dziś, zmęczona po pijackim wieczorze w towarzystwie Julii, przypada mój dyżur.

Czemu musiałyśmy wypić aż tyle?

Upijam łyk kawy, błagając swój organizm, by zaczął tolerować płyny i pokarmy. Cóż, wczoraj zaszalałyśmy, nie ma co. Na dodatek ledwo przespana noc i powracające koszmary też dały mi w kość.

– Lizzie, szef cię wzywa. – Odzywa się Aby, gdy z filiżanką w dłoni wracam do swojego biurka.

Podnoszę na nią wzrok, a następnie zerkam w stronę drzwi prowadzących do gabinetu Bena.

– A co on dzisiaj tutaj robi? – mamroczę, bo Ben nigdy nie pracuje w soboty.

– Przyszli przed chwilą. – Wzrusza ramionami. – Miałam ci powiedzieć, byś niezwłocznie do nich zajrzała.

– Do nich? – akcentuję liczbę mnogą, jednak koleżanka już nic więcej nie mówi.

Odkładam kawę na blat biurka, po czym ruszam w stronę drzwi. Pukam lekko w drewno, i już po sekundzie słyszę głośne nawoływanie:

– Wejdź!

Naciskam klamkę i wchodzę do środka, jednak na widok zebranych w gabinecie osób, zamieram w pół kroku.

– Elizabeth! Dziecko! Jak dobrze cię widzieć! – odzywa się Frank Moore, uśmiechając się ciepło, a ja, choć staram się z całych sił, nie potrafię odwzajemnić tego gestu.

Nie widziałam się z tym mężczyzną od dnia, w którym sąd unieważnił mój ślub z jego synem. I choć zarówno on, jak i jego żona, próbowali utrzymać ze mną kontakt, ja nie chciałam. Nie potrafiłam przebywać w ich towarzystwie, gdyż na sam widok swoich niedoszłych teściów miałam przed oczami Davida i scenę z tamtego zaplecza.

– Panie Moore – bąkam na powitanie, a następnie zerkam na drugiego z mężczyzn. – Panie Hall – witam się niemrawo.

Rozglądam się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu młodszego Halla, ale prócz mojego szefa, nie ma tu nikogo więcej. Posyłam mężczyźnie pytające spojrzenie, a ten krzyżuje ramiona na piersi i spogląda na mnie z bladym uśmiechem.

– Panowie przyjechali tu specjalnie do ciebie, by porozmawiać na temat twoich nadchodzących zadań. Domyślam się, że rozmawiałaś już z Julią i ta wprowadziła cię już nieco w temat, jednak lepiej będzie, jeśli inwestorzy sami przekażą ci swoje oczekiwania – kwituje. – Zostawię was samych – oznajmia na koniec, po czym rusza w stronę wyjścia.

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje plany odnośnie do poniedziałkowej rozmowy z szefem.

– Zdrajca – syczę cicho, gdy Ben mnie mija, a uśmiech na jego ustach tylko się poszerza.

– Bądź grzeczna – rzuca szeptem, a następnie naszych uszu dobiega jedynie ciche trzaśnięcie drzwiami.

Biorę głęboki wdech, po czym przybieram biznesową postawę. Nie ma co się dąsać. Trzeba podejść do sprawy profesjonalnie. Dlatego wchodzę głębiej do gabinetu, po czym okrążam biurko mojego szefa i zajmuję jego fotel, a także sięgam po jeden z długopisów i czystą kartkę. Gdy już jestem przygotowana, podnoszę wyczekujący wzrok na obu mężczyzn, dając im znać, że czekam na wspomniane wytyczne.

– Widzę, że nadal chowasz do mnie urazę – stwierdza ponuro pan Moore, a mi z miejsca robi się głupio.

– Przecież to nie pan mnie zdradził, tylko pana syn – przypominam, odwracając wzrok. – Dlaczego więc mam mieć urazę do pana? – pytam.

13 miesięcy (Premiera 22.05.2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz