Rozdział 4

28 4 5
                                    

– Ej, Rose, czemu jesteś taka smutna? – zapytała Millie.

I co ja mam jej powiedzieć, że co, że dostałam za to, że porozmawiałam z chłopakiem, który mimo moich ostrzeżeń przyszedł mi do domu i wkurzał moją matkę. Tak to mam jej powiedzieć?

– Nie jestem smutna...

– Przecież widzę, że jesteś.

– Nie jestem smutna tylko nie wyspana. Pasuje?

– Powiedzmy, że pasuje.

Czemu ona nie może tego zrozumieć, że ja w domu nie mam tak kolorowo jak ona, ja nie mogę zaprosić sobie całej szkoły do domu, bo dostanę taki wypierdol, że nie wiem czy się ruszę, a ona. Ona nadal tego nie rozumie. Znamy się już dziewięć lat, a ona nadal nie może zrozumieć mojej sytuacji.

Czy to jest zachowanie prawdziwej przyjaciółki?

Eh... Wygląda na to, że do końca życia będę samotna jak mój kwiatek na parapecie, o którym właśnie sobie przypomniałam. Nie jest podlewany od miesiąca i pewnie ma się jak ja, czyli
     
          O   K    R    O   P   N   I   E

Sprawdzian, który napisałam godzinę temu jak na pierwszy rzut oka, poszedł mi całkiem dobrze. Myślę, że piątka będzie. Co prawda moja matka będzie się darła i chodziła jak opętana, ale mnie piątka wystarczy. Naprawdę nie oczekuję od siebie szóstek z geografii. Ludzie ja jestem na profilu biologiczno-chemicznym i na tych dwóch przedmiotach ma mi najbardziej zależeć, a nie na jakiejś nudnej geografii. Gdyby nie moi rodzice miałabym te przedmioty (geografię, historię i fizykę) głęboko w dupie, bo zwyczajnie do głowy nie chcą mi wejść.

– Cześć Rose... Współczuję matki, naprawdę – odezwał się znikąd William.

– Eh, a co ty możesz o tym wiedzieć.

– Wiem, więcej niż myślisz.

– Tak?

– Tak...

Zbliżył się do mnie i zaczął masować mnie po posiniaczonych plecach. Syknęłam z bólu.

– Co się dzieje, Rose?

– Boli...

– Plecy?

Kiwnęłam głową.

– T-to przez matkę?

Nie odpowiedziałam, ale zapewne sam się domyślił, bo drugi raz nie zadał tego samego pytania.

– Naprawdę mi przykro, Rose... Sam wiem, jak to jest być okropnie traktowanym przez rodziców.

– Ciebie też biją?

– Teraz, już nie... bo opiekuje się mną moja babcia, która jakby to powiedzieć, odebrała moim rodzicom prawa rodzicielskie.

– Ja nie mam babci...

Zasmuciłam się jeszcze bardziej.

– Nie przejmuj się, spróbuję uratować cię od tych potworów, tylko daj mi czas, a obiecuję, że stanie się tak jak mówię.

– Niby jak to zrobisz. Przecież widziałeś jak zaatakowała cię moja matka, gdy tylko wszedłeś do domu.

– Widziałem, ale mnie to zbytnio nie ruszyło, bo jak sobie przypominam historię sprzed dwóch lat to widzę tam swoją matkę, która stoi przede mną z kijem od szczotki i karze odpowiadać na zadane mi pytania.

– Ona cię w ten sposób uczyła?

– Eh... Tak, bo chciała, żebym był wielce wykształcony matematycznie tak jak ona, a ja nie rozumiem matematyki... Do dziś pamiętam jak próbowała siłą wpoić mi do głowy tabliczkę mnożenia.

You know [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz