Rozdział 2

34 3 0
                                    

Całą lekcję myślałam nad próbą przekonania matki, ale nic nie przyszło mi do głowy. No nic. Całe czterdzieści pięć minut poszło na marne, bo nie wiem o czym była lekcja i nawet nie wymyśliłam sensownego scenariusza, który przekonałby moich rodziców. Ah... Dobrze, że był to francuski... Z nim jestem mocno w przód z materiałem, więc raczej nie będę miała problemów na kartkówce.

Zadzwonił dzwonek. No wreszcie. Wreszcie będę mogła podzielić cię swoimi myślami z Millie.

Usiadłyśmy więc na naszym ulubiony parapecie do pogaduszek i zaczęliśmy rozmowę.

– Będziesz szła na tę imprezę? – zapytałam.

– Oczywiście, że tak, a ty?

– Wiesz... no ja nie wiem, pomożesz mi coś wymyślić co przekonałoby moją matkę?

– Eh... Zaraz coś wymyślę.

Zatrzymała się na chwilę i zeszła z parapetu.

– Wiem! – krzyknęła – Możesz powiedzieć jej, że idziesz do mnie się uczyć, przyjęcie trwa do dwudziestej drugiej, więc nie powinna się zdenerwować.

– Ja nie wiem... – zapłakałam. – Nie mam pojęcia czy to wypali.

– Zawsze możesz spróbować.

– No tak, ale nie obiecuję, że się uda.

– No dobra, jutro mi powiesz czy wypaliło, bo w końcu impreza jest za tydzień.

– Co?!

– Impreza jest...

– Słyszałam. Co?! Jak to za tydzień?!

– No ale chyba zapytasz się dzisiaj?

– Wiesz jakie to jest trudne? Ja muszę przygotować takie argumenty, że aż się w głowie nie mieści...

– Serio?

– Tak.

– To ci pomogę, w końcu jeszcze będziemy w szkole jeszcze z osiem godzin. Coś się wymyśli.

– Coś? Nie, to nie może być coś. To musi być oryginalne, a nie coś. Ja mam przekonać swoją matkę, a nie pięciolatka. Millie kiedy ty wreszcie to zrozumiesz?

– Ale ja wszystko rozumiem.

– Nie, nie rozumiesz...

– Ej, ale nie załamuj się...

I z moich oczu trysnęła fontanna łez.

Eh... takie mam życie, że nawet nie mogłam iść się ogarnąć w łazience, bo zadzwonił cholerny dzwonek. I musiałam iść taka zapłakana na kolejną lekcję. Jak dobrze, że pisaliśmy sprawdzian i nie musiałam patrzeć się na nauczyciela. Jak dobrze...

Kiedy wróciłam do domu miałam na kartce wypisane dziesięć argumentów, które miały przekonać moją matkę i wsumie ojca też.

Pół godziny uczyłam się formułki i wreszcie zdecydowałam się iść do jej pokoju.

Zapukałam.

– Co? – zapytała znudzona matka.

– Chciałam się coś zapytać.

– To wejdź i mów.

No i weszłam. Rzadko tutaj bywam więc nie zauważam zmian, które zachodzą, a wiem, że ona robi je co dwa tygodnie. Tak, nie żartuję co dwa tygodnie, zmienia układ roślin, dokupuje nowe obrazki. Raz nawet zmieniła układ całego pomieszczenia o czym przypadkowo dowiedziałam się od ojca, który mamrotał coś pod nosem, że ostatni raz robi jej takie przemeblowanie.

You know [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz