Gdyby Serapia miała określić lato zapachem, wybrałaby zapach rozgrzanego upałem miasta.
Gorący beton, słodka woń truskawek z bazarku, zapach ciepłego piwa popijanego ukradkiem na plaży, ale też ten charakterystyczny, surowy, morski zapach Bałtyku, bo lato w zachodnich wybrzeżach Polski ma zupełnie inny klimat niż gdziekolwiek indziej — też brzmią kusząco.
Uwielbia też zapach, który czuć po letnich burzach, a także świeżo skoszoną trawę. Jeśli ktoś jest szczęściarzem i większość swojego życia spędził na wsi, najlepiej oddalonej o parę kilometrów od pobliskiego miasta, to doskonale zna to uczucie, gdy nadchodzi wieczór i duchota w końcu przemija. Nareszcie można wyjść na zewnątrz, pograć w siatkówkę, a oglądanie telewizji było ostatnim, o czym ktokolwiek pomyśli.
Nadszedł moment, w którym trzeba się z czymś pożegnać. Za doprowadzającą do gorączki temperaturą, na którą wyczekuje się cały rok, za ugryzieniami komarów i drapaniem swojej skóry do czerwoności, mimo mamy powtarzającej w kółko: nie drap się. Jednak Serapia najbardziej będzie tęsknić za momentami, jak teraz.
Łagodny szum fal uspokaja dziewczynę i jej przyjaciółkę. Postanowiły, że podróż pociągiem tylko we dwie będzie odda lepszy klimat, niż miałyby to robić z całą grupą. Teraz w myślach żałują, że nie wzięły ze sobą ich przyjaciela, po którego żartach zawsze kwestionowały, czy tym razem powinny się zaśmiać, czy zapłakać. Możliwe, że zaraz będą płakać, ale nie z powodu żenujących opowieści Maurycego.
Dziś powietrze pachnie jak ostatnie dni wakacji, a Bałtyk pierwszy raz nie dodaje im orzeźwienia – W zamian rozpala w nich nutę nostalgii i strachu przed tym, co będzie później. Siedzą tak ostatniego dnia sierpnia, skulone na piasku w akompaniamencie dźwięków morza. Żadna z nich nie ma odwagi się odezwać. Wolą patrzeć przed siebie niż na siebie.
Bo wiedzą, że to ostatnie lato, kiedy są razem.