ROZDZIAŁ 4.

60 4 14
                                    

Stanąłem przed drzwiami jednego z domów i zapukałem. Przez chwilę odpowiadała cisza.
— Nooo... Nie uprzedziłeś mamy, więc teraz pocałujemy klamkę... — mruknęła Sophie, poprawiając sobie Faith na rękach. — Patrz jak tu ładnie... — zwróciła się do małej, która rozglądała się na wszystkie strony.
— Przestań narzekać. Po prostu siedzi na ogrodzie. — nie skończyłem dobrze zdania, jak drzwi zaczęły się uchylać. — Niespodzianka.
— Synek! — mama rzuciła mi się na szyję. — I to jaka wielka niespodzianka. Witaj Sophie. — ucałowała dziewczynę, ale i tak najważniejsza była w tym wszystkim jej wnuczka. — Kruszyno, rośniesz, jak na drożdżach, czym ten ojciec cię karmi? — zaśmiała się radośnie i wzięła dziecko na ręce. Wycałowała i wyściskała ją, jakby jej z rok nie widziała, a minęły niecałe dwa tygodnie. — A gdzie Karl? — teściowa o mało nie udusiła się własną śliną na to pytanie.
— Jest w podróży biznesowej. — powiedziałem, ułatwiając jej życie. — Tym razem poleciał do Meksyku. Jak się uda, to wróci do nas. — wytłumaczyłem.
— Jakbym wiedziała, że przylecicie, to bym lepiej posprzątała... Może jakieś ciasto upiekła? — zaczęła wymieniać, a ja tylko pokowiałem głową z niedowierzaniem.
— Dlatego właśnie nie informowałem. — powiedziałem z lekkim uśmiechem. — Nie jesteśmy jakimiś gośćmi specjalnymi mamo, jesteśmy rodziną i nawet jakbyś miała bałagan, to najzwyczajniej w świecie pomógłbym ci posprzątać. — mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach. — Nawet się nie waż... — pokiwałem palcem, powstrzymując ją przed rozklejeniem się.
— Dobrze cię wychowałam. — stwierdziła i roześmiała się. — Wchodźcie dalej. — zaprosiła nas gestem. Sophie szła nieco speszona, rozglądając się na boki.
— Czego szukasz? — zapytałem.
— Jak to czego? Pokoju nastolatka z lat dziewięćdziesiątych. Plakaty boysbandów, albo jakiś sportowców, świerszczyki pod łóżkiem. — roześmiałem się. — Tylko mi nie mów, że się rozczaruję.
— Niestety. Robiłem remont swojego pokoju, więc rozczarujesz się bardzo. — dziewczyna jęknęła rozżalona.
— Weź... Psujesz zabawę już na wstępie. — wzruszyłem lekko ramionami i zrobiłem przepraszającą minę.
— Boże, ale czad... — szepnęła brunetka widząc wyjście na taras. Szklana część ściany rozsuwała się na boki, a drewniany podest łączył się z prywatnym kawałkiem plaży. — Przypadkiem trafiłam do raju... — zaśmiała się.
— Jason kupił i wyremontował cały dom. — powiedziała moja matka, a ja zmierzyłem ją wzrokiem. Nie musiała się chwalić. — Synek, to powód do dumy.
— Szczególnie, że jak na faceta masz niezły gust. — Sophie rzuciła mi komplement, który o dziwo sprawił, że na sercu zrobiło się cieplej.
— Dzięki. Chcesz kawę, herbatę?
— Drinka z podwójną wódką. — wyszczerzyła do mnie zęby i ściągnęła buty. Wybiegła na piasek i wysunęła twarz ku słońcu.
— Mamo chcesz drinka? — zapytałem, skoro mieliśmy już zacząć.
— Słabiutkiego, bawcie się wy, ja zajmę się Faith. — powiedziała cała w skowronkach. Zaśmiałem się na to przyzwolenie.
— Chyba skorzystam z tej oferty. — wszedłem do kuchni i naszykowałem trzy szklanki. Zrobiłem każdemu po drinku i rozdałem paniom. — Gdzie Nana?
— W klubie seniora. — o mało nie udławiłem się, słysząc jej słowa.
— Co takiego? — patrzyłem z niedowierzaniem.
— Nie wiem, co twojej babce odbija, ale ja się w to nie mieszam. Mam wrażenie, że ona przeżywa jakąś piątą młodość.
— Mówiłem, żeby odciąć jej Internet... — mruknąłem. Mama roześmiała się w głos.
— Nie da rady. W klubie seniora mają zajęcia z informatyki, więc nie zdziwię się, jak ona już wie więcej niż ja. — przerzuciłem oczami. W sumie to dobrze, że zamiast dogorywać na fotelu, dziargając na szydełku lub drutach, moja babcia wolała uczyć się i wychodzić do ludzi. Wyszedłem ze szklanką w ręku na taras. Powiało od wody, a ja przymknąłem oczy. Przez te kilka sekund starałem się nie myśleć o niczym. Upiłem łyk i rozluźniłem się. — Jak tam poszukiwania? — zapytała mnie mama, sprowadzając na ziemię.
— Baz zmian. Dobrze wiesz, że gdyby coś się zmieniło od razu dałbym ci znać. — uciąłem temat, nie mając ochotę na dalsze dyskusje. Mimowolnie wróciłem myślami do pięknookiej blondynki. Czy była jeszcze jakakolwiek szansa na jej odnalezienie? Może ona sama nie chciała zostać znaleziona, dlatego szło nam tak opornie. W końcu poruszyliśmy niebo i ziemię, dalej to robimy. Czy popełniłem błąd odmawiając zabijania ludzi?
— Jason... — mama położyła dłoń na moich plecach i delikatnie przesunęła po nich. — Przepraszam, nie powinnam była pytać...
— Przecież to tylko twoja troska. — obróciłem się do mamy i złapałem jej dłoń, całując ją w nią.
— Jesteś najlepszym dzieciakiem pod słońcem, nie zasłużyłeś na taki los. Powinieneś stać tu roześmiany i cieszyć się wizytą w domu, a nie błądzić myślami nie wiadomo gdzie. W sumie to tylko twoja córka cię przebiła w byciu najlepszym. — zaśmiała się pod nosem, a ja nie pozostałem jej dłużny przez nawet sekundę.
— Radzę sobie. Może nie jest to perfekcyjne rozwiązanie, ale oswajam się z sytuacją. — wymusiłem uśmiech.
— Sophie i Karla może oszukasz, ale matki nie oszukasz. Widzę, jak dalej cię to zżera od środka. Nikt od ciebie nie wymaga żebyś znosił wszystko dzielnie. Jeśli potrzebujesz to płacz, krzycz, wyrzucaj wszystko z siebie. Jeśli wygasisz uczucia, zatracisz cząstkę siebie.
— Zawsze byłaś taka mądra? — zaśmiałem się cicho, a ona trzasnęła mnie w potylicę. — Za co?!
— Za niewinność, jak zawsze. — pogroziła mi palcem.
— Booooożeeeee!!! Jestem w raju!!! — usłyszałem krzyk poplątany z dziką oznaką radości. Spojrzałem w stronę źródła dźwięku. Sophie starała się zrobić gwiazdę, jednak finalnie upadła na piach i zanosiła się śmiechem.
— A jej co? Po jednym drinku już jej tak siadło? — zapytała rodzicielka, a ja uniosłem kącik ust do góry.
— Też ma problemy, ogarnia dom, a nawet dwa. Do tego zajmuje się Sophie i spędza sporo czasu w laboratorium. Właśnie dociera do niej piękno tego miejsca i chwila wolności, gdzie nie ma nawet najmniejszego obowiązku. Nigdy nie była w egzotycznych krajach na wakacjach, więc nie mogła doświadczyć tego wszystkiego na własnej skórze. Wypiła mocnego drinka, więc na moje oko wpadło jej mocne przebodźcowanie. — pokręciłem z niedowierzaniem głową, kiedy kolejna próba gimnastycznych popisów teściowej, legła w gruzach.
— To weź dziewczynę na miasto pokaż jej uroki Hawajów, ale w naszym stylu. O dziecko się nie martw, przez ten czas jesteś bezdzietny, babka przejmuje stery. — wtrąciła, kiedy wyczuła po co chcę uchylić usta.
— Dzięki, jesteś najlepsza. — ucałowałem jej czoło.
— Leć do niej, bo rozniesie nam całą plażę. — przytaknąłem i dopiłem drinka. Ruszyłem w kierunku brunetki i kiedy ponowiła próbę zrobienia gwiazdy, złapałem za jej nogi i przerzuciłem ją, by w końcu dobiła celu.
— Udało mi się! Prawie sama! — chichotała, jak szalona. Było widać, że p— ozwoliła sobie odpuścić rozmyślanie i dać się porwać chwili. Zazdrościłem jej tego.
— Brawo ty. — uniosłem kącik ust, a ona po chwili zamilkła. Popatrzyła na mnie poważnie i podniosła się.
— Przesadziłam, tak? — miałem wrażenie, że czekała na opierdol roku, z miną zbitego psa.
— Nie, broń boże... Chciałem ci zaproponować wyjście na miasto. Ten kawałek plaży to nic w porównaniu z tym, co czeka dalej. — momentalnie jej twarz rozpromieniła się.
— Mogę się przebrać?
— Nawet musisz. — dodałem poważnie i niemal nie oberwałem piaskiem w twarz, kiedy dziewczyna się zerwała. — To będzie szalona noc. — mruknąłem pod nosem, do samego siebie, widząc, jak wpadła do domu i momentalnie poleciała do swojej walizki. Sam poszedłem w ślady dziewczyny i poszedłem do swojego pokoju. Otworzyłem walizkę i wyciągnąłem białe spodnie i koszulę w różowe, hawajskie wzory. Spryskałem się ulubionymi perfumami, po czym zszedłem na dół. Nalałem sobie drinka i popijałem, czekając jeszcze z dobre dwadzieścia minut, nim brunetka pojawi się na dole.
— Gotowa, szefie. — usłyszałem za swoimi plecami. Podniosłem się z krzesła i obróciłem. — Wow, dobrze Karla nie ma, bo chyba nigdzie byśmy nie wyszli.
— Jego strata, mógł nie jechać na pewną śmierć, tylko spędzić czas z nami. — wzruszyła ramionami. Sama nie wierzyła w to, co mówiła, ale ewidentnie wypierała z siebie wszystkie negatywne myśli i emocje.
— Dobra buntowniczko, idziemy. — wskazałem na drzwi, a sam zajrzałem jeszcze do kuchni. — Idziemy, jakby się coś działo, to dzwoń. — powiedziałem do mamy, która tylko machnęła ręką, wyganiając nas gestem.
— Idźcie już i bawcie się dobrze. — przytaknąłem jej i ruszyłem za Sophie, która czekała już na ulicy.
— Dokąd najpierw? — zapytała, spragniona nieznanego.
— Pójdziemy do baru przy plaży. Jednak to nie będzie coś, co znajduje się w przewodnikach turystycznych. — podkreśliłem, a ona wyszczerzyła się tylko. — Obym tego nie żałował. — zażartowałem. Ruszyliśmy w prawo, wzdłuż naszej ulicy.
— Zazdroszczę, że urodziłeś się w takim miejscu. To się w żaden sposób nie umywa do naszego, śmierdzącego miasta. — stwierdziła, a ja spojrzałem na nią i się zaśmiałem.
— Gdybyś się urodziła tutaj, wyspiarskie klimaty byłyby dla ciebie oklepane, a wszystko, co robi na robi teraz wrażenie, nawet by cię nie ruszało. — zastanowiła się chwilę nad tym co powiedziałem.
— W sumie to masz rację. Jednak nigdy nie zamieniłabym tego co właśnie czuję, na oś innego, więc może i dobrze, że tak się stało. Czuję się, jak na haju... — roześmiałem się na jej słowa.
— Zakochasz się w następnym punkcie imprezy, więc powstrzymaj jeszcze chwilę swój haj. — puściłem jej oczko, a ona się tylko roześmiała.
— Zaczynam się bać, co wymyśliłeś. Teraz ta myśl nie daje mi spokoju i wyobrażam sobie różne rzeczy. — mruknęła, nieco niepocieszona.
— Jakie? — zapytałem, bez chwili namysłu.
— Że mi nawkręcasz, że to takie cudne miejsce, a podejdziemy pod jakieś miejscowe laboratoria i rzucisz, że to był tylko żart.
— Nie jestem twoim mężem. Nie musisz się obawiać takiego scenariusza. — złapałem za ogromne liście, jednego z krzewów i odsłoniłem jej ukrytą drogę na plażę.
— Jak chcesz mnie zgwałcić i wykorzystać, to tak łatwo się nie dam, ostrzegam. — pogroziła mi palcem, a ja przerzuciłem oczami.
— Chyba będę musiał poważnie porozmawiać z Karlem, po naszym powrocie.
— O ile nie jestem już wdową. — mruknęła pod nosem.
— Zaraz dostaniesz w dupę, żebyś dostała szybszych ruchów. Wolałem cię w tej szalonej wersji. — pomamrotała coś pod nosem i weszła na ścieżkę. Ruszyła w stronę plaży, a ja szedłem zaraz za nią. Rozglądała się na boki, a przed nami zaczynał się powoli przepiękny zachód słońca. Szła przede mną w ciszy, jakby miało jej to pomóc łapać chwilę. Doszliśmy do początku plaży, skąd było już słychać muzykę.
— Tam idziemy? — wskazała na budkę, pokrytą słomą, z niewielką sceną na boku, gdzie grali lokalną muzykę. Dziewczyny tańczyły hula, panowie popijali drinki i debatowali na swoje tematy. Uroku wszystkiemu dodawała masa kwiatów, pochodnie i milion lampek. Przemilczałem odpowiedź, tylko lekko ją pchnąłem w tym kierunku. — Nie wierzę, w to, co tu się dzieje... — pokiwała głową na boki i powlekała nogami. Chciało mi się z niej śmiać, jednak powstrzymałem się na rzecz tworzenia wspaniałych wspomnień.
— Aloha Jason! — usłyszałem i zobaczyłem kumpla z dawnych lat, który podniósł się i rozłożył szeroko ramiona.
— Aloha Maui. — zaśmiałem się i powitałem go.
— Co tam wakacje z żonką? — popatrzyliśmy się na siebie z Sophie i wybuchnęliśmy śmiechem.
— To moja teściowa, tak w zasadzie. — chłopak spojrzał z niedowierzaniem. — Długa historia. — skwitowałem tylko, nie chcąc zbytnio opowiadać o tym, co stało się w moim życiu.
— Okazało się, że lubię starszych facetów. Chociaż mój na swoje lata nie wygląda. — wzruszyła lekko ramionami. — Pijemy? — dziewczyna przełamała niezręczną sytuację, prostym pytaniem. Chyba na to hasło nie ma nikogo, kto by się nie zgodził. Podszedłem do baru i zamówiłem całą tacę kolorowych drinków.
— Uważaj, bo nie czuć alkoholu, a wali jakbyś z butelki piła. — ostrzegłem, a ta uśmiechnęła się tylko w diabelski sposób.
— O to chodzi, takie lubię najbardziej. — nie była mi dłużna, odwzajemniając gest.
— To gdzie jest twoja żona? — zapytał Maui, a ja o mało nie udławiłem się drinkiem. Odkaszlnąłem kilka razy i spojrzałem na Sophie, która zaczęła pić drinka przez słomkę, patrząc na mnie, jakby zupełnie nic nie wiedziała. Dzisiaj przeklinałem swoją popularność i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Nie miałem najmniejszej ochoty przeżywać moich ostatnich trzech miesięcy na nowo.
— W pracy. Pojechała na konkurs pole dance w Europie, a ja zostałem z dzieckiem i stwierdziłem, że was odwiedzę. Teściu też w delegacji, więc żeby się teściowa nie nudziła, to zaproponowałem wspólny wypad. — teraz to Sophie, o mało nie połknęła słomki. Posłałem jej wymowne spojrzenie.
— Dobra, weźmy skończmy te pierdoły o naszych nudnych życiach. Dzisiaj impreza! — brunetka roześmiała się.
— Jesteście nienormalni... — mój przyjaciel zaśmiał się pod nosem.
— Dlatego jesteśmy rodziną, czego chcesz? Dobraliśmy się idealnie. Banda czubów. — wzruszyłem lekko ramionami.
— Nauczcie mnie hula... — powiedziała nagle dziewczyna, zawieszając wzrok na tancerkach.
— My to co najwyżej hakę możemy cię nauczyć, ale zagadam dziewczyny. — Maui wyrwał się, a ja zaczynałem podejrzewać, że poczuł miętę. Poszedł zagadywać laski, spełniając prośbę brunetki.
— Wpadłaś mu w oko.
— Powaliło cię? Jestem żonata, do tego są bardziej urodziwe... Lepiej żeby tak nie było. Jak Karl przeżyje i przywiezie tu swoje dupsko, to go zabije. W sumie to potem ja jego, za to co odwalił, więc zrobi się rzeź... — popatrzyłem na nią, jak na wariatkę. — Nie patrz się tak na mnie, sama już nie wiem, co mam myśleć. Dzisiaj jednak chciałabym porzucić używanie mózgu i po prostu dobrze się bawić. Czasami odmóżdżenie się to najlepsze, co może być.
— Racja. — zamilkłem widząc, że kolega z dawnych lat, zmierzał już w naszym kierunku.
— Chodź piękna, dziewczyny stwierdziły, że nie ma problemu. — uśmiechnął się szeroko, a Sophie momentalnie się podniosła poprawiając sukienkę. Rozsiadłem się wygodnie i obserwowałem rozwój wydarzeń. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem jej kilka zdjęć, żeby miała na pamiątkę.
— Jason, chodź do nas! — machnęła na mnie ręką, a ja pokiwałem przecząco głową. Nie miałem jednak za wiele do gadania kiedy podbiegła do mnie i zaciągnęła mnie za rękę. Moje sceptyczne podejście zniknęło po chwili. Sam stwierdziłem, że będę się dobrze dzisiaj bawić, w końcu z takim założeniem wyszliśmy z domu. Śmialiśmy się w głos, kiedy coś nam nie wychodziło, staraliśmy się odrzucić wszystkie troski i problemy.

STOP TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz