//Pov: Tony\\
— Kurwa stary, co ty robisz?! — zapytał odpychając mnie od siebie.
— Ja... ja nie wiem. Chyba mnie poniosło.
— Mam coś co ci pomoże. Wyglądasz na strasznie przybitego. — ciekawe czyja to wina Ethan. Zaraz po tych słowach zaczął grzebać w kieszeni swoich ciemno niebieskich dżinsów, z której po kilku sekundach wyciągnął woreczek z białym proszkiem. Chyba nie myślał że będę z nim wciągał.
— Co to kurwa za gówno?!
— To gówno sprawi, że od razu poczujesz się lepiej. Nie daj się prosić. No dalej.
Nie bądź pizda. — nie chciałem tego barć, ale nie chciałem się też tak czuć.
Zgodziłem się. Poszliśmy do kibla i wciągnęliśmy po kresce, a potem po jeszcze jednej.Po tym już nie wiele pamiętam. Pamiętam tylko, że tańczyliśmy z jakimiś dziewczynami, całowaliśmy się z nimi, a potem Ethan zniknął z mojego pola widzenia.
//Rano\\
Obudziłem się w swoim łóżku. Nie maiłem pojęcia jak się w nim w ogóle znalazłem. Niczego już nie pamiętałem. Ostatnie moje wspomnienie z nocy to wciąganie kresek z Ethan'em.
Podniosłem się do siadu, a następnie spojrzałem na swoje ręce. Miałem całe rozcięte przedramię, ślady po igle i nadgarstek owinięty bandażem.
Co się do kurwy stało?!Wstałem z łóżka. Podbiegłem do lustra tak szybko, że o mało co się nie przewróciłem. Spojrzałem w nie. Rozcięty łuk brwiowy, podbite oko i rozcięta warga.
Wyszedłem z pokoju, kurując się do pokoju mojego bliźniaka. Gdy już znalazłem się przed jego drzwiami, wszedłem jak do siebie. O dziwo, nie spał.
Zdziwiło mnie to, bo zwykle spał tylko kiedy mógł.— Czego chcesz? — zapytał wkurzony.
— Wiesz może jak znalazłem się w domu? — brat przewrócił oczami, ale zaraz potem zaczął mówić.
— Zadzwoniłeś do mnie i wręcz błagałeś, żebym po ciebie przyjechał, więc się zlitowałem i to zrobiłem. Kiedy przyjechałem paliłeś blanty z jakimś typkiem.
— Nie było tam Ethan'a? — spytałem. Był ze mną. Nie wymysłem sobie tego.
— Nie było go tam. Byłeś tylko ty. Wracając, chwyciłem cię za ramię, a ty wpadłeś na jakiegoś typa no i on się wkurzył i cię pobili z koleżkami. Pozbierałem cię, wrzuciłem do auta i pojechaliśmy do domu. Tyle. Ethan'a brak. — wzruszył ramionami unosząc ręce, robiąc przy tym smutną minkę.
— Ale był tam. Dał mi prochy!
— Przestań wymyślać. Każdy wie że ćpasz na potęgę. Nikogo nie oszukasz, a tym bardziej Vince'a. Wybacz Tony, ale zwyczajnie nikt ci nie uwierzy że Ethan dał ci prochy, a potem cię zostawił. — Shane miał rację. Nikt mi nie uwierzy, że święty Ethan mnie naćpał, a potem zostawił samemu sobie.
— Ale ja ci wierzę. — odezwał się po chwili ciszy. Spojrzałem na niego zdziwiony, ale jednocześnie szczęśliwy, że chociaż on mi wierzy. Ostatnio czułem jakby wszyscy w domu byli nastawieni przeciwko mnie. Jakbym był ich wrogiem. Cieszyłem się, że chociaż mój bliźniak był po mojej stronie , a przynajmniej w tej sprawie. Wiele to dla mnie znaczyło.
Ethan coraz bardziej działał mi na nerwy. Coś było z nim nie tak. Całe szczęście zauważyłem to już na samym początku w przeciwieństwie to pana Choi'a i i reszty, którzy się nim zachwycali. Cóż czułem się odrobinę lepszy od nich. Mój iloraz inteligencji był zwyczajnie wyższy od ich.
Musiałem tylko zadbać o to, abym to ja rozkładał karty. Ethan już dawno powinien dojść do wniosku, że ze mną się nie zadziera.— TONY! — usłyszałem głos ojca z dołu. Brzmiał jakby był zły.
Czym prędzej wstałem z łóżka, wybiegłem z pokoju brata kierując się schodami w dół. Wszedł do kuchni gdzie zastałem ojca, pana Choi'a, Yeon, Hailie i Ethan'a. Też był pobity.
— Powiedz mi, czy to prawda dorzuciłeś Ethanowi narkotyki do drinka, a potem go pobiłeś? — zapytał ojciec, a w jego głosie słychać było rozczarowanie.
— Słucham? Nic takiego nie zrobiłem! — obroniłem się. Ojciec tylko pokręcił zrezygnowany głową.
— Przestań kłamać! Wszystko jest na nagraniu. — wtrąciła się Choi.
— Co ty kurwa pierdolisz?! Palcem go nie dotknąłem. To on podał mi prochy, a potem poszedł lizać się z jakimiś dziwkami!
— Serio Tony? Mógłbyś się chociaż kurwa postarać wymyślić lepsze kłamstwo. W życiu bym nie zdradził Jiyeon. Nie jestem tobą. — odezwał się ten jebany kutas. Nie wierzę kurwa. Doskonale widziałem jak całował się z tymi laskami, macał się z nimi i nie wiadomo co jeszcze, a teraz udawał ofiarę. Co za jebany chuj.
— Mam tego dość Anthony. Naprawdę! Pojedziesz do ośrodka odwykowego. — Chyba jeszcze nigdy nie widziałem ojca tak wściekłego jak teraz.
— Ale...
— Nie ma żadnego „ale"! Powiedziałem coś, a teraz won do swojego pokoju! — Spojrzałem w stronę Ethan'a, który stał z tyłu więc nikt oprócz mnie nie mógł zobaczyć jego twarzy. Ten chuj się kurwa uśmiechał. Szczerzył się jakby co najmniej wygrał na loterii. Dokładnie o to mu chodziło.
— Ty jebany kutasie!
—————————————————————
Heej! Mam nadzieje, że rozdział się podobał. Przepraszam za wszystkie błędy.
Dziękuje za głosy i komentarza.
Trzymajcie się! Kocham was<3
Miłego dnia/nocy
YOU ARE READING
~ Everyone, but not You ~ Tony Monet/Shane Monet
Fanfiction‼️Część pierwsza: „Nobody, but You"‼️ ‼️Część druga: Everyone, but not You"‼️