mój dom, moja kanapa [1.2]

30 5 49
                                    

Niektórzy sądzą, że podczas wykonywania zadania najgorsza jest presja. Przykładowo idąc po pomoc do przyjaciela to ty masz najgroszą rolę, ponieważ ciąży na tobie presja, czy uda ci się go przekonać do niezwykle lekkomyślnej i głupiej rzeczy. A już szczególnie, kiedy problemem jest jakiś koleś zabity przez twojego drugiego przyjaciela (swoją drogą zdecydowanie bardziej ciapowatego). Cóż, według mnie jest nieco inaczej.

Najgorzej ma właśnie ten, który popełnił zbrodnię i teraz błaga przyjaciół o pomoc. Ponieważ czeka on, ukryty w bezpiecznym miejscu, na jednego z nich, dręczony przez niepewność, uczucie, że ktoś go obserwuje, chociaż nigdy nie wie kto. To właśnie on ma najgorzej, bo wie, że to on zawinił, a teraz wciąga w to jeszcze ludzi, na których faktycznie mu zależy.

Niezwykle podobna sytuacja (całkiem sporo osób odważyłoby się nawet na stwierdzenie, że identyczna) spotkała też mnie. Był to osiemnasty października, trzecia w nocy, a ja czekałem przed domem swojego najlepszego przyjaciela na jego powrót.

— Lucas, gdzie jesteś... — zajęczałem i właśnie wtedy, jak na zawołanie, zza zakrętu wyłonił się Lucas. Przez ramię miał przerzucone coś, co posądziłem o bycie naszą przyjaciółką, Alice Yves.

O ile Lucas był tym przyjacielem, który w przypadku ukrywania ciała pewnie zakopałby mnie w ziemi razem z nim, to Alice zadbałaby o zatarcie wszystkich śladów. Nie dziwiłem się więc, że Lucas poszedł po pomoc właśnie do niej, choć nie miałem pojęcia, czemu niesie ją nieprzytomną, przerzuconą przez ramię. Podszedłem więc do niego, ale kiedy tylko otworzyłem usta, on pokręcił głową na znak, żebym się chwilę wstrzymał.

— Eee... wszystko w porządku? — spytałem, kiedy razem weszliśmy do garażu.

— Śpi.

Już wtedy wiedziałem, że przytarganie jej tam śpiącej było fatalnym pomysłem.

Lucas posadził ją na krześle, po czym zaczął ją budzić. Trochę mu to zajęło, jednak nie było tajemnicą, że Alice zawsze śpi jak zabita. Akurat wtedy to porównanie nie wydało mi się być takie śmieszne.

— Cosiędziejegdziejajestem? — z jej ust wylał się potok słów, jednak Lucas ją uciszył.

— Hej, Licey — przedłużył „e" w tym przywitaniu, więc Alice zapewne domyśliła się, że coś zmalowaliśmy.

— Wixx? — Chyba zaczynała się orientować, co się dzieje. — Czemu jestem u ciebie w garażu?

— Hmm... tak w skrócie, to Theo przypadkowo kogoś postrzelił, a następnie, zamiast poprosić kogoś o pomoc, zostawił go w ogródku, żeby nie mieć problemu z rodzicami, no i chłop zszedł.

— Czekaj, możesz powtórzyć? — Alice najwidoczniej nie do końca się obudziła.

— Theo kogoś zabił.

— A, tak... to było tylko kwestią czasu. Ale czego ode mnie chcecie? — Jej niewzruszenie i kamienna twarz mnie zaskoczyła.

— Musisz nam pomóc ukryć ciało — odpowiedziałem, mając nadzieję, że się na mnie nie wydrze, co mogło nastąpić w dowolnym momencie. Alice była jak tykająca bomba.

— Brzmi nielegalnie — mruknęła, ziewając. — Wchodzę w to.

— Serio?

— JASNE, ŻE NIE! POPIERDOLIŁO WAS? — wybuchnęła. Jej wzrok ciskał gromy. — NAJPIERW PRZENOSICIE MNIE ŚPIĄCĄ DO JAKIEGOŚ PIERDOLONEGO GARAŻU, A POTEM MÓWICIE MI, ŻE TEN ZJEB — tu wskazała na mnie — KOGOŚ ZABIŁ? CO TO MA BYĆ? CO TO MA, KURWA, BYĆ?

— Ice, uspokój się...

— MAM SIĘ USPOKOIĆ? USPOKOIĆ SIĘ? SAM SIĘ, KURWA, USPOKÓJ! POSTRZELIŁEŚ JAKIEGOŚ CHŁOPA I TO JA MAM SIĘ USPOKOIĆ...

deadmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz