zapomnieliśmy o lucasie [1.5]

11 2 9
                                    

Kiedyś miałem świra na punkcie horrorów, slasherów, thrillerów i wszystkiego co sprawia, że przechodzą ci ciarki po plecach. Było to dziewięćdziesiąt procent mojej osobowości, a także znaczna część mojej wiedzy ogólnej. Uwielbiałem spędzać wieczory na oglądaniu strasznych filmów, analizowaniu ich, a także przewidywaniu, co się wydarzy dalej. Kochałem je całym moim sercem... a przynajmniej do momentu, w którym moje życie stało się jednym z nich.

W noc z dwudziestego czwartego na dwudziestego piątego października omal nie zginąłem. Dotarło do mnie, że o ile uwielbiałem śmiać się z głupoty bohaterów i dopingować mordercom, to kiedy chodziło o moje życie, już nie lubiłem ich tak bardzo. Zdecydowanie lepiej rozumiałem też te przygłupie ofiary z "Krzyku", które wbiegały na górę po schodach zamiast uciekać przez drzwi wejściowe. Dotarło do mnie, że kiedy patrzysz w oczy śmierci, nie umiesz racjonalnie myśleć. Nie zastanawiasz się nad tym co robić, czy jest to mądre, czy nie. Po prostu to robisz.

Alice, która nie stanęła twarzą w twarz z powstałym z martwych Freddy'm Collinsem, nie rozumiała mnie, kiedy opowiadałem jej o tym, co się wydarzyło. Podczas mojej historii załamywała się moimi pomysłami i decyzjami, a ja wiedziałem, że tej nocy zrobiłem wiele idiotycznych rzeczy.

— Ale, hej, koniec końców wyszedłem z tego żywo — zakończyłem, uśmiechając się do niej słabo.

— Nie ciesz się tak jeszcze — powiedziała Alice, jak zwykle pesymistycznie patrząc na sytuację. — Jeśli to co mówisz jest prawdą i nie masz urojeń, to mamy poważne kłopoty. Ktoś zna naszą tajemnicę i to nie byle kto.

— To Freddy! Logiczne, że wie, że go zabiłem.

— Właśnie. Zabiłeś go. Nie ma takich rzeczy jak powrót z martwych, pakt z diabłem ani nic takiego. Theo, to jest życie, a nie jakiś film. — Przewróciłem oczami. Jak gdybym nie wiedział! — Spotkałeś dzisiaj niebezpiecznego człowieka, który z pewnością jest w jakiś sposób związany z Freddy'm. Nie wiem kto to jest, może to jego brat albo ktoś z nim spokrewniony, niezbyt mnie to obchodzi. Za to obchodzi mnie to, że dzisiaj prawie cię zabił i nie należy się z nim cackać.

— Ale przecież mówił o sobie! Mówił: "zabiłeś mnie", "trafiłeś mnie", takie rzeczy.

— Dopiero, kiedy zdał sobie sprawę, że jesteś na tyle tępy by wierzyć, że da się powstać z martwych. Freddy był zwykłym listonoszem, nie jakimś Jezusem, cholera jasna! Możesz się wreszcie ogarnąć?! — krzyknęła i spojrzała na mnie z wściekłością.

Nagle dotarło do mnie, jakim to jestem debilem.

— Ty... ty się boisz. — Nie było to stwierdzenie, pytanie też nie, ale wystarczyło.

— Oczywiście, że się boję! Mamy do czynienia z jakimś jebanym mafiozo, który postawił sobie za życiowy cel cię zabić, co oznacza, że chce też zabić mnie i zabić... — umilkła. — Jesteśmy okropni.

— Hej, mów za sie...

— Lucas! Zapomnieliśmy o Lucasie! — Wytrzeszczyłem oczy. Faktycznie. W całym tym zamieszaniu zapomnieliśmy, że przecież nie bez powodu jesteśmy w jego domu. Cholera jasna. Nie ma to jak zapomnieć o istnieniu swojego najlepszego przyjaciela.

— Dobra, spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy. Mówiłaś, że do ciebie dzwonił, prawda? — Poczekałem, aż pokiwa głową. — Pamiętasz co mówił, kiedy to było? Alice!

— Jakieś... nie wiem... piętnaście minut zanim się pojawiłeś? Mówił, że mam przyjechać, że... że chce pogadać o tym co się dzieje i nagle się rozłączył, ale... Theo, co jeśli Freddy... znaczy jego brat... też po niego poszedł albo kogoś przysłał? — Była cała roztrzęsiona. Przytuliłem ją niepewnie i pocieszająco poklepałem po plecach, powtarzając, że wszystko będzie dobrze.

deadmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz