9

1.8K 273 107
                                    

9.

Jego wieczór kawalerski znużył go znacznie wcześniej, i znacznie bardziej, niż się spodziewał. Właściwie nie różnił się niczym od zwykłej popijawy z kumplami na mieście. Oczekiwał czegoś bardziej ekscytującego, czegoś, co zapamiętałby na długo. Niestety zapomniał, że dla jego towarzyszy to już był ekscytujący wieczór. Każdy, oprócz Bartosza, maił żonę i przynajmniej jedno dziecko. Dzień poza domem był dla niech jak pieprzony rollercoster. Liche światełko w pogrążonym w ciemnościach tunelu pojawiło się, gdy Brunon wrócił do loży i zobaczył tam Marcelinę. Na chwilę nawet zapomniał, że uwieszona na jego ramieniu lalunia wcale nie zgubiła się gdzieś po drodze, tylko uparcie szła za nim na górę. Przez myśl przeszło mu nawet, że może uda mu się namówić Kluseczkę do zabawy we trójkę, bo tej drugiej raczej specjalnie zachęcać nie było trzeba, jednak tak szybko jak ta myśl pojawiła się w jego głowie, tak szybko się ulotniła. Nie chciał dzielić się Marceliną, choć doskonale wiedział, jak bardzo było to absurdalne.

Obserwował ją, choć sam był już wstawiony. Pilnował, chociaż nie rozumiał, po co? Niestety, gdy tylko w loży pojawił się Bartosz, jej urocza koleżaneczka zapragnęła się ulotnić. Zapijaczony umysł kazał odnotować w głowie, że musi zapytać o to kumpla.

— Może zawiniemy się stąd? — Brunetka pochyliła się w jego stronę, eksponując biust.

— Co masz na myśli? — spytał, sunąc wzrokiem po jej dekolcie. — Nie masz ochoty potańczyć?

— Mam, ale nie tutaj...

— A gdzie?

— U ciebie... - zaproponowała.

— To bardzo kusząca propozycja, ale widzisz złotko — spojrzał jej w oczy — ja nie ma ochoty.

— Nie? — zdziwiła się, jakby słyszała odmowę pierwszy raz w życiu. Cóż, istotnie tak właśnie było. — Serio?

— Serio, serio — opowiedział śmiertelnie poważnie.

Kobieta prychnęła ze złością i zeszła z jego kolan. Przez moment miał wrażenie, jakby miała ochotę zrobić mu z tego powodu karczemną awanturę, ale na szczęście odpuściła. Wyszła, nie oglądając się za siebie.

A on? On poczuł, że pora wracać. Było późno, a on był wstawiony. Postanowił, że zajrzy jeszcze do Kluski, gdy tylko wróci do pensjonatu. Kto wie? Może ulży mu w cierpieniu i znów jej usta zaprowadzą go na szczyt?

— Ja spadam, panowie! — oznajmił, podnosząc się z kanapy.

— Co? — wrzasnął Konrad. — Pojebało cię?

— Ej stary! Nie żartuj! — wtrącił się Robert. — Przecież to twój kawalerski!

Brunon w odpowiedzi, pokazał każdemu środkowy palec i sprawdzając kieszenie w poszukiwaniu paczki papierosów ruszył do wyjścia. Dopiero teraz poczuł prawdziwą ekscytację, gdy przed oczami pojawił mu się obraz tego, co stanie się, gdy ponownie przekroczy próg pokoju z numerem dwadzieścia sześć. A że wyobraźnie miał mocno wybujałą, jego penis od razu drgnął niespokojnie.

Niespiesznie wyciągnął z kiszeni zmaltretowaną paczkę z papierosami i wyjął z niej ostatniego, opakowanie wyrzucając do pobliskiego kosza. Włożył go między wargi, pozwalając zwisać swobodnie z kącika ust. Trzymając się barierki schodził powoli, ostrożnie stawiając stopy na każdym schodku.

— Czekaj! — usłyszał gdzieś z oddali. — Wracam z tobą!

Bartosz również wymiksował się z imprezy i podobnie jak Brunon miał pewien plan na spędzenie reszty nocy.

Po zachodzie słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz