Rozdział 1

261 10 5
                                    


CZĘŚĆ PIERWSZA

Natalie

Wychodzę przed budynek liceum razem z Chloe. Wisi uwieszona u mojego boku i cały czas nadaje mi do ucha.

- Nie mogę uwierzyć, że to już! Dociera to do ciebie?! Skończyłyśmy to piekło i jesteśmy wolne! - Krzyczy cały czas uradowana. Jej entuzjazm udziela się i mi i również szczerzę się jak nienormalna.

- Nie jestem upośledzona. Sama też zrozumiałam.- Odpowiadam rozbawiona.

- Idziemy dzisiaj się schlać! - Mówi tak głośno, że wszyscy dookoła nas ją słyszą.

- To już chyba dawno ustalone. - Rzucam rozglądając się za rodzicami. - Parker pieprzy o tym od dobrego miesiąca.

- O są moi rodzice. - odrywa się od mojego ramienia i rusza i ich kierunku. - Przyjadę po ciebie o 18!

- Do zobaczenia! - krzyczę już do pleców przyjaciółki i ponownie przeczesuje tłum ludzi wzrokiem.

- Tu jesteś. - Głos Bena dociera do mnie w tym samym momencie, w którym jego dłonie lądują na moich biodrach. Pochyla się nade mną i zanim zdążę się odwrócić daje mi buziaka w policzek.

- Co ty tu robisz? - Jestem zaskoczona tym, że udało mu się przyjść. Wyciągam ręce do góry i ciasno oplatam jego szyję. Całuję go szybko i mocno na co on odpowiada równie intensywnie. Przyciąga mnie do siebie i odwzajemnia pocałunek. Uśmiecham się kiedy słyszę głośne chrząknięcie za plecami.

- Cześć dzieciaki. - Moi rodzice stoją z założonymi rękami, nie więcej niż dwa metry od nas i lekko zażenowani lustrują nas wzrokiem.

- I jak? - Rzucam udając, że nie wiem o co im chodzi. - Chloe świetnie wypadła podczas swojego przemówienia co?

- Można było się tego spodziewać. - Mówi mama podchodząc i mocno mnie ściskając. - Ta dziewczyna zawsze musi mieć wszystko idealnie przygotowane. - Po kilku sekundach kiedy udaje mi się odsunąć od mamy podchodzi do mnie tato i jeszcze mocniej przyciska mnie do swojej piersi.

- Kiedy ty tak wyrosłaś maluchu co? - Słyszę jak drży mu głos. Ściska mnie w gardle i brzuchu. - Jestem z ciebie dumny córeczko. - Mówi to bardzo cicho, prosto do mojego ucha. Przytulam go do siebie jeszcze mocniej i kiedy się odsuwa obdarowuje go najszczerszym i najszerszym uśmiechem na świecie.

- Jedziemy na obiad. - Mama przerywa nam ten moment, ale nie mam jej tego za złe. Jeszcze trochę i powyłabym się na środku dziedzińca, a tego bym nie chciała. Mój ojciec niedawno wrócił z Iraku. Przez wiele lat jedynie bywał w domu. Przez większość życia słabo go znałam, jednak teraz jest z nami na stałe. Przez te 3 lata kiedy był w domu, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Byłam w końcu jego ukochaną córeczką, a on z całych sił próbował wynagrodzić mi ten czas, kiedy nie było go w naszym życiu. Teraz chyba jest mu z tym źle, że znowu się rozstajemy. Jednak tym razem to ja wyjeżdżam. Już niedługo rozpocznę studia na Yale.

- Ben jedziesz z nami? - Głos taty wyrywa mnie z zamyślenia.

- Nie, dziękuję państwu. - Odpowiada mój chłopak serwując rodzicom jeden ze swoich firmowych uśmiechów prezentując im urocze dołeczki w policzkach. - Jestem umówiony z rodzicami i braćmi, więc będę się zbierać. Nat, mogę cię moment? - Nie czekając na niczyją zgodę łapie mnie za rękę i kieruję w stronę swojego auta. Kiedy odchodzimy na tyle daleko by zniknąć z pola widzenia rodziców znów wpija się w moje usta.

- Stęskniłem się za tobą. - Mruczy a na moją twarz automatycznie wypływa uśmiech. - I mam coś dla ciebie. - Odsuwa się i wyjmuje z kieszeni marynarki kluczki do samochodu, a kiedy auto jest otwarte, wchodzi do środka i szuka czegoś w schowku. Jedyne co widzę przez szybę to ogromny bukiet czerwonych róż na siedzeniu. Przygryzam wargę zadowolona. Dostanę prezent. To miłe, urocze i zupełnie niepotrzebne, jednak cieszy mnie fakt, że mój chłopak pomyślał o tym by na zakończenie szkoły coś mi dać. Ja oczywiście nie wpadłam na ten sam pomysł i niczego mu nie kupiłam. Trudno, dzisiejszego wieczora zapewnię mu tyle atrakcji, że ucieszy się na pewno dużo bardziej, niż z jakiegoś gównianego prezentu.

Shame On YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz