The Weeknd - Heartless
Patrzyłem na Patryka, a grunt usuwał mi się spod nóg. Mdliło mnie i czułem, jak mięso z kebaba wraca mi do gardła. Przecież mówił, że nie zrobi tego Wice, że do siebie nie pasują. Nudności się nasiliły, zacząłem ciężko oddychać. Nawet nie byłem wkurwiony. Całego mnie ogarnął strach przed stratą Faustyny. Przecież ja nie mam z nim szans. Tylko co się pogodziliśmy, nawet nie jesteśmy jeszcze razem, a Patryk pewnie lada moment zrzuci na nią bombę. To on był jej wsparciem w ciężkich chwilach, a jedynie przyczyniłem się do nich. To go poprosiła o przyjazd do Warszawy i do mojego mieszkania. To w nim szukała schronienia gdy przytłaczał ją świat. Miałem ochotę płakać, krzyczeć i wymiotować. Nie wyobrażałem sobie Patryka na moim miejscu. Nie teraz gdy poznałem dotyk Faustyny i wiem jak kojąco działa na mnie.
- Bartek? - dotarł do mnie głos lekko spanikowanego Patryka. - Stary, ja żartowałem. - poderwał się z miejsca i podszedł do mnie. Położył mi obie ręce na barkach i spojrzał prosto w oczy. - To naprawdę był głupi żart. Przysięgam na wszystko, na moją mamę i na naszą przyjaźń, że żartowałem. Chciałem się z tobą podroczyć. - zrzuciłem jego ręce i szybko wstałem.
- Pierdol się! - krzyknąłem mu w twarz. - Myślisz, że zamydlisz mi oczy swoimi gówno wartymi obietnicami? - ostatkami sił próbowałem powstrzymać się przed wybiciem mu zębów.
- Bartek, to był tylko żart. - patrzył na mnie błagalnie.
- W chuju to mam, żeby chociaż trochę obchodziły cię moje uczucia, to byś tak nie powiedział. Zachowałeś się jak ostatni skurwiel. - w złości zgrzytałem zębami. - Postiego możesz sobie traktować jak popychadło, ale nie mnie! - warknąłem. - Aż czasami się zastanawiam jakim cudem Wika z tobą wytrzymała tyle czasu.
- Ja się zachowuje jak skurwiel? - rzucił się do mnie. - Z mojej strony był tylko głupi żart, a ty mówisz teraz rzeczy, których wcześniej bałeś się powiedzieć mi prosto w twarz. - patrzył na mnie z kpiącym uśmiechem. - I wyszło, kto tu jest największym hipokrytą. - spojrzałem na niego ostatni raz i odwróciłem się na pięcie. Odszedłem kilka kroków gdy zatrzymał mnie jego głos. - Ja przynajmniej mam jaja, nie to, co ty. - stałem w miejscu i czekałem, co dalej powie. - Mój związek z Wiką nie zakończył się najlepiej, ale przynajmniej był. To ty tkwisz w jakiejś żałosnej relacji z dziewczyną, która, mimo że cię kocha, nie chce z tobą być. - zacisnąłem pięści, a mój oddech przyspieszył. - Może i w twoich oczach wygląda, jakbym nie szanował Alana, ale ja przynajmniej mam się do kogo zwrócić o pomoc. Co zrobisz, jak Trzej Królowie nie wyjdą i pokłócisz się z Przemkiem i Qrym? Masz kogoś innego? No tak Faustynę! - zaśmiał się sztucznie. - Chyba oboje po wczoraj wiemy po czyjej stronie stanie. - miarka się przebrała.
Odwróciłem się w jego stronę i rzuciłem się na niego. Szarpaliśmy się między sobą. Oberwałem z łokcia w zęby, a Patryk dostał pięścią prosto w oko. Oboje traciliśmy siły, dlatego powoli zaczęliśmy odsuwać się od siebie. Splunąłem krwią i usiadłem na ziemie, próbując uspokoić oddech. Blondyn przysiadł niedaleko mnie i przyjrzał się swojemu odbiciu w telefonie.
- Należało mi się. - westchnął, delikatnie dotykając do obitego oczodołu. Położyłem się na plecy i spojrzałem w niebo.
- Nienawidzę cię. - przełknąłem głośno ślinę.
- Spoko, ja ciebie też. - zaśmiał się.
- Na chuj się cieszysz? - warknąłem w jego stronę.
- Nie widzisz, jakie to jest absurdalne? Mieliśmy się pogodzić, a odjebaliśmy jeszcze gorsze gówno. - poszedł w moje ślady i też położył się na plecach. Leżeliśmy w ciszy, oglądając powoli płynące chmury na niebie. Gryzło mnie sumienie. Patryk miał rację, w złości powiedziałem rzeczy, które chodziły mi po głowie, ale nigdy nie miałem wystarczająco odwagi, żeby powiedzieć je na głos.