Camila Cabello - Shameless
- Gdzie jesteś? - spytałem na granicy płaczu gdy usłyszałem głos Przemka po drugiej stronie.
- Na hali. Bartek co się dzieje? - zapytał przejęty.
- Faustyna się dzieje. - trzasnąłem drzwiami od samochodu. - Mogę przyjechać?
- Jasne, zaraz kończę odcinek i pogadamy. - wyczułem w jego głosie zrezygnowanie.
- Dobra, zaraz będę. - rozłączyłem się i rzuciłem telefon na fotel pasażera. - Kurwa! - krzyknąłem, uderzając w kierownice. Muszę się uspokoić, zanim zacznę prowadzić. Wziąłem parę głębokich wdechów. Szczerze? Chuj mi to dało. Czułem, jak wkurwienie wypala mi dziurę w środku. Chciało mi się rzygać, krzyczeć, płakać. Zacisnąłem mocno pięści, aż poczułem paznokcie boleśnie wbijające się w skórę. Czemu to się tak zawsze kończy? Czemu jest zawsze coś? Nawet nie zdążyliśmy pogodzić się po wczorajszej akcji, a już jesteśmy znów skłóceni. Ile kurwa można? Mam wrażenie, że tylko mi zależy i tylko ja chce walczyć o nas. Nawet nie raczyła wyjść za mną. Nie będę starać się za dwóch. Skoro jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy de facto zdecydowali się na związek, to wymaga to angażowania się obu stron. Ja nie mam siły i ochoty robić z siebie błazna. Po cholerę były nam jakieś deklaracje i puste obietnice jeśli nie potrafi być ze mną szczera?
Potrzebowałem świeżego powietrza. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o maskę, wdychając zimne, wrześniowe powietrze. Spojrzałem z rozżaleniem w stronę okien mieszkania Faustyny. Czy wymagam od niej tak wiele? Nie rozumiałem czy ze mną jest coś nie tak, czy może z nią. Sylwetka blondynki mignęła mi przed oczami. Nie mogłem dłużej tu stać, jeszcze by mnie zobaczyła i pomyślała, że czekam, aż łaskawie tu przyjdzie. Wsiadłem ponownie do auta i odjechałem z piskiem opon.
Droga na halę zajęła mi dłużej niż zwykle. Pieprzony Kraków i pieprzone korki. Wysiadłem z zamiarem zapalenia. Odpaliłem papierosa i rozejrzałem się wokół. Na parkingu stało auto Przemka, Karola, Oliwiera, Micha i paru innych osób. Mój żołądek zrobił fikołka gdy przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę z Karolem. Bałem się jego reakcji na wieść, że między mną a Faustyną jest jeszcze gorzej niż poprzednio.
- Kurwa, o wilku mowa. - mruknąłem kiedy zobaczyłem, jak mój szef wychodzi na zewnątrz.
- O, siema! - krzyknął w moją stronę, machając ręka. Odmachałem mu, a Karol zaczął do mnie podchodzić.
- Witam, witam. - zmusiłem się do uśmiechu. Zbiliśmy piątkę, cały czas czułem na sobie badawczy wzrok mężczyzny.
- Co tu robisz? - spytał podejrzliwie.
- Przyjechałem do Przemka. - rzuciłem i zgasiłem papierosa, bo wiedziałem, że nie lubi, jak się pali w jego towarzystwie.
- Na odcinek? Z tego co wiem, to właśnie skończyli. - uniósł brew do góry.
- Nie, w sprawie prywatnej. - stresowała mnie ta rozmowa. Kto jak kto, ale Karol miał nosa do ludzi i z łatwością przychodziło mu rozgryzienie drugiej osoby.
- Z Faustyną w porządku? - odkaszlnąłem, chcąc ukryć fakt, że nie podoba mi się, że o nią pyta. - Wybiegłeś wczoraj za nią i słuch po was zaginął. - odetchnąłem z ulgą, ponieważ oznaczało to, że nie doszły go słuchy o naszej kolejnej kłótni.