Rozdział 15

9 2 0
                                    

— Co zrobiliście? — Ashton macha mi ręką przed twarzą. — Halo, ziemia do Turner! Co tam się stało?

Nawet nie wiem, jak długo siedzę w piwnicy naszej kryjówki ze wzrokiem tępo wbitym przed siebie. Nie chcę dopuszczać do mózgu żadnych informacji. Od powrotu nie odzywam się ani słowem. Aileen oraz Walker są równie zszokowani, ale powoli wybudzają się z letargu. Zaczynają wrzeszczeć na Irwina, a ja dalej biernie przyglądam się znajdującej przede mną ścianie oraz dłoni bruneta.

Prawda wciąż do mnie nie dociera, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że sama nie chcę jej dopuścić do świadomości. Byłam pewna, iż nigdy więcej go już nie zobaczę. Oswoiłam się z myślą, że zabrał wiele tajemnic ze sobą. Odszedł, zostawiając nas z tym bałaganem. Pragnę wierzyć, iż to tylko kolejny koszmar, z którego muszę się tylko obudzić. Dlaczego teraz? Czemu milczał przez tyle lat? Z jakiego powodu pozwolił nam myśleć, że jest martwy? Te pytania nieustannie tłuką mi się wewnątrz czaszki, przyprawiając o ból głowy. Chcę znać odpowiedzi, ale nie potrafiłam wtedy zadać pytań. Emocje wzięły górę nad rozumem i stało się...

Podnoszę prawą dłoń. Przyglądam się jej wewnętrznej stronie w wielkim skupieniu. Znowu pozwalam uczuciom przejąć nad sobą kontrolę. Myślałam, że się ich wyzbyłam, zakopałam w głębi skutego lodem serca, lecz byłam w błędzie.

— Turner, do cholery, odezwij się. — Ashton chwyta mnie za ramiona i potrząsa, jak kukłą.

Kieruję tępy wzrok, pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu, na niego. Twarz bruneta zdobi mieszanka zmęczenia połączona ze zdenerwowaniem. Przewierca mnie na wylot swymi piwnymi oczyma, chcąc przebić się przez otaczający moją osóbkę mur, by wybudzić z letargu i porozmawiać.

— Pobudka! — Wciąż potrząsa moim lichym ciałem.

— Daj jej spokój! — Catia odpycha delikwenta. — Nie widzisz, że jest kompletnie rozbita?! Potrzebuje czasu, żeby się otrząsnąć.

Jestem jej wdzięczna za pomoc. Odgania tego demona pozbawionego współczucia, by zapewnić mi trochę przestrzeni. Muszę się odezwać, zapytać go o ten dziwny telefon. Słowa więzną mi jednak w gardle. Mogę tylko siedzieć w bezruchu, oczekując, aż emocje nieco opadną. Muszę się szybko pozbierać, w końcu przed nami jeszcze wiele wyzwań związanych z doprowadzeniem sprawy "Crossa" do końca.

***

Podnoszę głowę z twardego blatu stołowego. Przecieram powieki, po czym ziewam przeciągle. Rozglądam się po centrum dowodzenia. Jestem zupełnie sama. Pozostali musieli pójść spać do swoich pokoi, gdyż zmęczenie wzięło nad nimi górę. Ja natomiast nie mogłam, a raczej nie chciałam ruszyć się z miejsca, więc mnie tutaj zostawili. W pewnym momencie znużenie wygrało również ze mną.

Z radością odkrywam, że odzyskuję zdolność do poruszania własnym ciałem. Wstaję z krzesła i momentalnie krzywię się z bólu. Spanie w pozycji siedzącej mi nie służy, jestem cała odrętwiała, a także obolała. Przed powrotem do bazy odwiedziliśmy pana Arnolda, by nas opatrzył. Przez buzującą w moich żyłach adrenalinę, nie odczuwałam bólu w pełnej krasie, lecz teraz lewa dłoń pali mnie żywym ogniem przy odrobinie ruchu, a drobne skaleczenia pieką. Potrzebuję środka przeciwbólowego.

Kieruję się w stronę drzwi, jednak do mych uszu docierają odgłosy czyjejś rozmowy. Stają się wyraźniejsze z każdą chwilą, co oznacza, że ktoś tu idzie. Gdy wrota się otwierają, dostrzegam w progu Aileen, niosącą szklankę wody oraz listek tabletek, w towarzystwie Irwina.

— Pomyślałam, że jak wstaniesz to możesz ich potrzebować. — Podaje mi przedmioty.

— Dzięki. — Odbieram je.

Koszmar [Poranione dusze. Tom II] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz