Rozdział 16

8 2 0
                                    

Droga dłuży się niemiłosiernie. Chociaż nie jesteśmy daleko od celu, jednak cała panorama Woodstown przewija się przed mymi oczami w zwolnionym tempie. Serce łomocze w piersi, a dłonie pocą się ze zdenerwowania. Promieniujący ból głowy bezlitośnie rozsadza mi czaszkę od wewnątrz. Chcę, by te tortury się już skończyły. Przyczyną na pewno jest ta niepewność w stosunku do tego, co nas może czekać na miejscu.

Pragnienie poznania prawdy jest silne, ponownie zmusza mnie do ryzyka. Najwyraźniej nie potrafię uczyć się na własnych błędach, gdy w grę wchodzi ciekawość. Jeśli to pułapka, cena może okazać się wysoka. Nie mamy pewności, czemu tyle lat nas unikał, jednak ocalił nam tyłki. Ta niepewność pomału mnie wykańcza, a obecność Parkera, Hood i Walkera wzbudza większą obawę niż dodaje otuchy. W przypadku zasadzki nie tylko ja mogę stracić życie, lecz pociągnąć ich za sobą. Zbyt wielu ludzi zginęło już z mojego powodu, lecz nie pozwoliliby mi pojechać tam samej.

Choć nie dostrzegam już kolorowych świateł, ogromu zaparkowanych pojazdów, a bębenków nie torturuje głośna muzyka, poznaję to straszne miejsce. Minęło dwadzieścia lat, jednak ząb czasu nie odcisnął się na ani jednym kamieniu. Od wypadku Jonathana zapewne nikt inny nie chce tędy jeździć. Wąska, nieutwardzona droga przy stromym zboczu. W ciemnościach nie jestem w stanie dostrzec lakieru pojazdów na skałach, które ścigały się tego feralnego dnia. Barierka niedaleko wyjazdu na pewno jest odgięta w stronę przepaści. Niedaleko niej dostrzegam auto, którego światła reflektorów oświetlają dwie postacie.

Podjeżdżamy powoli do nich. Zatrzymujemy się naprzeciwko ich samochodu w znacznej odległości. Parker i Aileen informują nas, że zaparkowali przy wjeździe na wzgórze, a resztę drogi pokonają na piechotę, gdy my zajmiemy Hemmingsa rozmową.

Opuszczamy pojazd. Telefon Walkera chowam do przedniej kieszeni spodni, by wystawał tylko mikrofon. Mam nadzieję, iż pozostali będą słyszeć każde słowo wypowiedziane przez tego palanta. Ciekawość zżera ich równie mocno, jak mnie.

Z każdym krokiem bardziej się denerwuję. Mam ochotę ponownie przywalić mu w twarz, a później nakrzyczeć, do jakich rozmiarów urósł żal. Jest na wyciągnięcie ręki, mogę to zrobić, lecz się opanowuję. Nie po to tu przybyłam.

— Chciałeś wszystko wyjaśnić, więc słuchamy. — Staję naprzeciwko niego.

— Dlaczego jesteście tylko wy? — Spogląda za nas, oczekując pozostałych.

— Reszta nie chce z tobą rozmawiać. — Kłamię. — Ciesz się, że Walkera namówiłam, abyśmy tu przyjechali.

— A to co za koleś? O starych przyjaciołach zapomniałeś, bo znalazłeś sobie nowego przydupasa? — Walker okazuje swoją niechęć wobec Luke'a.

Blondyn spogląda na zakapturzonego towarzysza. Kiwa głową, a na ten znak nieznajomy zdejmuje kaptur. Brązowe kosmyki włosów, szafirowe oczy, kilkudniowy zarost, a na twarzy surowy wyraz. Przyglądam się mu zszokowana. Kieruję wzrok na zdenerwowanego Walkera, który już sięga po broń.

— To pułapka! — Cofam się, a mój towarzysz zaczyna celować lufą w Meyera.

— Poczekajcie! — Hemmings wchodzi między nich, z rękoma uniesionymi w geście obrony. — Można mu zaufać.

— Jaja sobie robisz? Mamy zaufać zdrajcy, który brata się z wrogiem?! — Wrzeszczy Bruce. — Sprzedałeś się, jak ostatni śmieć. Rzygać mi się chce, kiedy na ciebie patrzę.

Z ukrycia wyłaniają się Aileen wraz z Parkerem, mierząc do naszych rozmówców z Desert Eagle. Wrogowie nie mogą teraz wykonać pochopnych ruchów, jeśli nie chcą skończyć jak ser szwajcarski. Jednak ich twarze pozostają niewzruszone.

Koszmar [Poranione dusze. Tom II] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz