4.Szpital

1 0 0
                                    

   Obudziłam się ledwo żywa w jakimś białym, oświetlonym pokoju. Byłam bardzo zmęczona i nie mogłam podnieść głowy, żeby się rozejrzeć. Jedyne co widziałam to jasne światło nad głową. Zasnęłam.
   Przebudziła się po jakimś czasie. Miałam już trochę więcej sił. Okazało się, że jestem w szpitalu. Przy moim łóżku siedzieli rodzice.
  -Zemdlałaś... wezwaliśmy karetkę tak szybko jak było to możliwe. Bardzo się martwiliśmy, córcia. Jak się czujesz? - Mówiła szybko zadaszaniem mama.
  -Już mi lepiej.
  -Wiedzieliśmy, że ciężko przyjmiesz ta informacje, ale nie, że aż tak! Narazie o tym zapomnij i wypoczywaj, nie myśl o tym za dużo. Może ci to źle zrobić. -Powiedział zmartwiony tata. JAK NIBY MAM O TYM NIE MYŚLEĆ?! ŁEB CIE BOLI?! Co prawda miał racje, ale jak to teraz się potoczy? Leżę w szpitalu. Wszystko się prze ze mnie przedłuży?
   Następnego dnia czułam się dużo lepiej i właściwie chciałam już wychodzić ze szpitala, ale pielęgniarki twierdziły, że lepiej będzie jak zostanę trochę dłużej w szpitalu. Moje dni były całkiem nudne. Gdyby nie wizyty przyjaciółek, zanudziłabym się na amen. Pomagały mi ze wszystkim i we wszystkim wspierały. Rozmawiałam też o tym z chłopakiem. On tez mi w wielu sprawach pomagał chociaż było mi smutno, że nie mógł ze mną być fizycznie.
   Po południu poszłam po gorącą czekoladę, gdzie po drodze spotkałam jakąś małą dziewczynkę. Prosiła mnie o kupienie jej herbaty. Z wyglądu nie wydawała się pacjentem. Miała blond warkoczyki i pomarańczową sukieneczkę. Zaczęłam rozglądać się za jej rodzicami, ale bez skutku. Spytałam się wiec jej:
   - A gdzie twoi rodzice? Jak masz na imię?
   - Rodzice są na sali a mi się chciało pić, wysłali mnie tu samą, ale nie dosięgam do przycisku. Klikniesz? Jestem Chloe.
   Zaufałam dziewczynce i pomogłam jej z herbatą. Była na prawdę słodkim dzieckiem.
   - A ty co sobie weźmiesz? I jak masz na imię?
   - Jestem Maya, ja sobie wezmę gorąca czekoladę. - Odpowiedziałam brzdącowi.
   Czekałyśmy chwile aż nasze napoje się zrobią.
   - Proszę, Twoja herbatka. - Podałam Chloe ciepły kubek.
   - Dziękuję, polubiłam cię. Mam tu coś dla Ciebie. - Wystawiła rękę z pomarańczowo-zieloną bransoletką. Dzieci są na prawdę cudowne, właściwie wymieniłyśmy się kilkoma słówkami, a ona dała mi prezent. Czułam, żęto na prawdę dobrze wychowane dziecko.
   - O jeny, dzięki, ale ona jest Twoja, zatrzymaj ją.
   - Mam takich dużo, a ty gdy tylko na nią spojrzysz będziesz o mnie pamiętać. - Po tym zdaniu poczułam jak na twarzy rysuje mi się szczery uśmiech a do oczu napływają łzy (tak, bardzo szybko się wzruszam).
   -Musze już iść, do zobaczenia Mayu!- Wtedy dziewczynka pobiegła na inny korytarz. Założyłam prezent od niej. Ta dziewczynka to dosłownie dar od Boga, który pomaga mi nawet takimi drobnymi rzeczami.

Dziki zachódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz