— Amanda pisała, że zdała egzamin z medioznawstwa. — Poinformowałam Stellę, kiedy dwa dni później jechałyśmy na umówione warsztaty z rysunku do domu dziecka.
W CV mojej przyjaciółki działalność charytatywna miała szczególne miejsce, a ja sama, jeśli tylko miałam czas, dołączałam do przedziwnych, acz ubogacających akcji, które organizowała.
— Nie wiem jak ona to robi.
Stella parsknęła pod nosem próbując wygiąć się tak, aby bez problemu mogła dokończyć malowanie paznokci u stóp.
Tak. Robiła to w samochodzie. Moim samochodzie. A zapach acetonu był tak silny, że musiałam otworzyć wszystkie okna, aby się nie udusić. Co za tym szło, moja fryzura była godna pożałowania.
— W przeciwieństwie do nas, musi się starać. — Odparła dmuchając na pomalowany paznokieć. — Nie mogą zabrać jej stypendium.
— Średnia do stypendium nie może spać poniżej czterech, a ona ma same piątki. — Zauważyłam skręcając w prawo na skrzyżowaniu, zgodnie z tym co mówił umęczony głos z GPSa. Czarnowłosa zaklęła pod nosem. — Jeśli ubrudzisz mi tapicerkę, obedre cię ze skóry.
— Dobre sobie. — Fuknęła, dając mi do zrozumienia, że miała gdzieś moje groźby. — Muszę to skończyć... Gadałaś z Santiago?— Nie. — Pokręciłam głową zsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne, bo ostre słońce poranka, szczególnie pod tym kątem, sprawiało, że w kącikach moich oczu stawały łzy. — Na uczelni udawał, że mnie nie zna.
— Ciekawe, kiedy pęknie. — Stella porozumiewawczo poruszała brwiami. — Dziesięć dolców, że nie wytrzyma do końca tygodnia?
— Dwadzieścia, że do piątku przyzna, że się zakochał. — Podbiłam stawkę kwitując nasz zakład śmiechem. GPS znowu kazał mi skręcić w prawo na najbliższym skrzyżowaniu. — Dokąd jedziemy?— Do Courtland.
— Serio?! — Wybuchnęłam jak nawiedzona, bo tego akurat się nie spodziewałam.To Stella ustawiła lokalizację, czekając na mnie na parkingu przed uczelnią, a teraz, kiedy znałam skrót historii Prestona, ledwie złapałam swoją szczękę, gdy próbowała opaść do samej ziemii.
— No? — Zdziwiona Stella uniosła równo przyciętą brew. — A co?
— Callie mówiła, że Preston jest adoptowany.
— Poważnie?!
— I przez jakiś czas mieszkał właśnie w Courtland.
— Cóż za zbieg okoliczności, że akurat tam jedziemy... — Zaszczebiotała pod nosem udając ekscytację.— No nie mów, że nie jesteś ich ciekawa. — Rzekłam z wyrzutem sięgając po stojącą w podpórce latte ze Starbucksa.
Wiem, że nie powinnam być taka ogólnikowa, jednak po imprezie w weekend myślałam o nich niemal non stop. O Ethanie również jednak w zupełnie innych kategoriach i pewnie nie chciałby usłyszeć połowy moich myśli na jego temat.
— Jestem. To fajni ludzie. Z wyjątkiem Ethan'a. Nie podoba mi się ta cała mroczna stylówka. Zazwyczaj pod czymś takim kryje się sporo śmierdzącego syfu. — Wysapała podziwiając swoje dzieło. — A Preston jest adoptowany i nie powinnaś reagować tak, jakby to się nie zdarzało, Nicole.
Zasępiłam się czując jak z moich płuc uszło wstrzymywane do tej pory powietrze i pokazałam Stelli środkowy palec.
— Czasami bardzo mocno mnie wkurzasz, McMillan. —Warknęłam nadymając się jak ropucha i w końcu skupiłam całą swoją uwagę na drodze.
— Kocham cię, Casteel. — Zaszczebiotała dziewczyna wsuwając stopę w różowy klapek na koturnie. — A teraz przyspiesz. Wleczesz się, jakbyś prowadziła auto Freda Flinstona.
CZYTASZ
Dissonance
Teen FictionJedna decyzja. Tylko jedna wystarczyła, aby moje pozornie poukładane życie znowu runęło. Jedno spojrzenie stalowych, zimnych oczu okazało się być początkiem. Gdybym wiedziała... Pewnie nigdy nie odważyłabym się patrzeć w te oczy z taką ciekawością...