Dżem z ostu, cz. 4.

22 3 1
                                    


Po dwóch godzinach rodzina wróciła do zajazdu, zaopatrzona w ciupagę (musiałam! - tłumaczyła Agata), wściekle drogą odbitkę zdjęcia z niedźwiedziem, plamę po lodach na Marcinowej koszuli i gumowego kurczaka dla Wafla.

- Jesteście strasznie drętwi, do wieczora jeszcze daleko. A my co, siusiu, paciorek i spać? - rozżalona Zuza zmywała makijaż przed lustrem.

- Zdążysz poszaleć, nie bój się, w weekend tu będzie impreza co krok, mam pełne kieszenie ulotek - ziewnął Marcin. - Was też golonka tak usypia?

- Śpij, póki możesz - Agata uśmiechnęła się złośliwie. - Jedna z najbliższych imprez jest dzisiaj, naprzeciwko naszych okien. A wiesz, co grają?

- Nie...?

- Góralskie disco, mega mix - wyjaśniła pogodnie, a Szewczyk nakrył twarz poduszką i jęknął.

- A my będziemy tu siedzieć jak te kołki, no chodźmy jeszcze gdzieś - marudziła Zuza, z makijażem zmytym do połowy. - Ja się podmaluję z powrotem i możemy iść, no proszę, nie bądźcie takimi sztywniakami!

- Masz jedno oczko bardziej - zainteresował się Marcin, zerkając spod poduszki na swoją pierworodną. - Zrób sobie to drugie, bo przed góralskim disco jestem gotów uciekać, jak najszybciej i byle dalej.

Państwo Szewczyk wraz z Zuzą tym razem zostawili Wafla w pokoju.

- Pilnuj barana, dobry piesek - Agata cmoknęła psa w ucho i skrzywiła się. - Tylko śmierdzący. Dzisiaj z nami nie śpisz, nawet o tym nie myśl.

Wafel zamachał ogonem i ziewnął. Kto by tam wybrał łóżko i jakieś tam pierzyny, mając pod nosem coś tak cudownego. Wtulił pysk w baranie kłaki i natychmiast zasnął.

- Popatrz, to kółko zainteresowań dopiero teraz wychodzi z restauracji - zauważył Marcin, wskazując dyskretnie wysypujące się przez drzwi emerytki.

- Jakie kółko zainteresowań? - nie zrozumiała jego małżonka.

- Wszystkie żywo zainteresowane naszym gospodarzem, nie zauważyłaś? Facet widocznie ma coś, czego ja nie mam - westchnął z udawanym żalem.

- Portki z parzenicą i muszelki na kapeluszu - szepnęła Zuza. - Kupimy ci takie, zadasz szyku po powrocie, chcesz?

- E tam, nie opędzę się od kobiet, a z wami dwiema to i ta już mam sto światów.

- Oj biedny ty - pożałowała go Agata. - No niech będzie, za to ty wybierasz lokal.

Wylądowali wreszcie w urokliwej piwnicy, w której rolę stołów pełniły wielkie beczki, a krzesła i ławy były dziwaczną zbieraniną stylów. Także tu góralski duch unosił się nad głowami, jak to w Zakopanem. W tle przygrywało jednak nie disco, ale przyjemna muzyka ludowa wygrywana na skrzypcach. Marcin sapnął z zadowoleniem.

- Tu wytrzymam, trzeba poszukać stolika - rozejrzał się bezradnie.

Knajpka była załadowana po brzegi turystami, łaknącymi wrażeń, góralskiej muzyki i piwa. Zwłaszcza piwa.

- Patrz, czy to nie jest Heniek? Ten wasz kadrowiec? - Agata szturchnęła męża w bok. - Nie mówił ci, że się tu wybiera na urlop?

- Nie mówił, nie jesteśmy ze sobą aż tak zżyci, żeby o tym gadać. Ale to chyba faktycznie on, a ta blondyna to jego żona. Był z nią na jakimś pikniku firmowym.

- Całe szczęście, że żona, bo jakby był tu z jakąś swoją flamą, to by wyszło trochę głupio.

- No, trochę na pewno. Ale chodźmy, nie będziemy tak stali na środku. On już mają mało w kuflach, może uda nam się dosiąść, na tej ławie jest kawałek miejsca.

Przedarli się przez pachnący piwem tłum gości. Henryk na szczęście zobaczył ich z daleka i pokiwał dłonią, przywołując ich bliżej. Po chwili siedzieli mocno stłoczeniu na dwóch ławach - Henryk z żoną na jednej, a na drugiej Zuza i Marcin, na którego kolanach umościła się tymczasowo Agata,

- Mój ty słodki pulpeciku - jęknął jej mąż, delikatnie podduszony. Agata palnęła go pieszczotliwie w ucho i zagaiła rozmowę.

- Państwo też na urlop?

- Mamo, nie rób obciachu - Zuza wywróciła oczami. - Przecież widać, że nie do pracy!

- Jakbym słyszała naszego syna, trzeba ich kiedyś ze sobą zapoznać - gruchnęła śmiechem blond Gośka, ściskając z entuzjazmem swojego Heniutka. - Prawda, misiulku, że to świetny pomysł?

Marcinowi piwo poszło nosem.

- Mocno gazowane tu mają...

- Nie gadaj - Henryk westchnął z rezygnacją. - Niech zgadnę, po powrocie będę miał w robocie nową ksywę, co?

- Tak, misiulku. Ale teraz dam ci jeszcze pożyć. Opowiadaj, od jak dawna tu siedzicie i co nam możecie polecić. Bo na razie to widzieliśmy dzieciaka lejącego do basenu, góralskie psychofanki i niedźwiedzia w adidasach.

- O, to pewnie ten sam, z którym mam zdjęcie - ucieszyła się Gosia. - My niewiele więcej, byliśmy na razie na termach w Bukowinie, na spacerku w Dolinie Kościeliskiej i w Jaskini Mroźnej. Ale Heniutek zgubił tam latarkę i trochę się boczył, więc dzisiaj na spokojnie, knajpy, zakupy, piwo.

- Po co ci latarka, przecież tam chyba wszędzie na trasie są lampy? - zdziwił się Marcin.

- Syn mi dał przed wyjazdem, zaczytuje się ostatnio w jakichś książkach o grotołazach, toprowcach i Bóg wie kim jeszcze. Ubzdurał sobie, że jeśli odłączymy się od grupy, to własne źródło światła nas uratuje. I teraz to się nazywa, że ja zgubiłem. Ale zapytaj ją, kto latarkę wtedy niósł!

- Naprawdę? Nie pamiętam - zdziwiła się demonstracyjnie Gosia. - Ale my tu gadu gadu, a mamy jeszcze w planach imprezę z góralskim disco, gdzieś tu niedaleko. Podobno super!

- Tak, coś o tym słyszałem - uśmiechnął się krzywo Marcin, ignorując spojrzenie Heńka, którego oczy niemo błagały ratuj mnie.

- Pójdziemy też do jakiejś jaskini? - zapytała Zuza, kiedy wreszcie rozsiedli się wygodniej przy stoliku. - Przynajmniej pozwiedzać, skoro uparcie nie chcecie imprezować. Pan Heniek na pewno super się teraz bawi - zachichotała. - A wam kiedyś będzie łyso, że mieliście okazję spróbować i nic, zobaczycie. Jeszcze będziecie tego żałować.

- Zabrzmiało jak groźba. Obciąć ci może kieszonkowe? - upewnił się jej ojciec, skutecznie zamykając córce usta. - Za moich czasów to studenci nie byli tacy wyszczekani, jak ta, o - wskazał Zuzę ruchem głowy. - Wypisz, wymaluj mamusia.

- Masz szczęście, że mi się nie chce wdawać z tobą w dyskusje, bo bym ci powiedziała, że najpierw sobie popatrz na swoją mamusię. My to przy niej jesteśmy jak takie dwa puchate kotki. Jaskółeczki takie. Tyciusieńkie, wiesz? Takie tyyyyycie tyciuniuleńkie.

- Mocną kawę proszę - Marcin zwrócił się do przechodzącej obok kelnerki. - Dobre macie to piwo, ale my już podziękujemy.

- Nie jestem pijana, mówiłam prawdę - Agata oparła rękę na dłoni i ziewnęła. - I w ogóle słuchaj żony, mogłeś trafić gorzej.

- Mogłem.

- I nie trafiłeś.

- Nie trafiłem.

- A ta ruda ze studiów?

- Jaka ruda? - zainteresowała się Zuzka. - A jak pytałam kiedyś o wasze poprzednie związki, to mówiliście, że nie ma o czym mówić!

- No bo nie było - wyjaśnił Szewczyk cierpliwie, jednocześnie odklejając żonę od stołu, bo zaczynała przy nim przysypiać. - Ruda to była dziewczyna mojego współlokatora, straszna zołza.

- To dlaczego mama teraz o niej wspomniała? - dopytywała podejrzliwie dziewczyna.

- Bo kobieta zawsze wywlecze jakiś argument od czapy, byleby tylko go użyć do udowadniania swoich hipotez - odpowiedział pogodnie Marcin, jednocześnie wręczając kelnerce napiwek i sterując Agatą pomiędzy stolikami. - Jesteś jeszcze za młoda, ale nauczysz się, to nieuniknione - westchnął lekko i cała rodzina Szewczyków opuściła lokal.

Dżem z ostuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz