Dżem z ostu, cz. 7.

11 1 1
                                    


– A co sobie tak będziemy panować – roześmiał się baca. – Znacie już moją największą tajemnicę, więc myślę, że śmiało możemy przejść na ty. Mietek.

– Jeśli nie będzie ci przeszkadzało, że moich największych tajemnic nie poznasz nigdy, to bardzo mi miło, Agata!

– Z tych dwóch tajemnic to ja znam jedną, w sensie rocznik produkcji – Marcin odpowiedział na wiszące w powietrzu pytanie. – Ale wagę ostatni raz miała podaną gdzieś oficjalnie na bilansie sześciolatka! Ty wiesz, co się dzieje, jak wejdę do łazienki kiedy Hogatka się waży? Marcin jestem.

– Hogatka, jak ta od Smerfów? – zaśmiał się Mietek, spoglądając z sympatią na całą szaloną rodzinkę. – A z wagą to norma, moja Kaśka ma tak samo. Coś czuję, że się polubicie – uśmiechnął się do Agaty. – A teraz zanim pójdziecie gdzieś dalej, to może wejdźmy jeszcze do pokoju, pozbędę się tego obrzydliwego dywanika.

***

Po śniadaniu i krótkim spacerze po Krupówkach, Agata i Zuza postanowiły powylegiwać się nad basenem, nad którym przed południem było stosunkowo pusto. W bezpiecznej odległości od wody, do której nie miały już specjalnie zaufania. Marcin i Wafel wybrali się natomiast na męską wyprawę, to jest obwąchiwanie krzaczków w mniej uczęszczanej okolicy. Krzaczki wąchał Wafel, a Marcin nieco z konieczności wąchał Wafla, który po nocy spędzonej w łazience śmierdział znowu tak, że oczy zachodziły mgłą.

– Stary, nie wiem co ty na to, ale przydałoby się cię wykąpać. Tylko nie pod prysznicem, bo ja tam potem nie wejdę – Marcin podrapał się w ucho i zawrócił w stronę zajazdu z myślą, żeby poprosić Mietka o kawałek gumowego węża i pozwolenie na opłukanie psa w ogrodzie.

Znalazł gospodarza nad basenem, bo żona i córka też najwyraźniej miały do Mietka kilka pytań.

– O, Cinek – Agata pomachała do Marcina z daleka. – Szybko wróciliście, super. Możesz przynieść z pokoju akwarelkę? Akurat opowiadałyśmy z Zuzą o tym budynku w Rabce, może Mietek albo jego żona coś wiedzą na ten temat?

– Nie nastawiaj się – poradził wcale-że-nie-baca-ale-niech-mu-będzie. – Trochę jeździłem po okolicy, w Rabce też byłem wiele razy, ale mogę nie kojarzyć. Opuszczonych domów tu wszędzie jest pełno. Zresztą wcale się nie dziwię, bo nawet jak się znajdzie ktoś potencjalnie zainteresowany, to ceny drewna są takie, że nie opłaca się remontować. Jeszcze z konserwatorem zabytków na karku.

Marcin po paru minutach wrócił bez psa, za to z obrazkiem w ręce. Mieczysław zerknął na niego i zmarszczył czoło.

– Głowy nie dam, ale tak na pierwszy rzut oka przypomina pensjonat „Krystyna". Chodzą o nim jakieś dziwne opowieści, stoi i niszczeje od dobrych paru lat, bo nikt nie chce go kupić, chociaż cena podobno jest nienajgorsza.

– Dlaczego? – zainteresowała się Zuza. – Okolica za mało turystyczna?

– Nie, nawet nie. To dobra baza wypadowa, tylko podobno ma jakieś nieuregulowane sprawy. Ludzie mówią, że budynek wcale nie jest taki pusty, na jaki wygląda.

– Nawiedzony dom? – Agata zakrztusił się z wrażenia.

– A gdzież tam! Zresztą żaden duch nie da rady straszyć bardziej, niż niektórzy ludzie. Wpadnijcie pod wieczór do mnie, mam tam takie mini biuro na tyłach kuchni. Poszperam, popytam znajomych, może ktoś pamięta dokładniej, o co tam chodziło. Mi tylko coś majaczy, że to była bardzo nietypowa historia i w sumie sam sobie chętnie przypomnę.

Baca oddalił się do swoich obowiązków, a Zuza wsadziła nos w nieodłączną komórkę i szukała czegoś zawzięcie.

– Jak on mówił? Pensjonat „Janina"?

Dżem z ostuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz