Kiedy pozostała część familii Szewczyków wróciła do pokoju, Agata spała już nerwowym snem, śniąc o starych pensjonatach zjadanych przez wielkie korniki i związanej z nimi bezpośrednio hodowli tresowanych dzięciołów.
– Ciastek, Muffin i Drops – wymamrotała przez sen, wywołując zduszony chichot Zuzy.
Marcin nie zdziwił się specjalnie. Żona czasami znienacka rozpoczynała dietę i walczyła z pokusą przez jakiś tydzień, a potem robiła sobie ucztę ze wszystkich wcześniej zakazanych produktów, upewniając się, że mąż pamięta, że kochanego ciałka nigdy nie za wiele. Potem następowała faza rozpaczy pod tytułem „nażarłam się jak świnia, jak mogłeś mi na to pozwolić" i powrót do diety. Marcin znał tę kolej rzeczy doskonale, więc tylko poprawił jej kołdrę i sam położył się spać.
Jemu z kolei nie śniło się zupełnie nic. I całe szczęście, bo gdyby przypadkiem trafił mu się sen proroczy, byłby gotów pod osłoną nocy spakować bagaże, ostrożnie wynieść śpiącą Agatę do samochodu, zachloroformować nawet! I czym prędzej odjechać jak najdalej. Ponieważ jednak nic mu się nie śniło, następnego dnia po śniadaniu skierował Opla w stronę Rabki, na spotkanie z właścicielem pensjonatu „Krystyna"
***
Łukasz Grodzki, właściciel nieruchomości, sprawiał całkiem przyjemne wrażenie. Był może odrobinę spięty, tak jakby bardzo zależało mu na sfinansowaniu transakcji, ale jednocześnie nie chciał tego po sobie pokazać. Agata wyczuła to natychmiast i nie mogła się zdecydować, czy mężczyźnie wierzy, czy może powinna podchodzić do wszystkiego co mówi z dużą dawką ostrożności.
– Zacznijmy może od frontu, tu mamy biblioteczkę, zarazem coś w rodzaju małego biura, a po drugiej stronie wejścia jadalnię. Kuchnia jest w piwnicy, potrawy przewozi się windą kuchenną – otworzył małe drzwiczki w ścianie.
– Ale bajer! – Zuza wsadziła głowę do środka. – I sporo miejsca, wejdzie kilkanaście talerzy na raz! Dużo tu kiedyś bywało osób?
– Pensjonat ma szesnaście pokoi z łazienkami, nie licząc innych pomieszczeń użytkowych – wyjaśnił mężczyzna. – Pięć na parterze od tyłu i jedenaście na piętrze, z tego cztery skrajne są z niewielkim skosem, bo wyżej jest jeszcze strych. Można go zaadaptować, na przykład na jakiś salonik, pokój telewizyjny albo nawet dodatkowe pokoje, bo miejsca sporo. Ciągnie się nad całym budynkiem.
– Czyli jadalnia, biuro, szesnaście pokoi mieszkalnych. Sporo miejsca – Agata pokiwała głową z uznaniem. – A te pokoje iluosobowe?
– A to już różnie – wyjaśnił Grodzki. – Te na dole według metrażu są dwu lub trzyosobowe, ewentualnie jeszcze z możliwością dostawki do czwórki. Na górze siedem środkowych pokoi jest większych, mieszczą po cztery do pięciu łóżek. Kiedyś organizowano tu też kolonie i wczasy dla grup zorganizowanych. Myślę, że dałoby się sensownie dodać jakieś ścianki działowe i podzielić je na mniejsze pokoje. Albo na przykład przerobić na apartamenty. Trzy skrajne pokoje są dwuosobowe.
– A czwarty? – chciał dowiedzieć się Marcin, liczący coś na palcach, ale właściciel już skierował się ku schodom wiodącym w dół.
– Tu mamy piece starego typu, jeszcze na drewno. Mało używane w ostatnich latach świetności tego miejsca, chociaż pamiętam jeszcze, jak kucharka piekła mi tu rydze na blaszce. Bywałem tu z rodzicami nie tak znowu dawno temu. Czy państwo zbierają może grzyby? Tu wokół jest zatrzęsienie świetnych miejsc!
– A ta ta szafka obok? – Agata niepewnie zajrzała przez drzwiczki.
– To gastronomiczny piec konwekcyjny. Jest dobry do gotowania na szerszą skalę, bardzo się przyda, jeśli będą państwo mieli więcej gości.
CZYTASZ
Dżem z ostu
ChickLitSą takie kobiety, z którymi owszem, można dyskutować, ale prościej jest zgodzić się na ich pomysł, niż wytłumaczyć, dlaczego nie. To właśnie sprawia, że mąż Agaty, jej matka, córka oraz pies, zostają rzuceni na głęboką wodę - do zapuszczonego pensjo...