-Zastanawiałeś się kiedyś jak wiele użytecznych rzeczy można zrobić z marihuaną? - zapytał George, przeglądając kobiecy katalog o modzie, który znalazł na biurku Karen, mojej sekretarki.
Uniosłem wzrok znad tony papierów i spojrzałem na niego spode łba.
- Pomyśl tylko - mówił, nie odrywając wzroku od gazety. - Można wykorzystać ją jako lek...
- George - chciałem mu przerwać tą jakże niesamowitą przemowę, ale moje wołanie nie poskutkowało.
-...jako narkotyk...
- George - znów na marne, mówił jak nakręcony.
-...a już nie wspomnę o tym, że można z niej upiec ciasto, które może dać naprawdę porządnego kopa, jeśli wiesz o czym mówię.
- George, do cholery! - spojrzał na mnie, uśmiechając się w dziwny sposób.
- Co?
- Możesz przestać mówić o marihuanie i dla odmiany zająć się czymś pożytecznym? - naprawdę próbowałem się skupić, a on jedynie mi przeszkadzał.
Mój przyjaciel patrzył na mnie z wyrazem twarzy, który wskazywał, że myśli nad tym, co powiedziałem i kiedy już myślałem, że coś do niego dotarło uśmiechnął się głupkowato.
- Jadłeś kiedyś ciasto ze szpinaku? - zapytał nagle, na co strzeliłem facepalma. - Tu piszą, że..
- Jest napisane - poprawiłem go, ocierając twarz ze zmęczenia.
- Co mówiłeś?
- Tam jest napisane - podniosłem na niego wzrok.
- No przecież mówię, że tu piszą - odpowiedział i wrócił do swojego monologu na temat ciasta ze szpinaku.
Jęknąłem głośno, chowając twarz w dłonie. Boże, daj mi siły.
Po chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer do Lottie. Odkąd wróciliśmy z wycieczki, zdawała się być w lepszym nastroju.
Dużo czasu spędzała z Owenem, który zobowiązał się pomóc jej w sądzie. Oboje starali się, jak mogli by Madeline mogła być razem z jej matką.Po kilku sygnałach usłyszałem jej spokojny głos, przyłapałem się na tym, że uśmiecham się, gdy tylko słyszę jej głos. Przy niej czułem, że żyję.
- Halo? - zapytała ponownie, wtrącając mnie z przemyśleń.
- Hey Lottie - powiedziałem, nagle czując nieśmiałość.- Harry! - jej głos wydał się być znacznie bardziej radosny. - Jak dobrze cię słyszeć.
- Obudziłem cię? - zapytałem, czując poczucie winy.
- Nie, skądże. Sprawdzałam właśnie wspomnienia dzieciaków z wycieczki - zaśmiała się cichutko. - Nie mogą się ciebie nachwalić.
- To znaczy, że spisałem się jako opiekun - uśmiechnąłem się, wstając i podchodząc do okna, obserwując wiecznie tętniące życiem Chicago.
- Bardzo się spisałeś.
- Polecam się na przyszłość w takim razie - odparłem, opierając głowę o szklaną szybę. Westchnęłam ciężko, odczuwając nagły smutek. - tęsknię za tobą, Charlotte.
- Ja za tobą też - odpowiedziała, wprawiając moje serce w szybsze bicie. - Może przyjedziesz dzisiaj na noc?
- Jesteś pewna, że nie będę ci przeszkadzał?
- Harry - odparła, śmiejąc się przy tym. - Ty nigdy nie przeszkadzasz.
- W takim razie przyjadę, gdy tylko odwiozę Jenny do Georga - czułem ekscytację i ciepło, które ogarnęło moje ciało.
- Jesteś pewny, że chcesz zostawić Jenny z Georgem? - zaśmiała się.
- Na szczęście przyjechała jego mama. Będzie dobrze - uśmiechnąłem się.
- W takim razie w porządku. Do zobaczenia - powiedziała, po czym rozłączyła się.
Odwróciłem się i wróciłem w miejsce, gdzie siedział mój przyjaciel. Od razu dostrzegł moją obecność, bo przeniósł wzrok znad swojego magazynu na mnie.
- Poznaję ten błogi uśmiech - powiedział, unosząc brew i spoglądając niżej. - To też poznaję.
Opuściłem wzrok niżej tylko po to by zobaczyć, że w moich spodniach utworzył się namiocik.
Niemal, że czułem jak moje policzki okrywają się rumieńcem.
- Tylko zabierz ze sobą kondomy - powiedział, podnosząc się z kanapy. - Póki co nie pora na drugiego Stylesa juniora.
***
Jak się podobało? :)
Piszcie co sądzicie x
CZYTASZ
Daddy // h.s.
FanfictionCo jeśli samotny ojciec zakocha się w nauczycielce jego córki? Co jeśli będzie na tyle nieśmiały by nie przyznać się do tego? Co jeśli frustracja doprowadzi go do nieprzyzwoitych myśli i marzeń? No właśnie... co jeśli?