Josefina wcześniej dość niespiesznie podchodziła do tematu pięćdziesiątej rocznicy ślubu z Héctorem, lecz gdy uświadomiła sobie, że do tego dnia pozostało ledwie kilka miesięcy, poważniej zajęła się tym tematem. Najpierw ustaliła ostateczną listę gości, z której najchętniej wykreśliłaby swoją szwagierkę Antonię. Wiedziała jednak, że nie może pozwolić sobie na ten krok. Tak więc obecność szwagierki tylko zachęciła ją do tego, by zorganizować wielkie przyjęcie, które stanowiłoby ukoronowanie jej działalności w sferze rozrywek towarzystwa.
Urządzenie balu dobroczynnego postanowiła odłożyć w czasie. Obiecała sobie jednak, że od przyszłego roku regularnie zacznie pozbywać się rupieci ze strychu, jednocześnie oczyszczając swe serce, oddając datki na szczytny cel. Miała nadzieję, że nikt nie rozpozna przedmiotu, który przed laty ofiarowano na aukcję. Uznała, że wmówi wszystkim wtedy, że to nieporozumienie, a przecież nikt o zdrowych zmysłach nie podważy jej zdania. Ach, przynajmniej coś połączy ją z Héctorem, który bezustannie udzielał się charytatywnie.
Ten elegancki świat nie był już taki sam, odkąd zabrakło pani Palacios. Gdy subtelnie podpowiadano Maresol, by u zmierzchu życia odpoczęła od burz przechodzących przez salony, ona śmiała się gromko i w żartobliwym tonie wciąż zapewniała o swojej nieśmiertelności. Przeżyła cały dziewiętnasty wiek, o czym jasno świadczyły wyrycia na jej nagrobku, lecz ugięła się, gdy nastąpiło nowe stulecie.
— Nadszedł list — poinformował kamerdyner.
— Cudnie. To pewnie z Sewilli! Czekałam na ich odpowiedź. — Josefina odłożyła filiżankę na spodeczek i wyciągnęła dłoń do służącego. — Pora dowiedzieć się, co u tej szantrapy.
— I po co te wyzwiska? — Héctor pokręcił głową. Pociągnął ostatni łyk niezwykle gorzkiego leku, który doktor mu zapisał na jego stare serce. Nie znosił starości za to, że musiał faszerować się tymi wszelkimi medykamentami.
— Już mnie nie pouczaj. Ja dobrze wiem, jak ty się wyrażasz o tych, którzy zaleźli ci za skórę — mruknęła kobieta. — Łączy nas więcej, niżbyś sobie tego życzył, mężu.
— Czytaj. Chcę wiedzieć, czy przyjedzie Antonia. Uprzedzam jednak, że nic nie funduję. Jestem tylko skromnym staruszkiem, który popija kakao. Idź sobie do naszego pierwszego albo drugiego syneczka. Może się postarają o coś dla starej matki. O, albo niech twój zięć pokaże swoje dobre serce.
— Amadeusowi wystarczy do utrzymania Elena, którą rozpuściłeś jak kolejną kostkę cukru w tym swoim kakałku. Mógłbyś tyle nie słodzić.
Josefina przyjrzała się kopercie, na której wcale nie widniał andaluzyjski adres nadawcy. Korespondencja nie pochodziła z Sewilli, a z urzędu w Maroku. Nie doczytała dokładnie jego nazwy, bo zajęła ją treść suchej wiadomości.
— To powiadomienie...
— Jeżeli David zataił jakieś zadłużenia, to go zamorduję — ostrzegł poważnym tonem Héctor. Nie wiedział, dlaczego przyszły mu do głowy tak czarne myśli. Mimo że jego pierworodny zarządzał winnicą tak dobrze, jakby sobie tego życzył, nigdy nie potrafił nabrać pewności, że jego syn doskonale poradzi sobie bez niego.
— To o Marcosie... Boże, upłynęło tyle lat... — dukała przejęta, przyciskając papier do piersi. W jej oczach rozbłysły łzy. — Dopiero teraz...
Josefina zgniotła papier, dając upust rozrywającym ją od wewnątrz emocjom. Coś ściskało ją w środku; coś niewidzialnego obejmowało szyję i tamowało świeże powietrze. Rozszlochała się jak dziecko. Gdy tak łkała, na krótką chwilę odczuwała ulgę. Héctor, widząc stan żony, szczerze nie wiedział, czy roni łzy z żalu, czy radości. Zbliżył się do niej i dotknął jej chudego ramienia.
CZYTASZ
PoWinności
Short StoryKolejne pokolenie Álvarezów dorasta niczym młody pęd winorośli. Carmen powoli więdnie w oczekiwaniu na powrót ukochanego z wojny. Niespodziewanie w jej życiu pojawia się ktoś z jej przeszłości, który wie coś, co może zburzyć jej dotychczasowy świat...