Rodział IV

22 1 0
                                    

Marinette

Po skończonym patrolu, spowrotem przenieśliśmy się do "naszego miejsca" aby to wszystko przedyskutować.

-Nie wydaje ci się to dziwne że nie było dzisiaj żadnej akumy?-zapytałam siadając obok niego

-Wydaje mi się że własnie zdechł i leży martwy z tym swoim miraculum motyla-odpowiedział.

-jesteś okropny...-wyszeptałam uśmiechając sie przy tym jak głupia.

-nie wyzywaj mnie, aniołku- odpowiedział podkreślając ostatnie słowo,kładąc się i wpatrując w gwiazdy.Uwiebiał to robić, zresztą, ja też.To była kolejna taka nasza "tradycja".

-Ale dzisiaj jest piękne niebo-przerwałam cisze kładząc się obok niego-tylko trochę zimno-dodałam.

-Zimno?-zapytał kot przenosząc wzrok na mnie-zmarźluch jesteś -powiedział uśmiechając się.

-Mooże i tak-odpowiedziałam-na następny patrol biorę koc.

-Wieszz...obecnie mogę cię przytulić żeby cię rozgrzać-powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Nie, dzięki-zaprzeczyłam

-Ale jesteś-powiedział przewracając oczami.

Leżeliśmy w ciszy lecz, nie była ona jakaś nie komfortowa. Była wręcz przyjemna. Poprostu cieszyliśmy się swoją obecnością.

-Wiesz co ci powiem?-zapytał kot.Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem-dziękuje że ze mną jesteś.Serio jesteś niepowtarzalna kropciu,nie zmieniaj się-powiedział na co ja delikatnie się zarumieniłam. Co się ze mną dzieje?

-CZY TY SIĘ WŁAŚNIE ZARUMIENIŁAŚ?!?!-krzyknął zrywając się na równe nogi.Poczerwieniłam się jeszcze bardziej, ale ze wstydu.

-WCALE NIE!-krzykłam chowając twarz w dłoniach.

-a ja wiem że ty mnie kochaaaszz-powiedział kładąc się obok mnie.

-nawet cię nie lubię- zaśmiałam mu się prosto w twarz.

-yhmmm...-wymruczał patrząc mi prosto w oczy.

-masz piękne oczy-wyszeptałam. Odwala mi od niego...

-I CO? NIE KOCHASZ MNIE?!NIE UMIESZ KŁAMAĆ BIEDRONSIU!!!!

-Ani trochę,tylko twoje oczy-odpowiedziałam poprawiają mu grzywkę.

-Taaa-odpowiedział przewracając oczami delikatnie się rumieniąc.

-Dobra, lece-odpowiedziałam wstając.

-Zoostań,nie lubisz mnie?-zapytał łapiąc mnie za nadgarstek i pociągając tak żebym siadła obok niego.

-Nie lubię, przecież ci mówiłam-powiedziałam śmiejąc się i wyrywajac mu nadgarstek.

Kot na to przewrócił oczami i zaczął udawać że ma focha.On się serio zachowuje jak przedszkolak.

-Dobranocc-powiedziałam odchodząc od niego parę kroków.

-Czekaj! Poczekaj!-wstał i pociągnął mnie za rękę-dobranoc, kocham cie.

-Fajne, a ja ciebie nie-odpowiedziała powstrzymując śmiech.W głowie nie byłam ani trochę pewna tej odpowiedzi.

-Ahh spierdalaj-wyszeptał.

-Słownictwo czarny kociee!!-krzykłam biegnąc już w strone swojego domu.

Chwile później znalazłam się już w moim ciepłym łóżeczku.Wzdychłam zrezygnowana i wtuliłam się w poduszke. Poraz pierwszy byłam tak zmęczona swoimi własnymi uczuciami.

-Tikki, ja już nic nie wiem-wymruczałam-Niby kocham Adriena ale ostatnio coś się zmieniło...To już nie jest to co wcześniej.

-Dobra,dobra, wiem co chcesz mi przekazać-odpowiedziało moje kwamii nadgryzając kawałek ciastka- zabujałaś się w Czarnym Kocie.

-C...c...co?-o niemal nie zachłysłam się powietrzem-przecież...ja...nie,on jest tylko moim partnerem! to znaczy przyjacielem...

-matko łopatko,kiedy oni zmądrzeją...-wyszeptałał z wyczuwalną irytacją w głosie czerwony duszek.

-ide sie przewietrzyć-powiedziałam owijając się w koc i wspinając się na mój balkon.

Siadłam przy barierce tak,aby moje nogi z niej zwieszały. Uwielbiam to jak Paryż wygląda nocą. Naooglądałam się już tego chyba z milion razy ale dalej to kocham.

Ale zaraz... chwila. Przyjrzałam się pobliskiemu dachu i zobaczyłam... Czarnego Kota?! Co on tutaj do licha robi? rozeszliśmy się już dobre pół godziny temu.

Moge się założyć że nawet mnie nie pamięta, w sensie mnie jako Marinette, nie jako Biedronkę.Nawet nie liczyłam że do mnie przyjdzie.

Co prawda mieliśmy ze sobą troche doczynienia. Podczas walki z ilustrachorem byłam jego pomocniczką, a kiedyś zabrał mnie nawet w miejsce które przygotował dla Biedronki, czyli w sumie dla mnie ale nie do końca.Sama się czasami gubie w tym swoim podwójnym życiu.

Odetchnęłam i dałam pochłonąć się swoim myślą.

Adrien

Skakałem z dachu na dach za pomocą kocikija.Przyznam że nocna panorama Paryża, dalej potrafi zapierać dech w piersiach.

Wcale nie miałem zamiaru wrócić już do domu.Pff,nawet nikt nie zauważy. Przysiadłem na dachu wpatrując się w krajobraz. Przyjemny chłód wiał mi po twarzy i podwiewał włosy.

Zauważyłem że na balkonie Marinette siedzi...no Marinette. Wsumie,Nic specjalnego.

Chciałem do niej przyjść, chociaż na trochę. No ale co ona sobie o mnie pomyśli?

Chwile toczyłem walke z myślami aż w końcu zdecydowałem się do niej zajrzeć. Zobacze czy wszystko u niej okej, przecież od tego jestem,prawda?

~689 słów~
Długo mnie nie było... Zostawiłam w połowie napisany rozdział w roboczych i przyznam się, zapomniałam...

Je t'aimerai à l'infiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz