tak właśnie, muszę dalej żyć, ponieważ jeśli zawiodę, wszystko zniknie

50 4 0
                                    

Grzesiek był wspaniałym chłopakiem. Ale tylko przez kilka miesięcy. Kiedy się poznaliśmy, on był studentem drugiego roku informatyki, a ja kończyłam właśnie drugą klasę liceum. Wydawało mi się, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Poznaliśmy się na urodzinach koleżanki z mojej klasy i od razu pojawiło się między nami to coś. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać godzinami, a tematy do rozmów się nie kończyły. Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły. Grzesiek był przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany o ciemnych oczach oraz włosach.

Ale wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć...

Przez kilka tygodni namawiał mnie, bym się do niego wprowadziła. Jego dotychczasowy współlokator musiał się pilnie wyprowadzić, ja i tak codziennie dojeżdżałam z naszej miejscowości do szkoły w Szczecinie, więc byłaby to oszczędność czasu dla mnie, a on mógłby trochę zaoszczędzić na czynszu gdybym dorwała jakąś pracę na weekendy. Byłam już pełnoletnia. I nieskończenie głupia. Rzecz jasna babcia próbowała razem z Łukaszem odwieść mnie od tego pomysłu. Ta dwójka od samego początku była raczej sceptycznie nastawiona do naszego związku. Mieli cholerną rację, ale wiecie – miłość jest ślepa. Przynajmniej do czasu.

Po dwóch miesiącach wspólnego mieszkania, Łukaszowi udało się dorwać mnie po wtorkowych zajęciach w szkole. Ucieszyłam się na jego widok, bo od dłuższego czasu nie odzywał się do mnie. Poszliśmy więc na kawę. Wtedy też mój przyjaciel poprosił, bym dala mu swoją komórkę.

- Luśka, dlaczego ten skurwiel zablokował mój numer i jakimś cudem się nie zorientowałaś? – W tamtym momencie odniosłam wrażenie, że lód ściął krew w moich żyłach. Łukasz dalej wertował mój telefon, szukając kolejnych dowodów na to, z czego bardzo powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę.

Od kilku tygodni coraz mniej czasu spędzałam ze swoimi znajomymi. Praca w weekendy wcale nie była tutaj wymówką, bo były to tylko cztery godziny w sobotę oraz niedzielę. Nie. To Grzegorz dbał o to, bym nawet nie chciała się z nimi spotykać. Kiedy Łukasz przestał do mnie dzwonić, mój chłopak sączył jad twierdząc, że pewnie zazdrościł mi tego, iż ułożyłam sobie życie bez jego pomocy. Gdy babcia mówiła coś niepochlebnego na jego temat, obracał kota ogonem twierdząc, iż pewnie zaczynała tracić ze starości zdrowy rozsądek. A ja to wszystko łykałam jak pelikan.

Tego wieczora, po rozmowie z Łukaszem, musiałam to wszystko wyjaśnić. Bardzo chciałam wierzyć w to, że jednak się mylę. Zamiast tego w środku nocy uciekałam taksówką na dworzec, chcąc złapać jak najszybciej pociąg do domu. Nie przejmowałam się ludźmi, patrzącymi na mnie z politowaniem. Zignorowałam też pytanie konduktora, czy wszystko w porządku. Nic nie było w porządku!

Łukasz czekał na mnie na dworcu. Kiedy mnie zobaczył... Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurwionego. Widziałam, że miota się w środku pomiędzy tym co chciał, a co powinien zrobić. Koniec końców zdecydował się jednak zabrać mnie do szpitala.

A później sprawy same już się potoczyły. Obdukcja, policja, sprawa w sądzie. Rodzice Łukasza byli wziętymi prawnikami, więc nie mogłam wymarzyć sobie lepszej obrony. I tym oto sposobem Grzesiek otrzymał dożywotni zakaz zbliżania się nie tylko do mnie, ale również mojej babci oraz siostry. Zakaz, który łamał co jakiś czas, przez co właśnie z Łukaszem byliśmy zmuszeni do zmiany miejsca zamieszkania. To wcale nie było tak, że chciałam uciekać. To raczej mój anioł stróż nie chciał dopuścić do powtórki z tamtej nocy. Nie chciał znów widzieć mnie w takim stanie, a sam też nie chciał trafić za kratki za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Obiecał przecież kiedyś Grześkowi, że jeśli jeszcze raz mnie dotknie, to skończy w kostnicy.

Teraz jednak nie było Łukasza obok mnie, ja zachowałam się jak lekkomyślna idiotka i jakoś musiałam się z tego wyplątać.

Zamknąć drzwi oraz zadzwonić po policję – to były dwa najważniejsze punkty, na których musiałam się skupić.

– Łucja, przyjechałem by móc w końcu ciebie przeprosić – odezwał się tym swoim miękkim głosem, nie przestając napierać na drzwi, których zamknięcie uniemożliwiała jego noga. Wiedziałam, że przegram tą walkę, ale krzyk o pomoc postanowiłam potraktować jako ostateczność.

– Nie chcę twoich przeprosin. – Jedną dłonią pomacałam kieszenie dresowych spodni w nadziei, że nie zostawiłam telefonu na stole w salonie. – Chcę byś po prostu zniknął z mojego życia raz na zawsze.

– Przecież jest nam tak dobrze razem.

Tym razem popchnął drzwi wystarczająco mocno, by odrzucić mnie do tyłu. Plecami boleśnie uderzyłam w ścianę, na której wisiało lustro. Osoba odpowiedzialna za jego przyklejenie nie przewidziała wizyty mojego toksycznego eksa, więc spało z hukiem na podłogę, raniąc moje stopy.

Grzegorz przekroczył próg mieszkania, nie przejmując się nawet zamykaniem za sobą drzwi. To mogła być moja szansa. Krzyk albo próba ucieczki. Chociaż równie dobrze mogłam wykorzystać obie opcje. Musiałam tylko poczekać na odpowiedni moment.

– A teraz grzecznie spakujesz swoje rzeczy i wrócisz razem ze mną do domu – stwierdził z uśmiechem, zbliżając się coraz bardziej.

– Po moim trupie – warknęłam, rzucając się w stronę wyjścia.

Przeskakiwałam po dwa schody w dół, co jakiś czas ślizgając się na własnej krwi. Wiedziałam, że Grzegorz jest zaraz za mną. Krzyczałam, błagając o pomoc. Są święta, ledwo dochodziła godzina czternasta, więc któryś z sąsiadów musiał być w domu. Miałam nadzieję, że chociaż ta wścibska staruszka z parteru zadzwoni na policję, słysząc mój krzyk. Nasze mieszkanie znajdowało się tuż nad jej, a kilka miesięcy temu powiadomiła służby, że zakłócamy domowy mir poprzez zbyt głośne oglądanie telewizji. W sobotę, o dziewiętnastej.

– Pomocy! Błagam... – jęknęłam czując już jego oddech na karku. Zostało mi do pokonania ostatnie schody, by znaleźć się na parterze. Myślami byłam już przy wyjściu z klatki schodowej, kiedy na kogoś wpadłam z całym impetem, lądując po skoku ze schodów.

– Łucja?

Tomek?

Nie zdążyłam wydusić z siebie słowa. Właściwie to zachowałam się jak ostatni tchórz i niemal natychmiast się za nim skryłam. Słyszałam, jak Grzegorz spowalnia swój bieg, by w końcu zatrzymać się zaledwie kilka stopni przed nami. Chwyciłam się kurczowo płaszcza Fornala, w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.

– Przepraszam najmocniej – Grzesiek odezwał się jako pierwszy. – Moja dziewczyna przechodzi ciężki okres...

Siatkarz wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon komórkowy i podał mi go bez słowa.

– To nie jest twoja dziewczyna.

Bóg mi świadkiem, że ton głosu Tomka sprawił, że włosy na całym ciele stanęły mi dęba.

– Łucja, powiedz temu kolesiowi, żeby spadał – warknął Grzegorz.

Drżącymi palcami wybrałam numer alarmowy w nadziei, że pomoc nadejdzie jak najszybciej.

Spełnię swoje marzenia, pod tymi gwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz