Siedziałam na kanapie w salonie, próbując skupić się na moim rozmówcy, niestety szło mi dość marnie, bo zacięłam się na stwierdzeniu: rzucamy wszystko i wyjeżdżamy z kraju. Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Nie mogłam już dłużej uciekać i żyć w ciągłym strachu, że to wszystko znów się powtórzy. Chciałam w końcu zacząć z tym walczyć. Tylko jak miałam to zrobić? Kiedy przyszło co do czego, zachowałam się lekkomyślnie i jak ostatni tchórz. Pozwoliłam by w mojej obronie stanął ktoś, kogo jeszcze do niedawna nazywałam swoim śmiertelnym wrogiem i pewnie gdyby w innych okolicznościach coś mu się stało, pewnie nawet bym się tym nie przejęła. A przynajmniej nie tak bardzo jak teraz, kiedy nie potrafiłam pozbyć się wyrzutów sumienia, że z mojej winy mógł zostać ranny. Dzięki Bogu nic się nie stało. Miał tylko kilka zadrapań i stłuczone żebra po prawej stronie.
– Łucja, nie słuchasz mnie – westchnął Łukasz, chwytając moje dłonie. – Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
– Myślałam, że to tylko głupia gadka – stwierdziłam niewyraźnie, przenosząc w końcu spojrzenie na przyjaciela. – Nie pierwszy raz przecież mi groził, prawda? Myślałam, że sobie poradzę.
– A zamiast tego, wciągnęłaś jeszcze w to wszystko Fornala. Pomyślałaś w ogóle o tym, ile on miałby do stracenia, gdyby sytuacja stała się poważniejsza? Przecież mógł mieć ze sobą nóż, albo broń. – Był wkurwiony. I to konkretnie. – Ten człowiek jest nieobliczalny, Luśka!
Wiedziałam, że ma rację. Mimo to liczyłam na rozwiązanie tej sytuacji bez konieczności ucieczki. Grzegorz złamał sądowy zakaz zbliżania się. Zaatakował mnie i Tomka. Oboje zostaliśmy w szpitalu poddani obdukcji, z której raport miał służyć jako dowód w sądzie. Tym razem Grzegorz serio miał przechlapane i liczyłam, że przynajmniej najbliższe dwa lata spędzi za kratami.
– A może zapiszesz się na kurs samoobrony albo jakieś sztuki walki? – Zaproponował Tomek, który do tej pory siedział cicho na swoim miejscu przy stole, popijając bezalkoholowego Leszka.
Łukasz posłał mu pełne potępienia spojrzenie. Pewnie liczył na wsparcie w swoich postulatach, a zamiast tego Fornal postanowił zjednoczyć front razem ze mną.
– Tobie też życie niemiłe – warknął mój przyjaciel, przenosząc spojrzenie na ekran telewizora, w którym leciała akurat powtórka jednego z plusligowych meczy.
– Rozumiem, że chcesz ją chronić, ale nie zawsze ucieczka jest słusznym rozwiązaniem. – Tomek wzruszył ramionami. – Łucja zgrała się już z naszą drużyną, twoja restauracja całkiem nieźle się rozkręciła i ma doskonałe opinie. Serio chcesz próbować zaczynać to wszystko od nowa? Dobrze wiesz, że nie jest to takie proste.
Nie powinnam pozwolić im na rozmowę o mnie tak, jakby mnie tutaj nie było, ale nie miałam już siły się kłócić. Z żadnym z nich. Tuż po całym zajściu, kiedy zabrali nas do szpitala, byłam skłonna spakować swoje manatki. To wszystko była przecież moja wina. Tomek faktycznie najpierw mnie nieźle zrugał za otwieranie drzwi bez sprawdzania, kto za nimi stoi, a przez kolejnych kilka godzin wkładał do głowy, że jestem już dużą dziewczynką i potrafię uporać się z własnymi problemami. Niekoniecznie sama. Przecież mam dookoła ludzi, którzy chętnie mi pomogą.
– Znalazłam już kurs krav magi. Zgodnie z informacją od policji Grzesiek został wywieziony i tymczasowo aresztowany. – Zaczęłam wyliczać argumenty za tym, by móc zostać w Jastrzębiu. – Na treningi mogę chodzić z Tomkiem, albo poproszę innych chłopaków z drużyny.
Bo przecież wszyscy już dobrze wiedzieli o tym, co zaszło. Pół miasta przecież już na następny gadało o psychopacie, który zaatakował niewinną, biedną gwiazdę ich drużyny. Z kolei drugie pół, bardzo szybko podchwyciło plotkę, nieco ją ubarwiając i wcale nie zdziwił nas telefon od prezesa w sylwestrowy wieczór, który chciał się upewnić, że Fornal jest cały. Tak, on był w jednym kawałku. Moje stopy miały się nieco gorzej, ale w sumie tylko nasza trójka razem z policją wiedziała, co tak naprawdę wydarzyło się przed tygodniem.
Właściwie to Łukasz, który wrócił poprzedniego wieczora do domu, dowiedział się o wszystkim jako ostatni. Przez telefon nie chciałam mu o tym wspominać, ale kiedy po powrocie zastał mnie kulejącą, nie mogłam już dłużej ukrywać przed nim prawdy.
– Od kiedy to się tak lubicie w ogóle, co? – Pewnie, wszystkie argumenty Łukasza padły, więc musiał przyczepić się do czegoś innego. W tym wypadku akurat do ocieplenia naszych stosunków.
– To twoja wina – rzuciłam obrażona. – Sam kazałeś mi zostać w jego mieszkaniu, póki kurier nie dostarczy kluczy od naszego.
– Ale nie kazałem wam się tak zaprzyjaźniać.
– A kto powiedział, że przecież Tomek wcale nie jest taki zły?
– Nie powiedziałem też, że masz go tak od razu polubić!
– Dzięki Łukasz – parsknął śmiechem Fornal, odstawiając na stół pustą puszkę po napoju i wstając z miejsca. – Wy się dalej kłóćcie, a ja pójdę się wyspać przed jutrzejszym treningiem.
Żadne z nas nie zawracało sobie głowy tym, by odprowadzić gościa do drzwi. Doskonale wiedział, gdzie one się znajdują, a walka na spojrzenia była zdecydowanie ważniejsza od uprzejmości. Rzeczywiście nie mogłam dziwić się Łukaszowi. Kiedy wyjeżdżał z Jastrzębia, ja i Tomek byliśmy dalecy od przyjacielskich stosunków. W ciągu półtora tygodnia wydarzyło się jednak wystarczająco dużo, bym mogła wybaczyć Fornalowi nazwanie mnie natrętną fanką oraz częściowo mu odpuścić fakt, że przez niego potrącił mnie parę miesięcy temu samochód.
Następnego dnia wszyscy w komplecie stawiliśmy się na porannym treningu. Moje stopy nie zostały uszkodzone na tyle poważnie, by znów wyeliminować mnie z pracy na jakiś czas, więc pomagałam właśnie w przed treningowym rozruchu Trevorowi, który był nad wyraz cichy. Jego ściągnięte brwi świadczyły o tym, że coś uważnie analizuje i byłam prawie pewna, że nie jest to taktyka na kolejne spotkanie ligowe, którą skończył przedstawiać pół godziny temu trener.
– Jestem skłonna poświęcić pączka z marmoladą, za twoje myśli, Trev.
Siatkarz ściągnął swoje brwi jeszcze mocniej i przeniósł się do pozycji siedzącej. Patrzył mi prosto w oczy z odległości mniejszej niż dwadzieścia centymetrów.
– Coś jest nie tak – stwierdził po chwili, znów odsuwając się na bezpieczną odległość. – Chyba już nawet wiem co.
– Oświeć mnie w takim razie, mistrzu.
– Jesteśmy tutaj od jakichś dziewięćdziesięciu minut, a ty i Fornal jeszcze ani razu się nie kłóciliście. – Bystry Francuz jest bystry. – Zazwyczaj na samym wejściu rzucacie do siebie jakieś uwagi, po których oboje chodzicie struci przez kolejną godzinę.
Przewróciłam oczami. Myślałam, że wszyscy ucieszą się, że w końcu zakopałam z Tomkiem topór wojenny. Przynajmniej częściowo. Bo małymi złośliwościami zdążyłam wymienić się z nim, kiedy szliśmy na trening. On stwierdził, że mogłabym się chociaż trochę pomalować z rana, zamiast straszyć innych swoim wyglądem. Ja natomiast kazałam mu siedzieć cicho, jeśli chce dotrzeć na halę w jednym kawałku i bez kontuzji, która wyeliminuje go z gry na resztę sezonu.
– Może zadziałała na mnie magia świąt? – Zasugerowałam, kończąc swój udział w rozgrzewce chłopaków. – Stałam się lepszą, milszą Łucją.
– Kiedy ja wolałem tą poprzednią, z ciętym językiem. – Trevor zrobił minę smutnego szczeniaczka. – Przynajmniej codziennie zaskakiwaliście nam czymś nowym.
– Ach, więc byliśmy waszą rozrywką na każdy dzień?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i oddaliłam się w stronę reszty teamu fizjo, przeklinając pod nosem wszystko, na czym świat stoi.
CZYTASZ
Spełnię swoje marzenia, pod tymi gwiazdami
Fanfiction"to prawda, nie istnieje każdego dnia dźwigam wszystkie swoje zmartwienia całkiem sam nawet gdy nikt nie zwraca na mnie uwagi wykańcza mnie obietnica złożonej samemu sobie, że nie upadnę gdy patrzę na niebo, widzę, że wypełnione ono jest niezliczony...