– I jak, gotowa na pierwszy trening? - głos Dylana był zbyt entuzjastyczny jak na moje. Czyżby przestała przeszkadzać mu moja obecność? Czy może po prostu cieszy się, że przez nich będę zmuszona robić paskudne rzeczy?
– Zacznijmy już. - chciałam mieć to już za sobą, a to dopiero początek. Czeka mnie cała seria takich „nauk" w wyborowym towarzystwie.
– Jak sobie życzysz. - klasnął w dłonie i podszedł do brązowego, drewnianego stolika. Wyciągnął pierwszą lepszą broń i rzucił nią we mnie. Ledwo udało mi się ją złapać, przez co uderzyłam się w moje nie do końca zagojone palce. Syknęłam cicho.
– Nie sądzisz, że to trochę głupie z twojej strony dawać mi nabitą broń? Z łatwością mogłabym cię teraz postrzelić. - emanowałam pewnością siebie.
– Dziewczynko, ty jej nawet poprawnie trzymać nie umiesz. - zaśmiał się. No faktycznie, może i miał racje. – Prędzej dostrzelisz sobie swoje i tak już pokiereszowane palce niż zrobisz mi krzywdę.
Słysząc to, odsunęłam jedną rękę, która faktycznie była za blisko spustu. Nie powiem, że nie. Zrobiło mi się trochę głupio, a cała moja pewność uszła razem z głośnym śmiechem chłopaka.
– Czyli nie boisz się, że cię postrzelę? - zapytałam głupio. Znałam jego odpowiedź, po co ja pytam?
– Ani trochę.
– Nawet, jak już nauczysz mnie trzymać broń? - kontynuowałam pogrążanie samej siebie. Po prostu szukałam słabego punktu, punktu w którym przyzna mi racje.
– Mniej gadania, więcej pracy sekretareczko.
Wziął swoją broń do rąk i wycelował w jakiś worek nie daleko nas. Pomieszczenie ogólnie było nie za ciekawe. Sufit podpierany był dwoma, grubymi słupami z metalu. W całym pomieszczeniu pełno było kurzu i jakichś rozwalonych worków z jak mniemam cementem. Czy oni na prawdę strzelają do cementu? Chyba nie chce wiedzieć do czego używany jest ten cement potem.
– Widzisz? Tak się to robi. - powiedział zadowolony z siebie i swojego małego pokazu umiejętności. – Teraz twoja kolej.
Wszystko fajnie, tylko... ja kompletnie nie patrzyłam na to co on robi. Odleciałem na chwilę zwracając uwagę na otoczenie wokół mnie, a nie na to, na co powinnam.
Potrząsnęła głową by trochę przywrócić się do rzeczywistości. Wzięłam parę głębszych wdechów, stanęłam stopami twardo na ziemi i wycelowałam w swojego przeciwnika w postaci worka. Ręka wylądowała na spuście i bez zastanowienia nacisnęłam. Z zamkniętymi oczami oddałam trzy strzały. Wyobraziłam sobie w tamtym momencie, że wszystkie te strzały były idealne i w sam środek. Uchyliłam powieki. Zobaczyłam tam nie naruszoną torbę z cementem oraz trzy małe dziurki w ścianie. Stojący za mną Dylan ryknął śmiechem na cały głos.– I to tym chciałaś mnie zabić? - dusił się z śmiechu tak, że o mało nie przewrócił się. Czułam się bardzo nie komfortowo, bo w mojej głowie oddałam idealne strzały. Ale rzeczywistość była inna i trzeba było się z nią pogodzić... No i ukrócić chichoty tego durnia.
– Zamiast się śmiać, mógłbyś mi pomóc.
– Poprawiłaś mi humor. - miałam wrażenie, że on za raz na prawdę się udusi. Tylko co wtedy? Dzwonić na pogotowie, czy dać mu umrzeć w taki sposób? – Więc po pierwsze. Jak będziesz zamykać oczy, to za miast przeciwnika postrzelisz sobie kolano. Po drugie. Nie możesz okazywać przerażenia, bo ta druga osoba to wykorzysta.
Zanotowane.
– No więc, jeszcze raz sekretareczko.
Padło znów parę niecelnych strzałów. Jednej z kul udało się nawet zahaczyć o brzeg worka, ale to wciąż nie wystarczające by zadowolić ganguska. Definitywnie nie nadaje się do czegoś takiego.
CZYTASZ
FALLEN
RomanceCzy to nie przerażające, jak jeden błąd, jedna sytuacja, pozornie głupia i nie istotna, ciągnie za sobą koszmarne konsekwencje? Takie sytuacje nazywane są ,,efektem motyla", ale dlaczego? Motyle są piękne i takie delikatne... kompletnie nie pasują...