3

21 1 0
                                    

Przesłuchanie dobiegło końca przed godziną 16, Carrie miała jeszcze czas na uszykowanie się do Aurory. Wróciła szybko do motelu, gdzie o dziwo za recepcją siedziała teraz Lilly i rozmawiała z Panną Walter. Gdy tylko zobaczyła Carrie od razu zerwała się z miejsca i podbiegła do niej wręcz rzucając się w jej ramiona. Dziewczyna nie wiedziała jak ma zareagować na tak wymowne przywitanie, ale odwzajemniła uścisk. Nigdy się nie lubiły, ale siostra Hannah nie zasługiwała na takie traktowanie. Każdy popełnia błedy.

- Od kiedy tu jesteś?! Czemu ja nic o tym nie wiem? - Zaczęła krzyczeć, kiedy w końcu oderwała się od Carrie.

- Od wczoraj, mówiłam tylko Jessy. Byłam pewna, że wam powie. 

- Mówiła tylko o pilnym spotkaniu w Aurorze, ale nie podała powodu. Hannah wyszła dzisiaj ze szpitala po obserwacji i również tam będzie. - nagle posmutniała. Pociągnęła kobietę za rękę w stronę jej pokoju. - Błagam powiedz, że Jake się odzywał - jej dłonie zaczęły się trząść

Carrie pokiwała jedynie przecząco głową, a w jej oczach pojawiły się łzy. 

-Nie, nie odzywał się - jej głos się łamał - Kocham go Lilly. Mimo tego, że nie wiem nawet jak wygląda. Cholera. - usiadła na łóżku i schowała twarz  dłonie. - Alan obiecał mi pomoc w jego odnalezieniu. On musi żyć Lilly. Musi

Blondynka pokiwała twierdząco głową.

- Niedawno dowiedziałam się, że mam brata i już zdążyłam go stracić - jej oczy również się zaszkliły - Hannah jeszcze nie wie, nie chce rzucać w nią tylu informacji na raz.

Po dłuższej rozmowie stwierdziły, że będą ją kontynuować w Aurorze. 

Na ciało Carrie założyła dopasowaną, czarną sukienkę, która podkreślała jej kobiecość. Sukienka była ozdobiona subtelnie połyskującymi kamieniami, które mieniły się na świetle. Obcisła góra sukienki eksponowała jej atuty, a rozszerzająca się spódnica nadawała jej pewną lekkość i elegancję. Do sukienki dobrała czarne szpilki na obcasie, które dodawały kilka dodatkowych centymetrów wzrostu i podkreślały jej zmysłowe nogi. Jej dłonie zdobiły złote bransoletki i zegarek, które pięknie współgrały z jej sukienką. Włosy zostały delikatnie ułożone w romantyczne loki, które opadały na jej ramiona. Makijaż podkreślał jej piękne zielone oczy - delikatne cienie w odcieniach brązu i głęboka czerwień na ustach.


Przekroczyła drzwi wejściowe do Aurory. Klub wyglądał tak jak sobie wyobrażała. Wnętrze lokalu było przyjemnie ciemne, a sufit zdobiły wiszące żyrandole, które rzucały miękkie światło na drewniane stoły i krzesła. Stylowe ceglane ściany były ozdobione obrazami lokalnych artystów, tworząc klimatyczny charakter miejsca. Główna sala była przestronna, ale utrzymana w nastrojowej i kameralnej atmosferze. Na ścianach stojących przy oknach umieszczone były półki z butelkami alkoholu różnych marek, nadając lokalu charakteru i elegancji. W tle można było usłyszeć delikatną muzykę jazzową, która tworzyła przyjemne tło dla rozmów gości. Ogródek znajdował się za barem i był oddzielony od wnętrza przez duże, przeszklone drzwi. Z ogródka rozciągał się widok na zielone krzewy i kwiaty, a także na oświetlone latarniami aleje. Stoliki były ustawione na drewnianym tarasie, a nad nimi rozwieszone były lampiony, które nadawały miejscu romantyczny charakter. Ogródek był ulubionym miejscem gości, szczególnie w ciepłe letnie wieczory. Za barem stał Phill. Wydawał się być... szczęśliwy.

Przy jednym ze stolików zauważyła grupę swoich przyjaciół. W tym Hannah. Jessy, która pierwsza ją zauważyła od razu podbiegła.  

- Boże, tak się cieszę, że tu jesteś. W końcu widzę cię nie tylko przez ekran telefonu - przetarła swoje łzy, przez jej reakcje Carrie również uroniła kilka kropel. Rozejrzała się po twarzach każdego z nich. Czuła się szczęśliwa, pierwszy raz jej myśli nie były tylko o Jacobie. 

- Mała! - Dan krzyknął z entuzjazmem. Niestety dalej biedak poruszał się na wózku.

- Jack Daniels! - zaśmiała się głośno, pochyliła i przytuliła do przyjaciela.

Przywitała się z każdym, ale nie wiedziała jak ma podejść do Hannah. Co powiedzieć.

- Cześć Hannah - powiedziała nieśmiało - Bardzo się cieszę, że tu jesteś. - uśmiechnęła się delikatnie, ale Hannah nic nie odpowiedziała. Jej wyraz twarzy wskazywał złość, a może po prostu zakłopotana dotychczasową sytuacją? 

- Lilly mówiła, że zatrzymałaś się  motelu. Zgłupiałaś? Mogłaś od razu do mnie napisać, mieszkam sama. Przydałoby mi się towarzystwo - zaśmiała się Jessy. - Mam nadzieję, że dziś się spakujesz i wprowadzisz, tobie też pewnie ciężko zasnąć samej.

- Masz racje Jessy, jest mi ciężko. Muszę sobie zająć czymś głowę, ale nie chce robić ci problemu. Wiem co teraz przeżywasz - posmutniała.

- Właśnie dlatego potrzebuje cię przy sobie. Razem będzie nam łatwiej 

Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, do stolika podszedł Phil z tacą, na której postawione były różnokolorowe drinki.

- No, no. Na żywo jeszcze piękniejsza - puścił do niej oczko, a ta momentalnie się speszyła - Zrobiłem wam coś mocniejszego do picia, pewnie tego potrzebujecie. Ja muszę lecieć zając się barem. Nie pamiętam kiedy było tu tyle gości.

Phil odszedł z uśmiechem na twarzy witając kolejnych gości. Był piątek wieczór, pewnie każdy po tych wydarzeniach chciał się napić i pomyśleć o czymś innym. Hannah pod okiem psychiatry nie może pić alkoholu, leki uspokajające jej tego zabraniają. To, że zdecydowała się tu przyjść było dla niej dużym krokiem. Wiele ludzi rozpoznając ją zadaje pytania, na które ewidentnie nie chce odpowiadać. 

- A powiedz, co z Jakiem? - odezwała się Cleo.

- Nie wiem, Alan ma mi pomóc go w jakiś sposób namierzyć, ale znając Jake'a, bardzo dobrze się ukrył. - wymusiła uśmiech. Zerknęła na Hannah, która wydawała się bardziej zakłopotana niż wcześniej.

- Czyli to prawda? - w końcu się odezwała - Jake ci w tym pomagał? - w jej oczach zebrały się łzy. Carrie domyślała się co musi czuć ta biedna dziewczyna, dalej nie wie, że osoba, w której była zakochana to tak naprawdę jej brat. Carrie boi się cokolwiek powiedzieć, by nie urazić dziewczyny, która i tak już w środku strasznie cierpi. - Rozmawiał ze mną kiedy to wszystko się wydarzyło, widział to. - Hannah schowała twarz w dłoniach.

- Przykro mi, Hannah. - jedyne słowa, które była w stanie wypowiedzieć. 

- Przykro ci? Dlaczego on ciebie poprosił o pomoc? - jej wyraz twarzy ze smutnego zmienił się diametralnie w złość. - Czemu nie Thomasa albo Lilly?

- Przecież sama wysłałaś Thomasowi mój numer, więc chyba oczekiwałaś, że pomogę? Skąd ty miałaś mój stary numer telefonu? - Na twarzy Carrie również pojawiła się złość. Po tym wszystkim co zrobiła dla dziewczyny, oczekiwała chociaż głupiego podziękowania.  

- Hannah, nie uważasz, że Carrie zasługuje na chociaż głupie "dziękuje"? Wypruwała sobie żyły przez kilka dni, razem z nami i Jakiem, a ty tak się odwdzięczasz? - krzyknął Dan. Jego ton głosu nie pomagał w tej sytuacji. Reszta grupy zgodziła się z nim.

- Ale ja nie podałam Thomasowi twojego numeru - Hannah zmarszczyła brwi. Była bardzo zdezorientowana. Czyżby dziewczyna naprawdę nie miała tego w zamyśle? - Wysłałam numer paragonu do Alana. Tego paragonu, który wypadł, jak się teraz okazało Rickiemu z kieszenie. - dziewczyna po chwili namysłu zrobiła się blada, tak samo jak Carrie, która jak się ukazuje była w tej sprawie przypadkowo.

Nastała grobowa cisza, nikt nie chciał się odzywać. Dla wszystkich to był szok. Przez ten cały czas Carrie była tylko pomyłką.

- Jake to nasz brat 


You are the keyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz