Zbliżała się ostatnia sobota sierpnia – jak co roku – będąca momentem, w którym Yoongi odcinał się od świata na dwadzieścia cztery godziny i zatracał w wirze pracy. Brał dwie dniówki pod rząd i jechał na samej kofeinie, całkowicie ignorując świat zewnętrzny. Nikt jeszcze nie zauważył tego jego corocznego rytuału i miał nadzieję, że tak pozostanie. To nie tak, że robił coś odbiegającego mocno od normy, choć z pewnością był bardziej małomówny niż zazwyczaj. Uprzedził tylko Namjoona, że przez najbliższą dobę będzie nieosiągalny, by się nie martwił. Niestety szef chirurgii nie chciał się zgodzić na ponad dwunastogodzinną zmianę. Dobrze, że chociaż był na dziennej, bo od razu po powrocie do domu prześpi resztę doby i w ten sposób ta sobota szybko minie.
Tego dnia wypisywali So-Hee. Dziewczyna uniknęła operacji, lecz przez najbliższe sześć tygodni będzie musiała nosić kołnierz ortopedyczny. Jimin domykał wszelkie formalności, a w tym czasie Yoongi patrzył, jak Jeongguk zakradał się po korytarzu z bukietem słoneczników. Chłopak absolutnie zdurniał na jej punkcie i odwiedzał ją, gdy tylko mógł. Motocyklistka początkowo go odrzucała, lecz z czasem chyba zaczęła się wahać. Razem z Seokjinem obserwowali przebieg wydarzeń, po cichu kibicując młodemu. Starszy ratownik ponoć miał już dość słuchania ciągłego wzdychania swojego podopiecznego na dyżurze (jakby on sam nie gadał tylko o Hoseoku).
Jeongguk nie tracił ani chwili i gdy tylko So-Hee wyszła z sali, podstawił jej bukiet pod nos. Z tej odległości chirurg nie słyszał zbyt dobrze, co jej powiedział, ale po szeroko otwartych oczach motocyklistki wywnioskował, że musiał zrobić na niej wrażenie. Zanim dziewczyna mu odpowiedziała, młody uciekł, czerwony jak burak. So-Hee stała przez chwilę otępiała, po czym nieśmiało powąchała kwiaty, a na jej usta wstąpił ledwie zauważalny uśmiech.
...
— Co mamy? — spytał Yoongi, myjąc dokładnie ręce aż do łokci.
Godzinę temu do szpitala przywieziono poszkodowanych z wypadku na autostradzie. Rozmawiając z rannymi, Jimin szybko odkrył, że brakowało jednego mężczyzny i popędził wraz z ratownikami na miejsce zdarzenia, by go odnaleźć.
— Krwiak podczaszkowy — wyjaśnił stojący przy sąsiedniej umywalce rezydent. — Musiałem wywiercić dziurę w warunkach polowych, by zmniejszyć ciśnienie wewnątrzczaszkowe — dodał z nutą dumy i przerażenia w głosie. — Pacjent jest zaintubowany i stabilny.
— Dobra robota. Teraz trzeba dopilnować, żeby przeżył — odparł chirurg i zatrzymał się, nim wszedł na salę operacyjną. — Chciałbyś... poprowadzić tę operację? — Spojrzał na Jimina przez ramię.
— Ja? Że miałbym być głównym chirurgiem? — Rezydent wytrzeszczył oczy, wskazując na siebie palcem.
— O to właśnie pytam. — Yoongi wywrócił oczami. — To twój piąty rok rezydentury, powinieneś od czasu do czasu się czymś wykazać.
To nie była pierwsza operacja, którą by oddał w ręce Jimina, choć nie było ich za wiele. Zabiegi neurochirurgiczne były skomplikowane i wymagały finezji na poziomie, który mógł stanowić dla rezydenta próbę. Kiedyś jednak musiał się tego wszystkiego nauczyć.
— Oczywiście, że chcę! Ale czad! — Jimin wykonał jakiś dziwny taniec szczęścia, lecz widząc wyraz twarzy przełożonego, odchrząknął i się powściągnął. — Znaczy... z przyjemnością podejmę się tego wyzwania, dziękuję za zaufanie, doktorze Min.
Yoongi doskonale pamiętał pierwszy raz, gdy otworzył pacjenta na stole – na widok guza, przy którym asystował jako rezydent, omal nie zwrócił obiadu na podłogę. Spoglądanie na cudzy mózg było dla niego przerażajace i fascynujące zarazem – jakby wkradał się w istotę drugiego człowieka.
CZYTASZ
W oknie o północy | namgi
RomancePraca neurochirurga nie rozpieszczała Yoongiego w luksusy spokojnej egzystencji. Jedyne ukojenie przynosiło mu palenie papierosów na dziesiątym piętrze szpitala. Tam w samotności mógł zagłuszać kolejny kryzys egzystencjalny - już chyba piąty w tym t...