Strona B (część 1)

149 8 2
                                    


[𝚃𝙰 𝚂𝙰𝙼𝙰 𝙷𝙸𝚂𝚃𝙾𝚁𝙸𝙰 𝙾𝙿𝙾𝚆𝙸𝙴𝙳𝚉𝙸𝙰𝙽𝙰 𝚆 𝙰𝙻𝚃𝙴𝚁𝙽𝙰𝚃𝚈𝚆𝙽𝚈𝙼 𝚄𝙽𝙸𝚆𝙴𝚁𝚂𝚄𝙼 "𝙱𝙴𝙰𝚂𝚃"]

[𝚃𝙰 𝚂𝙰𝙼𝙰 𝙷𝙸𝚂𝚃𝙾𝚁𝙸𝙰 𝙾𝙿𝙾𝚆𝙸𝙴𝙳𝚉𝙸𝙰𝙽𝙰 𝚆 𝙰𝙻𝚃𝙴𝚁𝙽𝙰𝚃𝚈𝚆𝙽𝚈𝙼 𝚄𝙽𝙸𝚆𝙴𝚁𝚂𝚄𝙼 "𝙱𝙴𝙰𝚂𝚃"]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

°°°

Zakrwawione zwłoki młodego mężczyzny leżały na moim ganku.

Spojrzałem na ciało, potem na front domu. Był cichy poranek. Budynek po drugiej stronie ulicy rzucał długi czarny cień na chodnik przede mną. Pnącza zasadzone w żywopłocie szumiały na wietrze, szepcząc do siebie w sposób, jakiego ludzie nie mogą pojąć. Gdzieś w oddali słyszałem szuranie ciężarówek na nawierzchni drogi.
A na środku schodów przede mną leżały zwłoki.

W większości przypadków martwi ludzie są dość dziwnym widokiem. Tym jednak razem było inaczej. Trup wpasowywał się w otoczenie stając się tylko kolejnym elementem porannej scenerii.

Po chwili zdałem sobie sprawę z powodu. Klatka piersiowa zwłok unosiła się i opadała słabo. To nie trup, to żyje.

Spojrzałem na młodego mężczyznę. Był ubrany cały na czarno. Duży czarny płaszcz, trzyczęściowy garniur i krawat. Jedynym wyjątkiem była biała koszula i bandaż owinięty wokół jego głowy. Ten akurat przybrał barwę biało-czerwoną przypominającą mi złowrogie znaki chińskich przepowiedni. Miejsce, w którym leżał, to środek schodów prowadzonych na moją werandę. Plamy krwi wskazywały, że musiał się tam przyczołgać.

Pytanie. Co powinienem zrobić z tym prawie trupem przede mną?

Odpowiedź jest prosta. Jeśli lekko popchnąłbym go czubkiem buta, po prostu stoczyłby się ze schodów na ulicę poniżej. Wtedy nie byłby już na moim terenie. Znalazłby się na drodze publicznej - terytorium kraju. Wszyscy, którzy mają tam kłopoty, powinni być ratowani dzięki łasce tegoż kraju. Zwykły listonosz, taki jak ja, powinien wrócić do domu i zjeść śniadanie.

Nie zrobiłem tego jednak, ponieważ nie jestem zimnym i bezdusznym człowiekiem. Zrobiłem to, ponieważ jest to niezbędne do przetrwania. Rany młodego mężczyzny były ewidentnie postrzałowe. Został postrzelony wiele razy. Prawdopodobnie na jego ciele było więcej ran, których nie widziałem. A na domiar złego w lewej dłoni trzymał spory plik banknotów.

Co to mogło oznaczać? Nic. To nic nie znaczyło poza tym, że samo jego istnienie było wielkim problemem i nic dobrego nie wynikłoby z wiązania się z nim. Normalna osoba przy zdrowych zmysłach powinna była uciec do innego miasta na jego widok. Zupełnie tak, jak zrobiłby Jonasz w Bibli, gdyby drugi raz natrafił na ogromną rybę w zburzonym morzu.

Spojrzałem na młodzieńca, na drogę, niebo i znowu na niego.

Potem zacząłem działać. Najpierw podszedłem i podniosłem go za boki. Potem zaciągnąłem go do domu i położyłem na wbudowanym w ścianę łóżku. Był znacznie lżejszy niż mogło by się wydawać. Samo noszenie nie stanowiło tak wielkiego problemu. Sprawdziłem jego obrażenia. Miał wiele głębokich ran i krwawienie nie było normalne, ale jeśli otrzymał by poprawną opiekę, nie powinien był umrzeć.

The Day I Picked Up Dazai (Tłumaczenie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz