I. Strażniczka Świętego Sadu

337 25 31
                                    


[ISA]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

[ISA]


Nerwowe pukanie do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Za oknami jest całkiem ciemno, a księżyc świeci wysoko na niebie. Moja warta niedawno dobiegła końca i jedyne, o czym marzę, to wypicie naparu z ziół i położenie się do łóżka, a nie zdążyłam nawet zdjąć butów. Marszczę brwi, zastanawiając się, kto ma czelność nachodzić ludzi o tak nieludzkiej porze. To pewnie jakiś pijany awanturnik, który – jak większość przejezdnych – będzie usiłował zdobyć moje względy, żeby wyłudzić jabłko nieśmiertelności z sadu, którego strzegę.

Ta święta misja została mi powierzona lata temu – musiałam przejść serię ciężkich treningów pod wnikliwym okiem walkirii, wraz z innymi kadetkami. Nie wszystkie dostąpiły zaszczytu, by pełnić role strażniczek, które mają wstęp do Świętego Sadu – większość z nich została tarczowniczkami, które mają nas wspierać w odpieraniu ewentualnych ataków. Poza nami tylko dwie boginie mają wstęp do Świętego Sadu: Idunn – bogini nieśmiertelności i Freja – bogini urodzaju oraz płodności. Faktem jest, że dawno nas już nie odwiedzały...Przez chwilę rozważam zignorowanie przybysza, ale pukanie zamienia się w walenie do drzwi. Krzywię się mimowolnie i zerkam ukradkiem do drugiej izby. Na szczęście moja opiekunka wciąż smacznie śpi. Przynajmniej na razie... Jednak jeśli ten narwaniec za drzwiami się nie uspokoi, to niechybnie zaraz doświadczę jej gniewu na własnej skórze. Nie ulega żadnej wątpliwości, że wolę użerać się z tym nachalnym zalotnikiem, niż tłumaczyć się przybranej babce, dlaczego pozwoliłam, żeby ktoś ją obudził. Babunia potrafi być przerażająca.Otwieram drzwi tak gwałtownym ruchem, że przybysz zatacza się do środka – z uniesioną pięścią, która prawie zderza się z moim nosem. W mgnieniu oka chwytam jego zwiniętą dłoń i odsuwam od swojej twarzy.Nie ma to jak dobry początek znajomości... Kotłuje się we mnie złość wywołana zmęczeniem i mam ochotę warknąć na przybysza, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili, bo moim oczom ukazuje się przystojny, rosły wojownik o ognistokasztanowych włosach i szlachetnych rysach twarzy. Jego skórzana zbroja i broń u pasa szybko pozwalają mi go zidentyfikować jako jednego z asgardzkich żołnierzy.Bogom niech będą dzięki! – Cieszę się w duchu, bo zdaję sobie sprawę z tego, że on nie przyszedł tu po to, żeby mnie uwieść.– Czym mogę służyć? – pytam, uśmiechając się słodko i udając, że jego pięść przed chwilą wcale o mało nie rozkwasiła mi nosa. Staram się jednocześnie zignorować intensywność, z jaką jego przenikliwe złote oczy przesuwają się po mojej twarzy – a konkretnie po bliznach.Moje kości policzkowe są przecięte podwójnymi szramami, a gdy zostałam uświęcona jako strażniczka Świętego Sadu, na czole wyryto mi trójkątny znak runiczny. Runa dodaje niezłomności, natomiast pozostałe blizny mają zniechęcić potencjalnych fałszywych zalotników. Jak dotąd zabieg ten świetnie się sprawdza, bo mężczyźni są wzrokowcami. Nie spotkałam ani jednego, który zdołałby skupić się na mojej twarzy dłużej niż kilka uderzeń serca.Wojownik mruga szybko kilka razy i potrząsa głową, jakby wyrwano go właśnie ze snu. Albo raczej koszmaru – pewnie nigdy nie widział tak szpetnej twarzy jak moja. Czuję ukłucie złości, ale udaje mi się opanować swoją mimikę. Unoszę pytająco brew.– Powiedziano mi, że mieszka tutaj strażniczka Świętego Sadu – wypala bez żadnego przywitania czy przedstawienia się. Krzyżuję ramiona, a oczy żołnierza na moment skupiają się na mojej klatce piersiowej. Jestem już przyzwyczajona do tego, że samce zwykle mówią do moich piersi, unikając patrzenia mi w twarz. Jednak mężczyzna zaskakuje mnie, bo jego wzrok na powrót skupia się na moim spojrzeniu.– Dobrze ci powiedziano. W czym mogę pomóc?Wojownik prostuje się i przemawia tak gromkim głosem, że obudziłby zmarłego:– Jestem tu z rozkazu generała Agnarra Geirröðssona. Przysłano mnie, by...Natychmiast zakrywam mu dłonią usta. Jestem tak blisko, że czuję zapach jego ubrań, przesiąkniętych szałwią i dymem.– Ciszej! – syczę. – Albo zaraz na własnej skórze doświadczymy gniewu córki Thora!Jego oczy rozszerzają się na moje słowa, a usta wyginają w uśmiechu, muskając moją skórę. Natychmiast cofam rękę i odsuwam się, zaskoczona dziwnym dreszczem, który przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Cóż, prawda jest taka, że jedyny fizyczny kontakt, jaki mam z przedstawicielami płci przeciwnej to podczas walki, jak na dziewiczą strażniczkę przystało. Znalezienie się tak blisko mężczyzny – do tego dosyć atrakcyjnego – wywołuje u mnie niepożądane reakcje.– To nieco niegrzeczne, wiesz? Przebyłem długą drogę, żeby cię znaleźć, a ty nawet nie zaproponowałaś mi kubka wody – mówi z udawanym oburzeniem. Zdradzają go jednak uniesione kąciki ust.– Jeśli chcesz zostać rażony piorunem, to zapraszam do środka! – odpowiadam z przekąsem i uchylam drzwi. Nie jestem w nastroju do reagowania na głupie zaczepki. Jeśli ten żołnierz myślał, że uraczę go miodem pitnym i serem, to grubo się pomylił. Nie dość, że przyszedł tu w środku nocy, to nie był łaskaw się przedstawić. Jakim prawem twierdzi, że to mnie brakuje manier?!Wojownik przygląda mi się przez dłuższą chwilę, jakby próbując ocenić, czy żartuję, czy nie. Ostatecznie jednak kręci głową, a ja po wyjściu na zewnątrz ostrożnie zamykam drzwi za sobą.– Zatem słucham, jak mogę wspomóc naszą armię?– Generał potrzebuje kamieni mocy.Słyszałam w karczmie pogłoski, że wojska lodowych gigantów zbliżyły się niebezpiecznie blisko wulkanu Brand. Jeśli udałoby im się przekroczyć tamten teren, kierując w stronę Gór Mglistych, to nasza wioska Rúgur znalazłaby się w potrzasku. Dlatego wiem, że nie mam wyboru i muszę spełnić oczekiwania generała.– Ile?– Ile tylko zdołasz nasycić mocą w ciągu tygodnia.– Będę potrzebowała czasu, aby pozyskać minerały – odpowiadam, ale wojownik odczepia od pasa skórzaną sakwę i podaje mi ją. Zaglądam do środka i moim oczom ukazują się kolorowe, połyskujące klejnoty.– To znacznie przyspieszy cały proces, dziękuję. – Kiwam głową i wyjmuję z sakwy błękitny topaz. Do wytworzenia kamienia mocy potrzebne są szlachetne lub półszlachetne minerały. W tych częściach Vanaheimu dosyć o nie ciężko – nasza kraina to rolny kraj wiecznego lata, nie pozyskuje się tutaj w zasadzie żadnych minerałów.– Jak myślisz, ile z nich zdołasz nasycić mocą?– Zrobię co w mojej mocy, żeby wszystkie te klejnoty wróciły do was jako kamienie mocy. – Staram się uśmiechnąć, choć czuję się mocno skrępowana przez to, że żołnierz patrzy na mnie niczym sroka w gnat. Wiem, że moje blizny wywołują chorobliwą ciekawość, ale zapewne widział gorsze rzeczy na wojnie, dlaczego więc tak mi się przygląda?– Thrud Thorsdottir naprawdę tutaj z tobą mieszka...?A więc o to chodzi. Z ust wyrywa mi się rozbawione parsknięcie, ale szybko się opanowuję.– A co, spodziewałeś się pałacu ze złoconymi dachami?Usta żołnierza rozciągają się w uśmiechu, ukazując jego białe, równe zęby... oraz kły.Asgardczyk... – uświadamiam sobie, że mężczyzna stojący przede mną to nie byle szeregowy wojownik o mieszanym pochodzeniu.– Czyli pogłoski o tym, że nie wybaczyła ojcu śmierci swego ukochanego, są prawdziwe.Smutna historia Thrud i Alvina jest znana w całym Asgardzie, a może nawet poza nim. Rzekomo zaręczyli się pod nieobecność boga piorunów. Gdy jej ojciec powrócił do domu, chciał załatwić sprawę dyplomatycznie – jego córka nie wybaczyłaby mu, gdyby zamordował jej ukochanego. Dlatego też Thor wciągnął krasnoluda w rozmowę, upewniając się, że Alvin znajdzie się w zasięgu światła słonecznego, które jest zabójcze dla jego gatunku. Nie tknął Alvina, ale i tak spowodował jego śmierć.Zaciskam usta w wąską kreskę, nie mając zamiaru odpowiadać.Widzę, że mężczyzna walczy ze sobą, ewidentnie chcąc zadać mi kolejne pytanie. Ostatecznie jednak kiwa głową, życzy mi dobrej nocy i znika. Wzdycham ciężko, zdając sobie sprawę, że muszę niezwłocznie zacząć pracę nad kamieniami mocy. Do tego jednak potrzebuję być w pełni sił, dlatego zrzucam skórzane elementy zbroi, brudne ubrania i wskakuję do łóżka. Kiedy zaciskam powieki, śnię o ceremonii uświęcenia. Słyszę krzyki swoich sióstr broni, kiedy kamienie mocy są zatapiane w ich kościach. Tłumię własny krzyk, kiedy ostrze rozcina moje policzki. Otwieram oczy i napotykam złote spojrzenie nieznajomego.Zrywam się z posłania zlana potem.[wstawić grafikę: drzewo ]ISASiedzę na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Jedna z moich dłoni dotyka gruntu, zaś w drugiej spoczywa kamień. Wyszarpuję z podłoża moc, sięgając w jego głębsze warstwy, a następnie przelewam ją przez swoje ciało do klejnotu, aż ten zacznie wibrować. To sygnał, że jest pełny i należy przestać – w przeciwnym razie rozprysnąłby się w drobny mak. To ostatni z nich. Kręci mi się w głowie i czuję, jak mój własny kamień mocy – oliwin osadzony w kościach mojego obojczyka – pulsuje boleśnie niczym drugie serce.Przed ceremonią uświęcenia każda z kadetek musiała z zawiązanymi oczami wybrać swój kamień mocy. Liczyłam na dodający siły ametyst albo wzmacniający męstwo akwamaryn, tymczasem moja dłoń zatrzymała się nad zielonym kamieniem. Pamiętam, jak bardzo rozczarowana się poczułam. Teraz jednak doceniam moc swego oliwinu, który zapewnia mi szczególną więź z naturą.Zerkam z zadowoleniem na stosik klejnotów, które udało mi się nasycić mocą, i duma rozpiera mi serce. Może i nie jestem najlepsza we wspinaczce jak Maya, może nie rzucam nożami tak dobrze jak Ingrid ani nie jestem tak dobra w walce na miecze jak Frida, czy w zapasach jak Hilda. Ale jeśli chodzi o czerpanie mocy z ziemi, to jestem w tym świetna.Jego zapach dociera do mnie, nim usłyszę jego kroki – szałwia i dym. Pozwalam sobie na chwilę odpoczynku i wstaję dopiero, kiedy znajduje się blisko. Nagły zawrót głowy powoduje, że niemal się przewracam. Silne ramiona otaczają moją talię, chroniąc mnie przed upadkiem. Oho, chyba jednak się przeforsowałam... Kiedy mijają mdłości i czarne ćmy przestają przesłaniać mi obraz, orientuję się, że opieram się o twardą klatkę piersiową wojownika. Policzki zaczynają mnie piec i usiłuję się odsunąć – nigdy w życiu nie znajdowałam się w męskich ramionach i ten stan rzeczy zdecydowanie wywołuje u mnie zbyt wiele niechcianych emocji.– Już dobrze? – Jego brwi są ściągnięte, a w oczach maluje się troska. Dziwne. Nasze wcześniejsze spotkanie nie należało do przyjemnych.– Tak. – Znowu próbuję się wyswobodzić, ale równie dobrze mogłabym usiłować zerwać żelazny łańcuch. – Możesz mnie puścić... – Staram się nadać mojemu głosowi władczy ton, ale zamiast tego ledwo szepczę te słowa.– Nie ma mowy, bo znowu mi tu zemdlejesz. – Szczerzy do mnie zęby, a ja mam ochotę mu przyłożyć. Nie jestem jakąś tam mdlejącą panienką, tylko zwyczajnie się zmęczyłam.– Wcale nie zemdlałam! – Gromię go wzrokiem.– Ale mało brakowało. Muszę przyznać, że to całkiem miłe widzieć, że tak na ciebie działam.Jestem o krok od wybicia mu zębów. Choć w sumie byłoby trochę szkoda, bo ma całkiem ładne uzębienie. Przypominam sobie, kim jest i zamiast tego biorę głęboki oddech i próbuję się uspokoić, skupiając się na otaczających mnie cząsteczkach powietrza. Na szczęście potrafię czerpać nie tylko z ziemi, ale zasadniczo z każdego otaczającego mnie żywiołu. Słabość powoli opuszcza moje ciało i czuję się niczym gąbka, która wchłania wodę, podwajając objętość. Znowu mogę odetchnąć pełną piersią.– Przykro mi łamać twe serce, ale przyczyna mojej chwilowej słabości jest całkiem inna – mówię, posyłając mu kwaśny uśmiech. Bezczelny typ wybucha śmiechem, po czym bez pytania bierze mnie na ręce. Jestem w tak wielkim szoku, że nie mogę nic z siebie wydusić. Zaciskam dłoń na ostatnim kamieniu mocy, który stworzyłam, próbując uspokoić swój urywany oddech i serce, które chyba postanowiło wyrwać mi się z piersi. Tyle było z uspokajania się...– Moja babcia nas ukatrupi, jeśli to zobaczy! – Wiję się w jego ramionach, usiłując się oswobodzić, ale średnio mi to idzie. Złość na samą siebie, że tak łatwo daję się omamić jakiemuś samcowi, pali mnie w żołądku jak czysty spirytus. Jednocześnie przez moje ciało przepływają przyjemne fale ciepła.Niech go szlag! Gdyby nie był tym, kim jest, to już dawno by ode mnie oberwał...!Na moje szczęście – a może nieszczęście – Thrud nie ma w mizernej chacie, którą nazywamy domem. Wojownik stawia mnie na nogi dopiero po przekroczeniu progu, wciąż jednak jedno z jego ramion otacza moją talię, jakby się bał, że zaraz się przewrócę.– Jeśli mnie nie puścisz, to wrócisz do obozu z pustymi rękami – grożę, a mężczyzna natychmiast unosi dłonie w obronnym geście. Prycham i przegarniam z rozdrażnieniem swoje ciemne loki, po czym podchodzę do osadzonego w skale ołtarzyka. Przestawiam kolejno figurki reprezentujące panteon naszych bogów, a potem kościane paciorki, na których wyryte są runy. Przypominam sobie, w jakiej kolejności należy je ułożyć – jeśli się pomylę, to pole siłowe uderzy we mnie i pozbawi mnie świadomości. Potem wyciągam swój sztylet i nakłuwam nim kciuk. Przykładam go do skały i czekam. Kamień powoli mięknie, zamieniając się w szarą papkę, w którą zagłębiam dłoń i wydobywam z niej puzderko, w którym schowałam większość kamieni mocy, a następnie odpinam od pasa sakiewkę z tymi najnowszymi. Wręczam je wszystkie żołnierzowi i widzę, jak jego usta rozwierają się, ujawniając konsternację. Powodem jest to, że kamieni mocy jest trzy razy więcej, niż mi zostawił. Cóż mogę powiedzieć, lubię wyzwania.– Skąd ich tyle wzięłaś? I jakim cudem udało ci się nasączyć je mocą w tak krótkim czasie?!– Ludzie z tej wioski są bardzo hojni, a kiedy usłyszeli, że zagrażają nam lodowi giganci, to w zasadzie sami wpychali mi kamienie do rąk. Poprosiłam też swe siostry broni, żeby zastąpiły mnie w tym tygodniu i skupiłam się na twoim rozkazie, generale.Zaskoczenie powoli ustępuje z jego twarzy i po chwili Agnarr obdarza mnie zadziornym uśmiechem.– Co mnie zdradziło?– Jesteś dość impertynencki, jak na szeregowego żołnierza, generale. – Uśmiecham się z przekąsem, krzyżując ramiona. – I na drugi raz, jeśli pragniesz kogoś odwiedzić incognito, to radzę nie szczerzyć zębów.Agnarr wybucha śmiechem, sprawiając, że w moim brzuchu porusza się stado motyli. Przeklinam się w duchu, ale mimowolnie się uśmiecham. Jak dobrze, że niebawem wraca do swojego oddziału i nigdy więcej się nie zobaczymy. Ta myśl powoduje jednak ukłucie żalu. W myślach słyszę karcący głos babci: Tak niewiele potrzeba, żeby cię usidlić?. Przygryzam wargę, a rumieniec wstydu oblewa mi policzki.Generał mocuje sakiewki do swego pasa, po czym niespodziewanie chwyta moją dłoń i składa na niej pocałunek. Nie mogę nic poradzić na to, że przez głowę przelatuje mi myśl, jakby to było gdyby te usta zetknęły się z moimi... Moje siostry broni niejednokrotnie namawiały mnie na zrobienie czegoś takiego – miałyśmy pozostać dziewicami tak długo, jak potrwa nasza służba. Nikt nigdy nie zabraniał całowania. Ja dotąd byłam zdania, że to igranie z ogniem. Nagle jednak ten ogień wydał mi się niezwykle interesujący.Bogowie... chyba odzywały się we mnie hormony dojrzewania. Ostrzegano nas przed tym, że bezpośrednio po osiągnięciu dojrzałości potrafiły one nieźle namieszać w głowie Asgardczyków. Te namiętności niejednokrotnie doprowadzały do krwawych konfliktów.Kiedy generał wypuszcza moją dłoń, czuję jakby pochwycił mnie mróz.– Do następnego spotkania, strażniczko.Jego słowa sprawiają, że nadzieja rozkwita w moim sercu.[wstawić grafikę: drzewo ]ISAWściekłość gotuje się we mnie niczym bulgocząca lawa i jestem pewna, że zaraz eksploduję, kiedy galopuję traktem prowadzącym do obozowiska asgardzkich żołnierzy.Kiedy moja babcia oświadczyła mi, że ktoś poprosił o moją rękę, nie przejęłam się zbytnio. Czekało mnie przecież jeszcze wiele lat służby jako strażniczka. Kiedy jednak powiedziała, że zgodziła się, a do tego przyznała, że był to sam generał, to poczułam, jakby ktoś zacisnął mi pętlę na szyi! Doskonale zdawałam sobie sprawę z jego pobudek.Zeskakuję z konia i zaczynam krążyć wśród zgromadzonych przy ogniskach żołnierzy, szukając imbecyla, który odwiedził mnie niespełna miesiąc temu. Nietrudno go znaleźć ze względu na jego wzrost i kolor włosów. Ignoruję żołnierzy, którzy kłaniają się i pozdrawiają mnie, nazywając uświęconą strażniczką. Widzę go stojącego przy ognisku i śmiejącego się z grupą mężczyzn trzymających drewniane kufle. Prędko do niego podchodzę.– Hej!Słysząc mój okrzyk, mężczyzna przerywa żartobliwą rozmowę i odwraca się ku mnie. Zanim orientuje się, co się dzieje i zdąży spiąć mięśnie, uderzam go pięścią w brzuch. Natychmiast łapie mnie dwóch żołnierzy, po czym czuję zimne ostrze na swojej szyi. Generał kaszle, trzymając się za brzuch, po czym macha ręką, nakazując swoim ludziom, by mnie puścili.– Czyś ty do reszty stracił rozum?! – krzyczę. Korzystając z tego, że zostałam uwolniona, rzucam się ku niemu z zamiarem starcia krzywego uśmieszku z jego twarzy. Nim jednak zdążę przyjąć postawę, by wyprowadzić cios, Agnarr łapie mnie za nadgarstek, szarpiąc w przód tak, że zaskoczona tracę równowagę. Nim zareaguję, obraca mnie i przyciska moje plecy do swojej klatki piersiowej. Jego wielkie ramię oplata się wokół mojego tułowia.Buzująca we mnie wściekłość zaciemnia mój umysł i popełniam głupie błędy. Karcę się wewnętrznie, bo to nie przystoi strażniczce. Moja siostra broni, Frida, nieźle by mi zmyła głowę, gdyby widziała, jak łatwo dałam się obezwładnić! I nie ma znaczenia, że ten mężczyzna ma zapewne setki lat doświadczenia w bitwie, a ja raptem kilka dekad.– Chłopaki, poznajcie moją piękną i niezwykle waleczną narzeczoną!Ktoś gwiżdże przeciągle, po czym żołnierze krzyczą zgodnie skál i pociągają z drewnianych kufli.– Puszczaj! – warczę, po czym uderzam go łokciem w splot słoneczny. Nie robi to na nim większego wrażenia.– Bardzo podoba mi się ten ogień... – mruczy, przytykając nos do mojego policzka, aż ciarki przebiegają mi po plecach. – Mam nadzieję, że uda nam się go przekuć w coś niezwykle satysfakcjonującego...Po tych słowach bezceremonialnie zaciąga mnie do swojego namiotu.– Czy obiecujesz, że mnie więcej nie uderzysz, jeśli cię uwolnię? – Jego oddech muska mi ucho i zagryzam wargę, kiedy przetacza się przeze mnie fala żaru. Jednocześnie czuję wstyd.Nigdy nie byłam tak agresywna, a przy tym tak niezdarna. Co we mnie wstąpiło? Najwyraźniej ten mężczyzna wzbudza we mnie negatywne emocje. Z pewnością to pieczenie, które rozlewa się po moich trzewiach, nie jest niczym dobrym.Przełykam z trudem ślinę i kiwam głową.– Hm.... trochę żałuję. To pierwszy raz, kiedy trzymam cię tak blisko. – Bierze głęboki oddech, jakby napawał się moim zapachem. Ten człowiek jest najwyraźniej niezrównoważony... Wyruszyłam konno o brzasku, a dotarłam tu w południe, pewnie śmierdzę potem, sierścią zwierzęcia i nie wiadomo, czym jeszcze! W końcu jego uścisk rozluźnia się.– Jeśli myślisz, że za ciebie wyjdę, to chyba nawąchałeś się oparów z wulkanu albo objadłeś grzybów halucynogennych! – krzyczę, odskakując od niego.Agnarr wybucha śmiechem, co potęguje u mnie chęć mordu. Zamykam oczy i skupiam się na poruszającym się wokół nas powietrzu. Jednak uspokojenie się nie jest łatwe, bo wszędzie pełno duszącego dymu. Kiedy porzucam pomysł czerpania z żywiołu powietrza, otwieram oczy. Agnarr stoi tak blisko mnie, że gdyby tylko opuścił jeszcze bardziej głowę, to nasze nosy by się zetknęły. Jego przeszywające spojrzenie jest utkwione we mnie.– Ten ogień... to właśnie mnie w tobie zafascynowało. – Jego dłoń dotyka nagle mojego pokiereszowanego policzka, a ja wciągam ze świstem powietrze przez usta.– Nic o mnie nie wiesz.– Chętnie się dowiem.– Nie przyjechałam tutaj po to, żeby raczyć cię opowieścią o sobie...– To po co przyjechałaś? – Kącik jego ust unosi się w zaczepnym uśmiechu, a mnie brakuje tchu. Czy czułabym to samo, gdyby dotykał mnie jakikolwiek inny przystojny mężczyzna? Cóż, istniało duże prawdopodobieństwo, że tak.– Żeby cię uświadomić, że nie wyjdę za ciebie.– Spokojnie, umówiłem się z twoją opiekunką, że weźmiemy ślub dopiero po zakończeniu wojny. Będziesz miała mnóstwo czasu, żeby oswoić się z tą myślą.– A może po prostu wyświadczysz mi przysługę i umrzesz na polu bitwy? – pytam z przekąsem, krzyżując ramiona. Bogowie, ten mężczyzna wyzwala we mnie jakiegoś demona! Nigdy bym się tak nie odezwała do nikogo! A już na pewno nie życzyłabym śmierci generałowi naszych oddziałów!– Dzielna strażniczka Świętego Sadu boi się zamążpójścia?– Właśnie choćby przez wzgląd na to, kim jestem, powinieneś dać mi spokój!Nie zaprzeczę, to całkiem miłe, że jakiś mężczyzna wykazuje mną zainteresowanie. Nawet jeśli jego główną motywacją jest wejście w rodzinę Thora. Jednak moja służba ma dla mnie ogromne znaczenie – nadała kierunek mojemu życiu, dzięki niej czuję się godna i spełniona. Nie po to przechodziłam przez piekło szkoleń i rytuału uświęcającego, żeby zniweczył to jakiś ambitny samiec.– Każda strażniczka po odbyciu swojej służby wychodzi za mąż. Jeszcze nie miałem okazji osobiście odwiedzić hali Odyna, ale wziąwszy pod uwagę, że kiedyś mu pomogłem, raczej nie będzie miał obiekcji.Niespodziewanie jego ręka przesuwa się z mojego policzka na kark, a jego palce wplatają się delikatnie w moje rozwiane włosy. Brakuje mi tchu.– Co ty robisz...? – Wbijam w niego skonsternowane spojrzenie, niezdolna się poruszyć, kiedy wpatruje się we mnie z palącą intensywnością.– Bogowie, jaka ty jesteś piękna... – Jego głos obniża się, a mną wstrząsa dreszcz. – Nic dziwnego, że próbowali cię oszpecić, ale i tak im się nie udało...Zamieram, kiedy jego usta przywierają do moich. Nie mogę oddychać, a krew dudni mi uszach jak wojenne werble. Jego ramię owija się wokół mnie, przyciskając do jego twardego ciała. Jego wargi poruszają się wzdłuż moich, a moja krew zamienia się w lawę. Kręci mi się w głowie i nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Mimowolnie zaciskam dłonie na przodzie jego tuniki. Nagle czuję skurcz żołądka.On chce ci wszystko zabrać! Tylko po to, żeby wżenić się w rodzinę Thora!Odskakuję od niego jak oparzona, ciężko dysząc. Źrenice Agnarra rozszerzają się do granic możliwości, przez co wygląda jak polujący drapieżnik.– Nie mogę się doczekać, kiedy nauczę cię wszystkiego o przyjemności, moja dziewicza strażniczko... – mówi ochrypłym głosem.Wybiegam z namiotu, zanim zdarzy się coś, co zniszczyłoby moje życie.[wstawić grafikę: drzewo ]ISASzanse na to, że bogowie zainterweniują w mojej sprawie, są znikome. Dowiedziałam się od swoich sióstr broni, że Odyn faktycznie ma dług wdzięczności u Agnarra, więc ten może go prosić, o co tylko zechce – pewnie dostałby za żonę samą walkirię, jeśli takie by było jego życzenie. Z nimi jednak problem jest taki, że (w przeciwieństwie do mnie) mają coś do powiedzenia w kwestii swojego zamążpójścia, więc cwany generał znalazł inny sposób na wżenienie się do rodziny najważniejszego boga. I w ogóle nie przeszkadza mu to, że jestem adoptowana i oszpecona.– Przestań się już dąsać, przez ciebie zaraz lunie! – Hilda szturcha mnie w ramię. Klęczymy w Świętym Sadzie przy jednym z chorych drzew – wygląda tak, jakby jego gałęzie przemarzły. To jest niezwykle dziwne, bo w naszej krainie temperatury nigdy nie spadają do takich, by było to możliwe. Bogowie zadbali o to, by klimat sprzyjał kwitnieniu i owocowaniu jabłek nieśmiertelności przez cały rok.– Isa czerpie z chmury gradowej zamiast z ziemi, bo to bardziej odpowiada jej nastrojowi! – śmieje się Ingrid. To ona powiadomiła nas, że w sadzie jest coś nie tak. Zwykle tylko jedna dziewicza strażniczka pełni wartę wewnątrz sadu, zewnętrzna granica jest patrolowana przez tuzin tarczowniczek. Jednak Ingrid wezwała nas, gdyż zobaczyła uszkodzone drzewo. Sama nie dała rady przywrócić go do życia, bo – prawdę mówiąc – jest kiepska w czerpaniu z żywiołów.– Zupełnie cię nie rozumiem, Iso. Widziałam generała i muszę przyznać, że gdyby to mnie się oświadczył, to pobiegłabym do jego namiotu jeszcze tej samej nocy... – Hilda zaczyna się wachlować ręką, a ja gromię ją wzrokiem.– Wiesz, że wtedy już nigdy nie miałabyś tu wstępu?– Wiem, że ty kochasz dotyk wiatru i deszczu na swojej skórze i potrafisz czerpać z ziemi niczym sama Freja, ale uwierz mi, są dziewczyny, które preferują dotyk mężczyzny. – Przeciąga się niczym kot z rozmarzonym wyrazem na twarzy.– Możemy skupić się na tym drzewie? – Wywracam oczami, a moje siostry chichoczą. Siadamy zwrócone do siebie plecami i zatapiamy palce w ziemi. Zamykam oczy i pozwalam swojemu umysłowi płynąć, wsiąkać w kolejne warstwy pod nami. Miękka ziemia i glina wkrótce przeistaczają się w kamienie, przez które z łatwością przenikam swoją mocą. Nagle jednak zderzam się z czymś twardym i nieustępliwym. Zmieniam swoją moc w wodę, by przedostała się niżej, ale nagle chwyta ją mróz. Zaciskam szczęki, czując dziwny, niepokojący opór, kiedy ta siła nie chce wypuścić mojej mocy ze swoich mroźnych szponów. Nieświadomie zaczynam drzeć paznokciami po podłożu. Nagle czuję, jakby ktoś wrzucił mnie do lodowatej wody, która natychmiast zamarza, więżąc mnie.Z krzykiem powracamy świadomością do swoich ciał. Każda z nas dygocze. Krew ścieka z nosa Ingrid, a Hilda trzyma się za serce, z trudem łapiąc powietrze.– Czułyście to...? – pyta, a jej oczy są wielkie jak spodki.– Jakby... jakby to była jakaś lodowa pułapka... – mamrocze Ingrid.– Ten lód tam jest... przeżera korzenie drzew niczym jakaś zaraza... Nigdy czegoś takiego nie czułam... – szeptam. – Musimy wezwać Freję!Spoglądam na swoje pozrywane do krwi paznokcie, moje ręce drżą. Czuję się, jakby ktoś wlał mi właśnie do gardła smołę. Tamta moc była dziwna, nieczysta i złowieszcza... Co prawda nazwałam ją lodem, ale bardziej przypominało to nieprzenikniony cień, który stanowił jakąś barierę. Nie mam pojęcia, co to za żywioł i zbyt mnie przeraził, bym ośmieliła się z niego zaczerpnąć.Pomagam Ingrid podnieść się z ziemi i obydwie kuśtykamy pod najbliższe zdrowe drzewo, gdzie układamy się, pozwalając mu nas uleczyć. Hilda pierwsza dochodzi do siebie i biegnie po kruka, by wysłać wiadomość.Odpowiedź nadchodzi trzy dni później:Freja nie przybędzie. Wojska lodowych gigantów są zbyt blisko. Za duże ryzyko.Jesteśmy zdane na siebie... 


Córka słońca i księżyca (Zmierzch bogów #1) [WYDANE!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz