V. Igranie z losem

60 13 5
                                    

Kolejnego dnia budzę się w namiocie Arnego - sama, on musiał już dawno temu wstać. Zrywam się z posłania i odkrywam, że moja lniana suknia jest okropnie pomięta i pokryta czerwonymi plamami. Nie mam jednak czasu zbytnio tego roztrząsać. Jestem dziwnie obolała i podejrzewam, że Arne pozbawił mnie sporej ilości krwi. Zbieram się szybko i pakuję jego rzeczy do siodeł, zakładając, że po to mnie tutaj zostawił. Zwijam namiot i pakuję go na wóz. Gdy ruszamy w dalszą drogę, Thyra odnajduje mnie w tłumie niewolników.

- Martwiłam się.

- Nic mi nie jest. - mój głos brzmi dużo ostrzej, niż zamierzałam i oczy kobiety zaokrąglają się. Zmuszam się do uśmiechu, nie chcąc jej martwić.

- Wszystko w porządku. - ściskam jej dłoń.

- Udało mi się podsłuchać kolejne plotki. Rzekomo Alfheim nigdy nie zaprzestał walk. Co prawda lodowi giganci zajęli spore obszary, ale grupy partyzantów regularnie napadają konwoje dostarczające pożywienie dla armii.

To świetna wiadomość, ale nie umiem się z niej cieszyć w obliczu tego, do czego się posunęłam poprzedniego dnia. Zawsze byłam dumna z mojego tytułu nietykalnej strażniczki Świętego Sadu. Kto by pomyślał, że upadnę tak nisko, żeby żebrać o jedzenie i handlować swoją krwią. Dopiero kiedy zaczyna boleć mnie szczęka, uświadamiam sobie jak mocno zaciskam zęby.

„Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem!" - słyszę w głowie głos swojej siostry broni Fridy. Ona zawsze starała się żyć tym co tu i teraz i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Być może tak właśnie powinnam zacząć postępować, żeby gniew i wstyd nie pochłonęły mnie całkowicie...

O zmierzchu ktoś z dowodzących zarządza postój. Zostaję zmuszona wraz z kilkoma innymi niewolnikami do postawienia kilkunastu namiotów, a potem zagnana do lasu, żeby zebrać drwa na opał do ognisk żołnierzy. Zbieram gałązki kiedy dociera do mnie dźwięk kwilenia. Nadstawiam uszu i dociera do mnie, że to wcale nie płacz dziecka, tylko wilka. Chwilę później słyszę również warkot. Idę za dźwiękiem, przyciskając do klatki piersiowej zebrane gałęzie i moim oczom ujawnia się osobliwy widok - wilk o śnieżnobiałej sierści kłapie zębami na niewolników, którzy rzucają w niego kamieniami. Żółć podchodzi mi pod gardło, gdy ostry kawałek skały trafia go w czaszkę, z której zaczyna broczyć krew. Zwierzę potrząsa głową, a warkot zamienia się na powrót w żałosne kwilenie.

Dlaczego nie uciekł...? W półmroku dostrzegam, że jedna z jego łap jest uwięziona w prowizorycznych wnykach, zrobionych z gałęzi.

- Dość! - zrzucam swój chrust na ziemię i chwytam dłoń niewolnika, który planował rzucić kolejnym kamieniem w uwięzione stworzenie.

- To demoniczny wilk! - syczy w odpowiedzi, obnażając swoje zęby. Mężczyzna z łatwością strząsa moje palce ze swojego nadgarstka. Jestem osłabiona po tym, jak Arne pił moją krew. Obnażam jednak swoje kły i niewolnik natychmiast wypuszcza kamień i cofa się z przerażeniem na twarzy.

- Nie bądź niedorzeczny! Naprawdę myślisz, że Fenrir dałby się tak po prostu usidlić?! - wskazuję brodą uwięzione zwierzę. Mężczyzna robi się czerwony jak burak.

- To nie zmienia faktu, że te potwory walczyły razem z gigantami! - odzywa się inny mężczyzna. Wyczuwam buzującą energię w grupie niewolników - złość i frustracja poszukują ujścia i znalazły ją w formie uwięzionego zwierzęcia. Niestety większość z tych ludzi jest mi obca.

- Nawet jeśli tak, to są bezwolnymi narzędziami! Ktoś inny podjął za nich decyzję, by uczestniczyli w tej walce! Naprawdę myślicie, że Odyn pochwalił by wasze zachowanie?! - mierzę ich wzrokiem, ale napotykam jedynie opór i wściekłość.

Córka słońca i księżyca (Zmierzch bogów #1) [WYDANE!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz