Isa jest córką niczyją, którą pod opiekę wzięła potomkini legendarnego boga gromów Thora. Dziewczyna przechodzi surowy trening pod okiem walkirii i zostaje strażniczką Świętego Sadu. Jej zadaniem jest pilnowanie, by nikt niepowołany nie tknął jabłek...
Sytuacje skrajnie niebezpieczne ujawniają naszą prawdziwą naturę i wówczas okazuje się, czy jesteśmy tchórzami, potworami, czy bohaterami...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
[ISA]
Kolejnego dnia budzę się w namiocie Arnego – sama, on musiał wstać już dawno temu. Jestem dziwnie obolała i podejrzewam, że drań pozbawił mnie sporej ilości krwi. Próbuję się szybko zebrać, ale kiedy staję na nogi, czuję tępy ból w dole brzucha i zauważam ślady krwi na dolnej części sukni. Olśniewa mnie nagle, że może mimo wygłodzenia i przemęczenia nadszedł czas mojego krwawienia. Byłam pewna, że w tych warunkach moje ciało przejdzie w stan wstrzymania pod tym względem, ale najwyraźniej się pomyliłam. Prędko pakuję rzeczy Arnego do siodeł, zakładając, że po to mnie tutaj zostawił. Zwijam namiot i pakuję go na wóz. Gdy ruszamy w dalszą drogę, Thyra odnajduje mnie w tłumie niewolników.
– Martwiłam się.
– Nic mi nie jest. – Mój głos brzmi dużo ostrzej, niż zamierzałam, i oczy kobiety zaokrąglają się. Jestem w paskudnym nastroju, ale to nie daje mi prawa, żeby ją tak podle traktować. Reflektuję się i zmuszam do uśmiechu, nie chcąc jej martwić.
– Wszystko w porządku. – Ściskam jej dłoń.
– Skoro tak mówisz... Udało mi się podsłuchać kolejne plotki. Rzekomo Alfheim nigdy nie zaprzestał walk. Co prawda lodowi giganci zajęli spore obszary, ale grupy wojowników regularnie napadają konwoje dostarczające pożywienie dla armii.
To świetna wiadomość, ale nie umiem się z niej cieszyć w obliczu tego, do czego się posunęłam poprzedniego dnia. Zawsze byłam dumna z mojego tytułu nietykalnej strażniczki Świętego Sadu. Kto by pomyślał, że upadnę tak nisko, żeby żebrać o jedzenie i handlować swoją krwią. Dopiero kiedy zaczyna boleć mnie szczęka, uświadamiam sobie, jak mocno zaciskam zęby.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem! – słyszę w głowie głos swojej siostry broni, Fridy. Ona zawsze starała się żyć tym, co tu i teraz i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Być może tak właśnie powinnam zacząć postępować, żeby gniew i wstyd nie pochłonęły mnie całkowicie...
O zmierzchu ktoś z dowodzących zarządza postój. Zostaję zmuszona wraz z kilkoma innymi niewolnikami do postawienia kilkunastu namiotów, a potem zagnana do lasu, żeby zebrać drwa na opał do ognisk żołnierzy. Zbieram gałązki, kiedy słyszę dźwięk kwilenia. Nadstawiam uszu i dociera do mnie, że to wcale nie płacz dziecka, tylko wilka. Chwilę później słyszę również warkot. Idę za dźwiękiem, przyciskając do klatki piersiowej zebrane gałęzie i moim oczom ujawnia się osobliwy widok – wilk o śnieżnobiałej sierści kłapie zębami na niewolników, którzy rzucają w niego kamieniami. Żółć podchodzi mi do gardła, gdy ostry kawałek skały trafia go w czaszkę, z której zaczyna broczyć krew. Zwierzę potrząsa głową, a warkot zamienia się na powrót w żałosne kwilenie.