ROZDZIAŁ DRUGI

30.5K 1.7K 363
                                    

hemligheter (j. szwedzki) – tajemnice

REED

Poniedziałkowy poranek powitał mieszkańców Bloomington ulewnym deszczem. W drodze na uczelnię wycieraczki samochodowe ledwo nadążają ze zbieraniem z przedniej szyby strug wody. Mój dyżur rozpoczyna się dopiero o jedenastej, ale ja tak, jak zawsze pojawiam się na wydziale już godzinę wcześniej. Przed opuszczeniem auta sięgam po leżącą na tylnym siedzeniu skórzaną teczkę oraz czarny parasol. Wychodzę na zewnątrz i go rozkładam, a następnie przemierzam szybko parking, irytując się na silne porywy wiatru szarpiące połami mojego rozpiętego płaszcza. Opadłe z drzew liście szorują po mokrym asfalcie; ich jaskrawość nieco nadaje koloru temu przygnębiającemu dniu.

Wzdycham, gdy na szkłach moich okularach zbierają się krople wody oraz para. Po przejściu kilku kroków prawie nic nie widzę. Przystaję jednak dopiero po przekroczeniu progu budynku. Składam parasol, a następnie ściągam oprawki i przecieram szkła wilgotnym rękawem płaszcza, co nie daje zadawalających mnie rezultatów.

– Dzień dobry, panie profesorze. – Wita się ze mną któryś ze studentów przechodzący akurat korytarzem.

– Dzień dobry – odburkuję, choć jak na razie ten dzień jest chujowy i nie zapowiada się, żeby w najbliższym czasie było inaczej.

Nawet nie spoglądając w kierunku tej osoby, wsuwam wciąż pomaźgane okulary z powrotem na nos i ruszam w kierunku katedry psychologii klinicznej.

Automatycznie zaczynam rozglądać za kaskadą jasnych blond włosów, które za każdym razem ułatwiają mi odnalezienie jej w tłumie. Tym razem nigdzie nie dostrzegam Briany, ale może to i lepiej, bo nie wiem, jakbym zareagował, gdybym dzisiaj natknął się na nią na korytarzu pełnym ludzi.  Jak dotąd zawsze się ignorowaliśmy, ale było to zanim spędziła w moim mieszkaniu cały weekend i pozwoliła mi się pieprzyć w każdym jego pomieszczeniu.  Oraz zanim mnie okłamała i zaczęła się ze mną bawić w ukrywanie niewiadomej prawdy.

Ona pewnie nawet by się ze mną nie przywitała. Nigdy tego nie robi. Boi się. Zupełnie, jakby kilka słów lub krótka wymiana spojrzeń miałaby ściągnąć na nas uwagę innych ludzi.

Po dotarciu do swojego gabinetu, zamykam za sobą drzwi i odkładam na podłogę ociekający wodą parasol, a następnie ściągam płaszcz i go odwieszam go na wieszaku. Do moich nozdrzy dociera charakterystyczny zapach pasty do polerowania drewna oraz skóry, w którą oprawiono ustawione na regałach książki.

Podchodzę do biurka, zajmuję miejsce w fotelu i wypakowuję na biurko wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, w tym etui do okularów i ukrytą w nim ściereczkę. Poleruję szkła przez dobre kilka minut, wkurzając się na ciągle pozostające na nich smugi, a kiedy w końcu udaje mi się je doprowadzić do ładu, otwieram laptopa i próbuję skupić się na pracy.

Trudno mi się skoncentrować. Co chwilę zerkam na godzinę wyświetlaną w narożniku ekranu i żałośnie odliczam czas do chwili, gdy Briana skończy ćwiczenia z profesorem Heisenbergiem i pojawi się na moim dyżurze. Z jednej strony nie mogę się tego doczekać, a z drugiej chętnie odwlekałbym ten moment w czasie tak długo, jak to możliwe.

Przez całą noc zastanawiałem się, czy dobrze robię. Wiele razy powstrzymywałem się przed przejrzeniem plików na tym jebanym pendrivie. Teraz znów o tym myślę, jednocześnie dając się pochłonąć intensywnym emocjom, nad którymi nie potrafię zapanować. Z jednej strony jestem wkurwiony, a z drugiej szalenie zaintrygowany. Mam ochotę najpierw na nią nawrzeszczeć, by później przydusić jej drobne ciało do swojego biurka i rżnąć ją tak długo, aż zrozpaczonym głosem wyzna mi wszystkie swoje sekrety. Każdy z nich. Co do jednego.

The Science of Affection. Dylogia Science #2 | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz