Rozdział 1

629 10 1
                                    

Summer

Nienawidziłam poniedziałków, to był jeden z takich dni, w których nic kompletnie nic mi nie wychodziło i miałam największego pecha, na przykład dziś rano wylałam na swoją ulubioną sukienkę kawę i nie mogłam jej założyć. Na szczęście zawsze mam plan B, więc przynajmniej się nie spóźniłam na wykład.

Mój wykładowca od Diagnostyki laboratoryjnej jak ktoś się tylko spóźnił minutę nie wpuszczał go na sale, mówiąc tylko, że gdyby naprawdę im zależało na nauce nie przyszliby spóźnieni. Był cholernym chujem nieszanującym kobiet i myśląc, że one nie muszą się uczyć tylko sprzątać i gotować. Nie cierpiałam tego gościa jednak najbardziej, za to że kiedyś dostałam od niego tróje tylko dla tego, że jestem kobietą, a jakbym to zgłosiła nikt by mi nie uwierzył bo był bardzo szanowany w tych kręgach profesorskich czy jakiś tam.

Zajmuje szybko miejsce w auli obok jakiegoś nieznajomego mi typa. Miałam nadzieje, że nie spróbuje do mnie zagadać, bo dziś naprawdę nie mam siły być miłą. Chłopak jednak odwrócił się w moją stronę, a ja chciałam mu odruchowo przywalić w mordę. Blondyn chyba zrozumiał, że nie jestem w humorze na jakiś nędzny flirt więc do mnie nie zagadał, za co dziękowałam mu w duchu.

Nagle usłyszeliśmy głośne kroki oznaczające, że profesor zaszczycił nas swoją obecnością. Wyjęłam z torby mój notes wraz zakreślaczami gotowa do robienia notatek. Czułam się jednak trochę głupio bo jako jedyna w auli notowałam w zeszycie a nie na Macbooku. Niestety nie miałam dzianych rodziców jak prawie wszyscy tutaj, ja w ogóle ich nie miałam. Zginęli w wypadku samochodowym jak byłam małym dzieckiem. Moja rodzina jaką wtedy miałam stwierdziła, że się mną nie zajmą wiec tak oto trafiłam do domu dziecka. Nie było jednak tam źle, nie chodziłam głodna, bawiłam się z innymi dziećmi. Najbardziej jednak zaprzyjaźniłam się z Avą, byłyśmy nierozłączne dlatego więc adoptowała nas ta sama para ludzi. Mnie jednak adoptowali tylko żeby Avie nie było przykro, nienawidzili mnie i robili wszystko co najgorsze. Rossowie byli największymi potworami w moim życiu.

Tak mi się wydawało jednak wtedy poznałam ciebie. Największego potwora na świecie.

Notowałam dokładnie każde słowo profesora mają nadzieje, że gdy przeczytam to w domu jakoś lepiej to zrozumiem, bo jak dla mnie mój profesor mówił o wiele za szybko. Zerknęłam na chwilkę na prezentacje, którą nam wyświetlał żeby zobaczyć jak jakaś kobieta pokazuje jak się pobiera próbki.

Zastanawiałam się czemu on nie może nam tego pokazać, ale przypomniałam sobie, że naszemu profesorowi nic się nie chce. Dosłownie czasami myślę, że jest tu za karę. W sumie komu by się chciało uczyć jakieś bogate gnojki, które i tak pewnie nic nie rozumieją z tego co on mówi. Ja na jego miejscu bym się już dawno zwolniła, przecież niektórzy studenci go w ogóle nie szanują i go obrażają przy nim, a on nic im nie może zrobić bo mają dzianych starych. Ale i tak go nie lubię.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu sprawdzają ile jeszcze zostało mi tej tortury. Niestety telefon pokazywał, że jest dwunasta trzydzieści a wykład kończy się o trzynastej. Wciągnęłam głośno powietrze żeby choć trochę się uspokoić, niestety nic to mi nie dało poza dziwnym wzrokiem blondyna siedzącego obok. Czy już mówiłam jak bardzo bym mu chciała przywalić?

Nagle wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam do ręki telefon i włączyłam dyktafon, mając nadzieje że wszystko mi się porządnie nagra. Dalsze trzydzieści minut przesiedziałam na graniu w TempleRun uważając żeby profesor mnie nie przyłapał.

Kiedy w końcu mogłam wyjść z tego piekielnego miejsca myślałam normalnie, że się popłaczę. Wybiegłam stamtąd jak najszybciej się dało mając nadzieje, że szybko tam nie wrócę, jednak już jutro będę musiała tam wrócić.

Na nic nie zwracając uwagi wyszłam z uczelni błagają kogokolwiek żebym tylko nie spotkała Avy. Kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami ale wszystko się zmieniło kiedy starałam się jej powiedzieć co robili mi Rossowie i ich syn. Ona mi nie uwierzyła, stwierdziła że gadam to na jej rodziców i brata żeby ją do nich zniechęcić.

Na samą myśl o synu Rossów przeszły mnie ciarki. Nienawidziłam go z całego serca, za to co mi zrobił. Zabił małą mnie, zabił moje marzenia, zniszczył całą mnie i nie mogę się z tego pozbierać. Przez niego nienawidziłam samej siebie, że nie umiałam się obronić. To trochę śmieszne, obwiniałam się za nie swoje czyny tylko jego. Jednak obwinianie siebie było dla mnie łatwiejsze niż przyznanie sobie, że jestem ofiarą. Oprócz Avy nie powiedziałam nikomu co działo się w domu Rossów, czemu sama tego nie wiem. Chyba za bardzo bałam, się że ludzie zareagują jak ona.

Nie winiłam Avy, że tak zareagowała dla niej ci ludzie byli dobrzy, byli dla niej wspierającą nową rodziną szkoda tylko, że dla mnie nie. Teraz Ava zmieniła się w moją gnębicielkę. Miała koleżankę na moim wydziale i czasem przychodziła by się z nią zobaczyć, a potem mnie gnębić. Ostatnio wywaliły wszystkie rzeczy z mojej torby śmiejąc się jaką to ja nie jestem biedaczką, każdy się śmiał.

***

Wchodzę do mojego małego mieszkanka, może i jest małe ale tylko tu czuję się naprawdę jak w domu. Odetchnęłam z ulgą, nie spotkałam dziś Avy ani żadnej z jej koleżanek, więc mogłam niepostrzeżenie wyjść z uczelni. Dla niektórych to się wyda dziwne ale nie lubiłam być w centrum uwagi wszystkich. Nienawidziłam wzroku ludzi a gdy dziewczyny mnie gnębiły każdy się na mnie patrzył. Jednak miałam też samotności.

Zaczęłam się szykować do pracy, może nie była jakaś najlepsza bo byłam barmanką w klubie ale nie było aż tak źle. Oczywiście musiałam być ubrana w jakieś krótkie ciuchy jak dla dziwki ale nią nie byłam, ja tylko robiłam drinki jakimś zwyrolą którzy oglądali przy tym moje cycki. Pomalowałam usta na czerwono i zrobiłam mocniejszy makijaż niż zazwyczaj. Nienawidziłam mocnych makijaży ale mój szef miał to w dupie. Jestem ciekawa jakby on się czuł wymalowany jak jakiś klaun i ubrany w praktycznie nic.

Wzięłam słuchawki i wyszłam z mieszkania. W sumie gdyby się tak głębiej zastanowić więcej czasu przebywam na uczelni i w pracy niż w własnym mieszkaniu. Już nie pamiętam kiedy spędziłam tam więcej czasu niż dwie godziny.

Czułam się już po prostu wykończona i psychicznie i fizycznie. Jedyne czego pragnęłam w tej chwili było zatopienie się w ciepłej kołdrze i przespanie tygodnia. Chyba od czasów jak mieszkałam w domu dziecka nie przespałam całej nocy, a było to ponad dziesięć lat temu.

Stwierdziłam, że dziś była na tyle ładna pogoda, że zamiast jechać autobusem przejdę się do pracy, co było do mnie nie podobne bo nienawidziłam wysiłku fizycznego a do pracy miałam z pięć kilometrów.

***

Byłam w pracy przed czasem, więc mogłam się w spokoju przebrać w szatni w ciuchy które nasz stylista nam zostawił przed naszymi szafkami. Jak tylko zobaczyłam krótkie czerwone szorty już wiedziałam, że do klubu mają przyjść jacyś goście VIP, których trzeba specjalnie ugościć.

Poczułam nieznane dłonie na mojej szyi i perlisty śmiech Aileen, moje można tak powiedzieć przyjaciółki z pracy.

- stara o ile się założymy, że poderwę tych gostków Vipów – przewróciłama oczami. Aileen pracowała tu tylko dla tego by poderwać bogatego faceta i albo się z nim ożenić albo złapać go na dziecko.

- czyli ty ich dostałaś – stwierdziłam na co ta wesoło pomachała głową. Z jednej strony się cieszyłam, że to ona zostanie ich barmanką bo wtedy będę miała mniej robot. A z drugiej współczułam im – no to życzę szczęścia w flirtowaniu

- dzięki – uśmiechnęła się – jak już znajdę tego faceta to obiecuje, że cię tu nie zostawię – lekki uśmiech wkradł się na moją twarz – wiem! – ożywiła się nagle – ty albo ja poderwiemy starego bogatego dziada i się z nim pobierzemy a potem dosypiemy mu cyjanku do herbaty i cały majątek nasz – zaśmiałam się na jej słowa

- jak tylko takiego znajdziesz, to się na to piszę – teraz to Aileen się śmiała

Wyszłyśmy z szatni. Ja weszłam za normalną ladę a rudowłosa pobiegła na górę gdzie były specjalne sale dla ważnych gości. Westchnęłam wiedząc, że to będzie cholernie długa noc

******************

Mam nadzieje, że ten wam się bardzie podoba. Bo mi owszem 

Buziaki  

Obsesja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz