Odwróciłam się w stronę osoby. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to pobrudzona od soku pomarańczowego koszule. Starszy ode mnie chłopak wziął rękę z mojego ramienia. Rozejrzałam się wiedząc, że gdzieś za rogiem są śmiejący się jego znajomi. Nie dostrzegłam ich, ale przeczuwałam że tam są.
-Czemu byś miał mnie odprowadzić.
-Dziewczynki nie powinny same wracać do domu.
-Niby czemu?-parsknęłam.
-Raczej nie chcesz żeby ktoś cię porwał, na twojej wsi podejrzę nie było tak niebezpiecznie.
-Z skąd wiesz że mieszkałam na wsi?
-Usłyszałem.
Nie wierzyłam mu, że chce mnie oprowadzić tylko z tej przyczyny. Szczególnie po tym co zrobił. Spojrzałam w jego ciemne oczy, znów widziałam w nich obojętność. Nie dość że wredny to jeszcze, podsłuchuje. Stwierdziłam w głowię.
-Nie zmienia to faktu, że nie chce żebyś mnie odprowadził.
Nie czekałam aż coś powie tylko, odwróciłam się i poszłam w drugą stronę. Słyszałam jego powolne kroki. Zdenerwowałam się.
-Ja nawet nie wiem jak masz na imię!- wykrzyknęłam, aby go uświadomić że wiem, że za mną podąża.
-Andrew. -powiedział po czym bez problemu mnie dogonił.
Spojrzałam na niego groźnie, tak jak potrafiłam. Jego zachowanie sprawia że coraz bardziej go nie lubię. Pacnęłam go w ramie, zapominając że jest ode mnie silniejszy i większy.
-Idź sobie.-powiedziałam stanowczo.
Dopiero teraz zorientowałam się że jeszcze nie usłyszałam jego znajomych ani ich nie dostrzegłam. Czy naprawdę przyszedł bo wie że to niebezpieczne żebym wracała sama po ciemku lub chce mnie przeprosić? Nie wierzyłam w to co myślę. Złamałam mocno za swoją torebkę, czekając na odpowiedź. Nie wiem dla czego, ale poczułam się strasznie głupio. Może dla tego że byłam nie miła. Chociaż mu się należało.
-Słuchaj -zaczął ostrożnie- przepraszam za to co się stało, tam przy stole.
Czyli naprawdę chciał mnie przeprosić. Zaniemówiłam i dałam mu kontynuować.
-Robiliśmy sobie wszystkim żarty. Jakbym był sam to bym się tak w życiu nie zachował.
Jego głos był poważny, spokojny i o dziwo miły. Mógł by tak ciągle mówić, bez przerwy. Tylko mnie zastanawia, co go podkusiło by mnie przeprosić. Nie wiedziałam co o tym sądzić. Ale jak szukam przyjaciół to może, było by warto mu wybaczyć. Szłam dalej już nie mając ochoty go odganiać.
-Do której klasy chodzisz? -zapytałam.
-Czwartej, w końcu opuszczę tą szkołę.
-To pewnie masz teraz mnóstwo nauki.
Zaśmiał się, ale nie zdziwiłabym się gdyby się zirytował. Pewnie teraz każdy mu mówi o tej maturze, albo ciągle się uczy. Chociaż patrząc na jego zachowanie wątpię. Chociaż ma niezłe atuty zachowuje się jak, czwarto klasista ale z podstawówki. Nie zamierzałam iść przez moją, dyskretną ścierkę bo by mnie tam jeszcze nawiedzał. Szliśmy chodnikiem koło, bardzo długiego oraz ogromnego pasażu handlowego. Było tu mnóstwo sklepów, piekarni, restauracji i barów. Dostrzegłam jakiegoś pijanego mężczyznę, kolegami. Właśnie zwracał swój podejrzę wcześniej kupiony alkohol. Natychmiast odwróciłam wzrok i poczułam ogromne obrzydzenie. W międzyczasie, bardzo długo rozmawiałam z moim kompanem. Dowiedziałam się o nim dużo. Naprawdę przyjemnie się z nim gadało, oraz go słuchało. Lubił być w centrum uwagi z tego co zauważyłam i ciągle potrafił grać tylko o sobie. Nie przeszkadzało mi to. Takie coś jest przydatne, bo potem wiadomo co kupić komuś na urodziny.
- O patrz -wskazał na jeszcze otwarty sklep z napojami- kupić nam?
-Dzięki, ale nie musisz.
To było miłe z jego strony. Spojrzałam na sklep z wielkim niebieskim szyldem. Było bardzo jaskrawe i jasne przez co musiałam wręcz zmrużyć oczy.
-I tak pójdę kupić.
-Serio nie musisz.
Bez słowa wszedł do sklepu. Przekręciłam oczami, zdenerwowana. Mimo tego że zaczęłam coraz bardziej go lubić i tak miał coś, co mnie irytowało. Oparłam się o ściankę sklepu i wyjęłam telefon. W skrócie opisałam co się wydarzyło na imprezie Johnowi. O sytuacji z sokiem, jacy są moi znajomi z klasy oraz co teraz się dzieje. Nie odpisywał mi i jakoś się tym nie przejęłam. Schowałam z powrotem telefon gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Andrew podszedł do mnie i nagle poczułam coś mokrego na głowie. Spłynęło mi to na kark i przez plecy, że aż dostałam gęsiej skórki.
-Ups - powiedział powstrzymując śmiech.
Spojrzałam na niego i dostrzegłem przekręcony pusty kubek, skierowany w moją stronę. Usłyszałam też chichoty dziewczyn wychodzących z tego samego sklepu. Oczywiście że to były jego znajome. Byłam cała mokra od jakiegoś napoju, przez tego dupka.
-Zachowujesz się jak cztero latek. - stwierdziłam.
On tylko się zaśmiał, przez co coraz bardziej w zbierały we mnie emocje. Miałam ochotę wbić mu paznokcie w tą jego, cudowną twarzyczkę. Nie rozumiałam co ja takiego zrobiłam. Skrzywiłam się powstrzymując się od uderzenia go lub popchnięcia. Czułam jak zimne picie też spływa mi powoli po czole.
-Dobre? -powiedziała jedna z jego koleżanek.
Spojrzałam na nią, że wściekłością a ona odpowiedziała głośniejszym śmiechem.
-Jesteś normalny!?
-Z całą pewnością.
Odwróciłam się i bez słowa poszłam. Usłyszałam tylko ciche "papa" od którejś dziewczyny. Robiło mi się coraz zimniej, przez ten napój. Momentalnie tego człowieka znienawidziłam ponownie. Przeszłam koło miejskiego boiska i skręciłam na moją ścieżkę. Po szukałam jakiś chusteczek w torebce. Na szczęście miałam jakąś, paczkę chusteczek. Wytarłam czoło, włosy i kark chociaż trochę. Po nie długim czasie, byłam już pod klatką. Weszłam do mieszkania po cichu. Tata często śpi o tej porze. Weszłam do salonu gdzie był odpalony telewizor. Wyłączyłam telewizor, gdy zobaczyłam że tata śpi na kanapie. Przykryłam go i po cichutku wyszłam. Udałam się najpierw do pokoju by wziąć piżamę a potem do łazienki. Musiałam wziąć zimny prysznic, by się uspokoić. Umyłam porządnie włosy, oraz cała siebie. Kiedy się ogarnęłam poszłam od razu do lóżka, żeby nie myśleć o całym zdarzeniu.
Następnego ranka wstałam o wczesnej porze. Gdy się rozbudziłam i przyzwyczaiłam do światła, pierwsze co zrobiłam napisałam do Johna. Wiedziałam że szybko nie odpisze bo zazwyczaj wstaje o dziesiątej. Mój tata w soboty też chodzi do pracy ale na krócej. Poszłam do kuchni jeszcze w piżamie i w czarnych klapkach. Otworzyłam szafkę i nie było żadnego pieczywa. Postanowiłam pójść do piekarni, która była w pasażu handlowym. Modliłam się żeby nie spotkać tam Andrew 'a. Ubrałam się w coś luźnego i na wszelki wypadek zrobiłam delikatny makijaż. Wzięłam pieniądze i wyszłam z mieszkania. Szłam powoli bo nie wiedziałam czy tak wcześnie, będzie otwarta piekarnia. Czesałam włosy ręką, by je chociaż trochę poprawić. Zapomniałam się przeczesać i nie chciała bym wyglądać jak czarownica. Znowu się zdrenowałam, bo przypomniałam sobie wczorajszą sytuację. Jak on tak mógł to zrobić. Rozumiem że go zdenerwowałam tym wpadnięciem na niego. Ale bardzo wrednie się zachował. O dziwo dostałam powiadomienie od Johna, od razu włączyłam telefon i z nim popisałam. Opowiedział mi co wczoraj wieczorem zrobił. Poszli się schować za sklepem spożywczym, gdzie spotkali starą panią z osiedla. Podobno się wkurzyła i powiedziała policji. Tylko że policjantem jest tata Johna. Jak się nie brało tam udziału to nie było takie zabawne. Nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do miejskiego boiska. Nagle usłyszałam jakiś głos.
-Uważaj!
𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞
Bardzo dziękuję za przeczytanie!
Proszę wybaczyć też za błędy bo nie zawsze mogę pisać na komputerze i czasami telefon mi robi psikusy.
Po za tym bardzo i to bardzo dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję że ci się spodobało. Bo to tylko początek. Po za tym ciekawe czemu ktoś powiedział "uważaj".
Do następnego!
𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞𒈞
CZYTASZ
A distant vow
RomanceMłoda dziewczyna wyprowadza się do innego i większego miasta, przez zmianę pracy ojca. Musi zostawić przyjaciół oraz chłopaka w swoim małym miasteczku. Bardzo ciężko to przeżyła i ostatnie tygodnie spędzała tylko z chłopakiem i przyjaciółmi. Kiedy n...