- - > chapter five < - -

218 4 0
                                    

Czekoladowo oka do końca nie wiedziała czemu przytuliła rówieśniczkę. I czemu towarzyszyło jej przy tym, to przyjemne uczucie. Przecież ją nienawi..Teraz w obecnym czasie nie mogło przejść jej to przez gardło. Niby było to tylko zwykłe nic nie znaczące słowo, tak jak wszystkie pozostałe. Ale nie mogła tak powiedzieć do Gryfonki. Bo nie była to prawda. Pansy podświadomie wiedziała że lubi Hermione, ale nie potrafiła tego przyznać nawet samej sobie.

Ślizgonka popatrzyła na rudowłosą, z iskierkami rozświetlającymi jej czekoladowe oczy. Zobaczyła że, dziewczyna się uśmiecha. Czyli nie przeszkadzała jej ta przyjemna pieszczota którą obdarzyła ją szatynka.

— P..Parkinson, d..dziękuję, że jesteś. Wychliptała dziewczyna

Tego dnia ślizgonka uświadomiła sobie że, te zwykłe puste nic nie znaczące słowa jednak zostawiają jakiś ślad na sercu i mogą coś znaczyć.

Coś jednak zakłócało tą przyjemna atmosfera. Gryfonka przecież nie dokończyła swojej smutnej historii. Ale czekoladowo oka nie chciała psuć po przytuleniu rudowłosej dobrego humoru, więc powstrzymała się, przed zapytaniem o to.

˚₊‧꒰ა ☆ ໒꒱ ‧₊˚

Gdy Hermiona legalnie mogła opuścić skrzydło szpitalne, wzięła ostatnią garstkę leków i wyruszyła w stronę dormitorium razem z Pansy. Parkinson odprowadziła ją po same drzwi żeby nie martwić się potem czy rówieśniczka wróciła bez żadnych większych problemów do swojego pokoju.

— Jeszcze raz dziękuje za ratunek. I wiesz, nie musiałaś mnie odprowadzać. Powiedziała ciemno oka z błyskotliwym uśmiechem na twarzy.

Na to szatynka odpowiedziała.
— Chciałam być pewna że, dotrzesz do swojego dormitorium cała i zdrowa.

— Martwiła Byś się, gdybyś nie poszła ze mną? Zapytała z zdziwieniem i niezrozumieniem. Ale także z rozgrzanymi od wewnętrznego ciepła oczami.

— Oczywiście że tak, w końcu przestałam cię nie lubić. Uśmiechnęła się rozentuzjazmowana szatynka.

Różowe rumieńce zalewały i, podkreślały twarz rudowłosej. Uczucie które ją dotknęło było silniejsze niż wszystkie inne. to coś czego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Coś czego nie poczuła w towarzystwie rodziców a także najlepszych przyjaciół.

Wpatrując się w odchodzącą ślizgonkę, na tle pięknych, starych marmurowych schodów.

Gryfonka wiedziała tylko jedno

ZAKOCHAŁA SIĘ W JEBANEJ  PANSY PARKINSON, W JEJ NAJWIĘKSZYM KURWA WROGU. W OSOBIE KTÓRĄ TAK ZAWSZE TĘPIŁA I PONIŻAŁA. CZY TO WOGOLE WSZYSTKO DZIEJE SIĘ NAPRAWDĘ?. JAK TO JEST MOŻLIWE?.

— Pansy..Zawahała się przy wypowiadaniu słów.

Ślizgonka poczuła słodkie uczucie mrowienia, takiego przyjemnego gdy rówieśniczka wypowiedziała jej pięcioro literowe imię.

— Tak Granger?

— Em, bo ja..Nie marnuj weekendu na mnie, jutro po lekcjach w pokoju życzeń. Miłego dnia. Ciemno oka obróciła się w stronę portretu grubej damy i wypowiedziała krótką formułkę pomagającą w odblokowaniu drzwi. Pulchna kobieta otwierając dziewczynie wejście do dormitorium, powiedziała. — Widać, że coś czujesz do niej, powiedz jej. Na co gryfonka bezradnie burkneła, — Potrzebuje czasu, miłego dnia pani życzę.

Rudowłosa wszedła za obraz grubej damy i udała się w stronę pokoju który dzieliła z paroma innymi uczennicami z domu lwa. Cały czas myśląc o czekoladowych tęczówkach Pansy Parkinson.

Urokliwe uczucie zawitało też u Parkinson. Ale czy tak samo poważne i silne?

- -> 472 słów < - -

𝗣𝗿𝗶𝘃𝗮𝘁𝗲 𝗹𝗲𝘀𝘀𝗼𝗻𝘀 ! ^^ |  Pᴀɴsᴍɪᴏɴᴇ  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz