02: Próba pojednania.

99 7 0
                                    

#SOFvx


OLYMPIA

– Nie będę się prosić, Cori – zarzekałam się, zamykając torbę w pośpiechu.

Nienawidziłam faktu, że sale, w których odbywały się moje zajęcia, były porozrzucane po całym kampusie i musiałam na nie wręcz biec. Mimo że uwielbiałam zajęcia z panowania nad oddechem, to cierpiałam na myśl, że sala znajdowała się w budynku naprzeciwko. A żeby było lepiej, to jeszcze na najwyższym piętrze, gdzie nie było windy.

Kiedyś, na spotkaniu samorządu uniwersyteckiego, padło pytanie, dlaczego na uczelni nie ma wind. Dziekan odpowiedział, że działających rzeczy się nie ulepsza, a skoro po schodach każdy potrafi chodzić, to mamy z tego przywileju korzystać.

– Przynajmniej spróbuj z nim porozmawiać. Co ci szkodzi, Oli?

– Nie będę rozmawiać z Archerem. Wyśmiał mnie wczoraj w twarz, a ja nie zamierzam się błaźnić i to jeszcze przed nim. Poradzę sobie sama.

– Czyli rezygnujesz z duetu i prześlesz górze rezygnację?

– Goń się, Harwood – burknęłam pod nosem.

– To ciebie będą ścigać, jeśli nie powiadomisz organizatorów! – zauważyła. Przewróciłam oczami, choć musiałam jej przyznać rację w tej kwestii.

Byłam wyjątkiem pośród studentów. Nikt się nie spieszył na swoje zajęcia, w przeciwieństwie do mnie. Może dlatego byłam niezłą atrakcją na korytarzu, kiedy w biegu mijałam ludzi.

Zdarzało się, że mijałam własnych znajomych i nawet nie zwracałam uwagi na to, że mnie wołali albo choćby witali. Później miałam od nich pełno wiadomości typu: "Hej, widziałam jak biegłaś, krzyczałam do ciebie". Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, dlatego nie zadawałam pytania, kiedy dokładnie to było albo o której godzinie. To się działo notorycznie.

Żyłam w wiecznym biegu.

Tego dnia zajęcia odbywały się w praktyce, więc jeszcze musiałam skoczyć do szatni, żeby się przebrać.

Przekroczyłam próg sali, próbując unormować oddech i zlokalizować wolne miejsce, aby rozłożyć matę.

– Głęboki oddech, Olympio. Spokojnie, dopiero zaczynamy – poinformowała, wracając uwagą do reszty zebranych.

Los miał ze mnie ubaw, bo te zajęcia miałam połączone ze sportowcami i oczywiście nie mogłam trafić na nikogo innego, jak na Archera Kane'a. Brunet obserwował mnie odkąd tylko weszłam do sali. Podobnie jak jego najlepszy przyjaciel - Blake Heaton. Różnica była taka, że ten pierwszy patrzył na mnie z dozą znudzenia, a drugi posyłał szeroki uśmiech, który nie był udawany. A ja nie potrafiłam na niego nie odpowiedzieć. Blake miał moją sympatię. Choć czasami irytował mnie do tego samego stopnia, co Kane.

Gdyby nie Archer, to mój kontakt z Blake'iem byłby lepszy. Dogadywaliśmy się na stopie koleżeńskiej, ale ze względu na Kane'a, nie mieliśmy zbyt wiele okazji, aby dłużej porozmawiać, czy spędzić czas poza uczelnią. Nie licząc wspólnych imprez.

– Biegłaś? – zapytał Blake, przesuwając się bliżej. Pytanie retoryczne. On doskonale znał prawdę.

– Mam lepszą kondycję od ciebie. Nie trać wiary w swojego przeciwnika – szturchnęłam go bok.

– Jak dobrze, że nasze kierunki się nie pokrywają – rzucił z udawanym przejęciem.

– Nie miałbyś szans. Wiesz o tym, prawda?

Storm Of Feelings [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz