Od odejścia matki minął już niemal rok, a przez ten czas Adrien był niemal ciągle pod kluczem. Ojciec kontrolował każdy jego ruch. Każde wyjście. Nigdzie nie pozwalał mu się ruszyć bez ochroniarza. Chodził tylko na pokazy, sesje zdjęciowe i zajęcia z szermierki. Uczył się w domu i powoli zaczynał się w nim dusić. Czuł się jak uwięziony w złotej klatce ptaszek.
Gdyby nie Marinette, chyba by oszalał.
Dziewczyna zrobiła się bardzo kreatywna, jeśli chodziło o sposoby, by się z nim spotkać. Wkradała się na jego sesje, przychodziła na zajęcia z szermierki pod pretekstem ćwiczeń, raz nawet odwołała jego lekcje chińskiego i pojawiła się sama, udając nową korepetytorkę. Miała na sobie jakiś niedorzeczny strój, ale na szczęście przykrywka zadziałała. I dzięki Bogu, że Gorilla i Nathalie przymykali oko na ich wybryki.
Tak było i teraz, dlatego Adrien miał godzinę, którą mógł spędzić w swoim ulubionym miejscu na całym świecie.
- Ha! Znowu wygrałam! - zakrzyknęła radośnie Marinette, wyrzucając ramiona do góry w swoim standardowym tańcu zwycięstwa. - W ogóle się nie starasz - poinformowała Adriena, który z bolesnym jękiem opadł na kanapę.
- Jesteś po prostu 100 razy lepsza - westchnął.
- Tak, ale i tak się nie starasz.
Zapiszczała, gdy złapał ją w talii i pociągnął na kanapę tak, że upadła. Od razu przygwoździł ją sobą do siedzenia i zaczął łaskotać. Marinette śmiała się jak szalona i próbowała go odepchnąć, ale dobrze znał wszystkie jej słabe punkty. A na końcu po prostu się na niej położył tak, że nie mogła nawet drgnąć.
- Dusisz mnie, kretynie! - piszczała, próbując go z siebie zepchnąć.
- Uhm-uhm - usłyszeli chrząknięcie. - Przyszliśmy nie w porę? - zapytał Tom.
Adrien czym prędzej odskoczył od Marinette, a ta usiadła gwałtownie. Oboje byli wściekle czerwoni i unikali patrzenia w swoim kierunku.
Czasem zdarzało się im zapomnieć, że w ich wieku takie zachowanie może zostać zrozumiane w inny sposób. A przecież nic TAKIEGO ich nie łączyło! Byli tylko świetnymi przyjaciółmi!
Okej, Adrien podkochiwał się w Marinette. Ale tylko troszkę. No może bardziej niż troszkę... Dobra, kogo on próbował oszukać? Kochał się w niej tak desperacko, że aż mu było wstyd. Ale nie zamierzał o tym mówić. Nigdy. Nie chciał stracić jedynej przyjaciółki. Jedynej bliskiej osoby, która została mu po stracie mamy.
- Twój ochroniarz już przyjechał - powiedziała mu Sabine. - Czeka na dole.
Adrien westchnął ciężko i niechętnie się podniósł. Marinette wstała zaraz za nim, szybko poprawiając bluzkę, która nieco się podciągnęła podczas ich przepychanki na kanapie.
- Odprowadzę cię - powiedziała, bez zastanowienia biorąc go za rękę.
Zapiekły go policzki, ale zmusił się, żeby popatrzeć na Toma i Sabine, gdy będzie się z nimi żegnał.
- Dziękuję, że mnie państwo przechowali przez tę godzinę - powiedział.
- Zawsze jesteś tu mile widziany - powiedział mu Tom.
- Uważaj na siebie, skarbie - dodała Sabine, lekko go ściskając na pożegnanie.
Omal się wtedy nie rozpłakał, bo naprawdę brakowało mu mamy. A Sabine była dla niego jak taka druga mama.
- Chodź, albo twój ochroniarz więcej nie pozwoli nam się spotkać - mruknęła Marinette, wyciągając go z mieszkania.
Zatrzymali się w holu na samym dole. Marinette zakołysała się nerwowo na piętach, wyraźnie zbierając się w sobie, żeby coś powiedzieć.
CZYTASZ
Od pierwszego wejrzenia
FanfictionA co, gdyby Adrien i Marinette poznali się już w dzieciństwie i byli najlepszymi przyjaciółmi? Oto krótka historia tego, jak rozwijał się ich związek na przestrzeni lat. I o tym, jak z pięknej przyjaźni urodziła się równie piękna miłość. # 1 - maric...