1. Pierwsze spotkanie

741 70 41
                                    

Miała ledwie 5 lat, gdy poznała Małego Księcia.

Marinette uwielbiała się bawić w parku koło swojego domu. Był taki kolorowy i radosny! I zawsze można było tam spotkać jakieś dzieci. Szczególnie często bawiła się z chłopcem o imieniu Nino, który nie rozstawał się z kolorową czapeczką ze śmigłem. Wspólnie wchodzili na drzewa, bawili się w berka, chowanego i wymyślali przeróżne psoty, np. kto pierwszy złapie spacerującego gołębia, albo kto zje więcej babek z piasku (obie przygody nie skończyły się dla nich najlepiej). Jednak pewnego dnia rodzina Nino przeniosła się w inną część Paryża i chłopiec przestał przychodzić na plac zabaw. Marinette czuła się przez to bardzo samotna, bo nikt inny nie chciał jej towarzyszyć w tych eskapadach.

Pewnego razu, gdy udało się jej wyciągnąć mamę na kolejny tego dnia spacer, zobaczyła, że w jej ulubionym domku ze zjeżdżalnią siedzi jakiś złotowłosy chłopiec. Miał na sobie białą koszulkę z poprzecznymi zielonymi paskami i krótkie, niebieskie spodenki. Wpatrywał się wielkimi oczami w biegające po placu zabaw dzieci, jakby pierwszy raz je widział. Marinette bardzo spodobały się jego włosy. Wyglądały jak słoneczko albo te żółte kwiatuszki, które kwitły koło fontanny. Mama nazywała je jaskrami.

I tak trochę przypominał tego chłopca, o którym wczoraj czytał jej na dobranoc tata. Tego Małego Księcia.

A jeśli to był on?! Może to właśnie był on!

- Mamusiu, czy to Mały Książę? - zapytała, ciągnąc matkę za rękę i pokazując chłopca palcem.

- Skarbie, nieładnie jest pokazywać kogoś palcem - upomniała ją Sabine, ale podążyła wzrokiem w kierunku, który pokazywała jej córeczka.

- Mały Książę! - Marinette podskakiwała w miejscu, a jej różowa sukienka z falbankami podskakiwała razem z nią. - Mamusiu, moooogę się z nim pobawić? Mogę? Mogę? Mogę?

- Tylko bądź grzeczna - poleciła Sabine, poprawiając różową opaskę z kokardą i błyszczącymi cekinami, którą dziewczynka miała we włosach.

Usiadła na ławce, przyglądając się jak Marinette mknie w stronę jasnowłosego chłopca. Jej twarz rozświetlał lekki uśmiech, gdy tak patrzyła na swoją podekscytowaną córkę, która biegła na spotkanie nowego kolegi. Miała jakieś nieokreślone przeczucie, że jest właśnie świadkiem czegoś, co może być początkiem pięknej, długiej przyjaźni.

Dziewczynka czym prędzej wspięła się po drabince i stanęła na platformie w domku. Chłopczyk obejrzał się na nią szybko, wyraźnie zaskoczony, że do niego dołączyła. Marinette zobaczyła wtedy, że ma bardzo zielone oczy. Nie pamiętała, jakie oczy miał Mały Książę. I nigdzie nie widziała jego liska, a była pewna, że będzie w pobliżu. Ale może lisek chował się gdzieś w parku? No nic, poszukają go.

- Cześć! - przywitała się, nieśmiało zaplatając ręce za plecami. W końcu rozmawiała z samym Księciem! Który przeżył tyle cudownych przygód! - J-jestem Marinette!

- Mam na imię Adrien - przedstawił się, patrząc na nią z ciekawością. - Jesteś księżniczką? - zapytał, na co zachichotała i zakołysała się na palcach.

- Mhm - potwierdziła, poprawiając kokardę we włosach. Mamusia i tatuś często nazywali ją ich małą księżniczką, a dzisiaj nawet założyła koronę! - A ty to Mały Książę! Tatuś czytał mi twoje przygody! - Marinette zebrała się na odwagę i usiadła obok niego. - Opowiesz mi o róży?

- O róży? - Adrien patrzył na nią z lekką konfuzją.

- No o tej twojej!

- Nie mam żadnej róży. - Adrien usiadł po turecku, smutno wydymając ustka. - Ale moja mama ma! - zawołał entuzjastycznie. - Mogę ci pokazać! Chcesz?!

Od pierwszego wejrzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz