Obserwowanie Marinette Dupain-Cheng weszło mu w nawyk i sam nie potrafił stwierdzić, dlaczego tak uparcie za nią podąża. Zamiast wykonywać polecenia Supreme i szukać wykradzionych Miraculi, wałęsał się nocami po mieście, najczęściej zaglądając w okolice swojej ulubionej piekarni. Siadał na dachu dokładnie naprzeciwko budynku i przyglądał się, jak dziewczyna podlewa kwiatki na balkonie, albo siedzi na leżaku z notesem i coś zawzięcie rysuje. Kusiło go, żeby do niej zagadać, ale co niby miał powiedzieć? Claw Noir miał fatalną reputację, a Adriena Agreste'a nawet nie znała. Poza tym Supreme nie byłby zachwycony, gdyby wiedział, że jego lojalny sługa opuszcza się w swoich obowiązkach.
Claw wychodził z założenia, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dopóki Supreme nie wiedział o jego zainteresowaniu śliczną dziewczyną z piekarni, nie widział problemu w tym, co robił. I dlatego regularnie przychodził w to miejsce i po prostu... patrzył.
Nie żeby ją podglądał! Może i budził postrach w mieszkańcach Paryża, ale dobrze wiedział, że kobiety należy traktować z szacunkiem. Wyjątkiem od reguły była ta irytująca Shadybug, która zamiast z nim współpracować, tylko utrudniała mu życie. I Chloé Bourgeois, bo nie znała pojęcia "przestrzeń osobista"... W sumie do listy można było w takim razie dodać i Lilę "Lepkie Rączki" Rossi.
Cóż...
Ale Claw i tak miał się za gentlemana. Na ogół.
Dlatego, gdy zobaczył jak Marinette wychodzi późnym wieczorem z piekarni, nie pozostało mu nic innego, jak ukradkiem podążyć za nią. Ulice Paryża nie należały do najbezpieczniejszych o żadnej porze. Claw uważał, że dziewczyna musi skrycie pragnąć śmierci, skoro opuszcza dom sama i jeszcze zmierza w stronę naprawdę obskurnej uliczki.
Co też jej strzeliło do głowy?!
Gdy na moment zniknęła mu z oczu, zaklął pod nosem i cicho zeskoczył na ziemię. Zajrzał do alejki, ale ta była całkowicie pusta. Ogarnęły go naprawdę paskudne przeczucia. Bo co, jeśli ktoś czaił się w mroku, wciągnął ją przez któreś drzwi i...
Poczuł gwałtowne szarpnięcie i nagle z impetem, który wydusił mu parę z płuc, wylądował na ziemi. Nim zorientował się co jest grane, na jego piersi siedziała okrakiem wyraźnie wściekła Marinette i przyciskała mu do szyi... paralizator?
- Ani. Drgnij - wycedziła, patrząc się na niego podejrzliwie. - To czemu za mną łazisz?!
Zamrugał szybko, próbując pojąć, co się u licha wydarzyło. Bo jakim cudem ta drobna, mała panienka miała na tyle siły, żeby powalić go na ziemię?!
- No gadaj, albo popieszczę cię prądem! - zagroziła, mocniej dociskając mu do szyi urządzenie.
- Wcale za tobą nie łażę! - skłamał natychmiast, bo jakoś nie miał wątpliwości, że była gotowa spełnić swoją groźbę.
- Masz mnie za idiotkę? - syknęła. - Wiem, że mnie stalkujesz! Przesiadujesz sobie na dachu naprzeciwko mojego domu i gapisz się w moje okna! - Jej twarz wykrzywił grymas niechęci, gdy się na niego popatrzyła. - Rajcuje cię podglądanie? Miałeś nadzieję dojrzeć to i owo? Zboczeniec!
- Oszalałaś?! - Claw popatrzył na nią z niedowierzaniem, a jego policzki zrobiły się wściekle czerwone, tylko nie wiedział, czy bardziej z gniewu, czy zażenowania. Niech ją cholera! - Nigdy bym...! Ja nie...!
W niebieskich oczach chwilowo błysnęło rozbawienie i Marinette pochyliła się ku niemu z cieniem zainteresowania. Była zaskakująco pewna siebie, nawet biorąc pod uwagę fakt, że przyciskała mu do gardła paralizator. W ogóle się nie obawiała, że Claw zaraz weźmie się w garść i przypomni sobie, jak używać Kotaklizmu. Poza tym Miraculum dawało mu super siłę i szybkość. Mógł sobie z nią poradzić w kilka sekund i to ona leżałaby na ziemi, zdana na jego łaskę.
CZYTASZ
Shadybug i Claw Noir: opowiadania
FanfictionOpowiadania o Shadybug i Claw Noir - alternatywnych wariantach Biedronki i Czarnego Kota. Szykujcie się na jazdę bez trzymanki, bo Shady i Claw to wybuchowa para, która bierze, co chce i o nic nie pyta! Uwaga! Niektóre sceny są przeznaczone tylko dl...