Biorę sobie ciebie Shady za żonę...

724 46 45
                                    

Zawsze wiedziała, że jej świat jest nieźle pojebany, ale to już uważała za szczyt wszystkiego!

- Chyba sobie żartujecie! - krzyknęła, patrząc to na ojca, to na matkę, którzy właśnie jej zakomunikowali tę jakże "radosną" nowinę.

- Nie, Marinette - odparła sucho Sabine, patrząc na córkę z kamienną miną. Był to stały wyraz jej twarzy. Marinette nie pamiętała, kiedy ostatnio Sabine okazała jej jakiekolwiek emocje. - Z twoim ojcem zgodnie uznaliśmy, że Paryż ma na ciebie fatalny wpływ. Twoje zachowanie... - Aż się skrzywiła na samą myśl. - Buntujesz się, jesteś nieposłuszna, wiecznie znikasz bez słowa... Nie poskutkowały nasze prośby i groźby. Może wyjazd do Szanghaju wbije ci trochę rozumu do głowy.

- Nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać! - Marinette tupnęła nogą, a potem obróciła się na pięcie i gniewnie pomaszerowała do swojego pokoju. - Skoro tak bardzo chcecie mieć mnie z głowy, to może się po prostu wyprowadzę?! - wrzasnęła, wbiegając po schodach.

- To dla twojego dobra - powiedział jej spokojnie Tom. - Tak będzie dla wszystkich najlepiej.

W odpowiedzi huknęła drzwiami do pokoju i zamknęła klapę na zasuwę, żeby nie wpadli do głowy do niej zaglądać. W następnej chwili już odpalała muzykę na cały regulator, a potem wycedziła przez zęby słowa do przemiany i wyskoczyła przez okno jako Shadybug.

Nienawidziła tego świata.

Życie w nim nie było łatwe. Przestępczość miała się świetnie, ulice były niebezpieczne nawet za dnia, ludzie patrzyli na siebie ze strachem. Nie pomagało, że non stop groziło im magiczne zagrożenie, czy to ze strony Supreme i jego zwolenników, czy od strony Hesperyda i Ruchu Oporu, gorliwych przeciwników Wielkiego Mistrza. Wszyscy ze sobą walczyli, zmieniali strony z dnia na dzień i nie wiadomo komu można było zaufać.

Na szczęście Shady znała jedną osobę, na której mogła bezwarunkowo polegać.

- Claw - rzuciła w biegu do komunikatora. - Czekam na ciebie w naszym miejscu.

Biegła sprintem po dachach, mając nadzieję, że trochę wyładuje w ten sposób frustrację. Kiedy jednak dobiegła na dach opuszczonego biurowca, na którym ona i Claw regularnie urządzali sobie spotkania, wcale nie miała lepszego nastroju. Zaklęła szpetnie, kopnęła obmurowanie tak mocno, że się pokruszyło i odpadło i usiadła na ziemi, opierając się plecami o niski komin.

Wyjazd z Paryża nie wchodził w grę. Po pierwsze dlatego, że Supreme nigdy nie wyrazi na to zgody i będzie chciał odebrać jej Miraculum. A ona już się przyzwyczaiła do posiadania magicznej mocy i nie chciała jej oddawać. A po drugie ani myślała opuszczać swojego drogiego partnera. Myśl o rozłące doprowadzała ją do szału. Co więc jej pozostawało? Co mogła zrobić?

- Skąd ta chmurna mina, moja Królowo? - usłyszała jakże znajomy głos i tuż przed nią wyrósł Claw Noir.

A oto i miłość jej życia! Od kiedy spotkała go po raz pierwszy, była między nimi niesamowita chemia. Może i nie wystartowali z najlepszej stopy, ale szybko znaleźli wspólny rytm. I nagle stali się nierozłączni. Shady i Claw. Kreacja i Destrukcja. Nawet Supreme nauczył się darzyć ich respektem i podejrzewała, że trochę żałował mocy, którą przekazał w ich ręce. A oni coraz częściej się zastanawiali, czy nie lepiej byłoby całkowicie się uniezależnić i zacząć żyć po swojemu. Bo i kto mógłby im zabronić? Byli najpotężniejszymi ludźmi na tej planecie, a nawet nie wykorzystywali pełni swoich umiejętności! Na razie tylko luźno o tym gadali, gdy byli całkowicie pewni, że są sami. Ryzyko, że Supreme zacznie nasyłać na nich asasynów, było w końcu bardzo wysokie, a nie chcieli ze strachem oglądać się za siebie... Przynajmniej dopóki nie opracują porządnego planu na taką okazję.

Shadybug i Claw Noir: opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz