10. Rozdział - Pierwsza wizja śmierci

8 1 0
                                    

Podłoga lśniła, kiedy dochodziła pora kolacji. Jednak Annysae nie odczuwała głodu. Wrzuciła ścierkę do wiadra z zamiarem odniesienia ich na miejsce w składziku na miotły. Zauważyła, że Edeline wpatruje się w drzwi jakiegoś pokoju. Podeszła do niej.

– Coś się stało?

Edeline wskazała drzwi. Annysae spytała, co jest w środku, ale nie uzyskała odpowiedzi. Nie zaglądała do połowy pomieszczeń w rezydencji, bo jak twierdziła pani Esmira – nie było takiej potrzeby. Złapała za klamkę i, ku swemu zdziwieniu, drzwi ustąpiły. Wnętrze pokoju było czymś, co Annysae się najbardziej spodobało z całej rezydencji. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Kremowe ściany zdobiły obrazy elegancko ubranych ludzi. Na podłodze i półkach znajdowały się różnej wielkości instrumenty muzyczne. Złota harfa, czarny fortepian, lutnia, giterna, ozdobione dziwnym wzorem bębny i masa innych instrumentów, których Annysae nigdy nie widziała na oczy. Spojrzała na twarz ducha, która wyrażała masę sprzecznych ze sobą uczuć – uśmiech przeplatał się z grymasem bólu i tęsknoty.

– Umiesz na tym grać? – zadała kolejne pytanie, nie spodziewając się odpowiedzi.

Zjawa przystanęła obok fortepianu i palcami dotykała klawiszy, udając, że gra tylko sobie znany utwór. Żaden dźwięk nie wydobywał się z instrumentu.

– Kiedyś pragnęłam zostać śpiewaczką operową – powiedziała w końcu Edeline. – Chodziłam na prywatne lekcje śpiewu, przed Lisbeth była tu inna bardka, która mnie uczyła poezji, muzyki i śpiewu. Rodzice byli ze mnie dumni. Udało mi się wystąpić na niektórych scenach, ale nie zrobiłam wielkiej kariery tak, jak zakładałam – dodała zawiedzionym głosem. – A ty kim chcesz zostać w przyszłości?

– Mam... przyszłość?

Edeline zacisnęła usta. Czasami tak dobrze dogadywała się z Annysae, że zapominała, iż była tylko małą dziewczynką, wcale nie znającą świata, dopiero się go uczącą. Mimo to już dźwigała ciężar doświadczeń na swych małych barkach. Chociaż miała dziewięć lat wyrażała się i zachowywała, jakby była o wiele starsza. Wszystko ją ciekawiło, chciała się uczyć, poznawać. Zachowywała się, jakby właśnie podarowano jej życie i chciała je wykorzystać, jak tylko mogła. Może właśnie tak było. Nie wiedziała.

– Oczywiście – rzekła uprzejmie, nakazując dziewczynce usiąść. – Syon, jesteś młoda. Wszystko jest przed tobą. Zobaczysz cały świat, zwiedzisz go i poznasz. Wespniesz się na wysokie szczyty, wykąpiesz w oceanie, a potem go przepłyniesz! Musisz tylko... tego chcieć. Marzenie jest celem, do którego się dąży. Powiedz, Syon, czy jest coś, co bardzo, ale to bardzo chciałabyś zrobić?

Dziecko namyśliło się chwilę, a potem popatrzyło w przeźroczyste oczy ducha.

– Chcę cię uwolnić.

Dłonie Edeline zawisły w powietrzu, przestała udawać, że gra. Nie przestawała jej zaskakiwać. Ta dziewczynka – niezaprzeczalnie była wyjątkowa. I nie chodziło wcale o moc Widzącej, ale o dobre serce, nieskażone żadnym grzechem. Niewinna istota rzucona w otchłań ponurego świata. Edeline zaczęła wierzyć, że Syon urodziła się w złym świecie. Ktoś taki powinien otaczać się równą dobrocią, jaką sama emanowała.

– A gdy to zrobisz? Co wtedy? – dopytywała panienka von Livien.

– Chyba wtedy... po prostu zostanę tutaj. Nie wiem, co mogłabym robić.

Czyjś cień mignął za oknem, co zwróciło uwagę dziecka. Annysae podeszła do okna i zobaczyła, że ma stąd cudowny widok na las, do którego już nieraz chciała się udać. Co się stanie ze zwierzętami, które dokarmiał Neil? Powinna nimi zająć się tak, jak końmi w stadninie.

Aritelavash: Baron z Adanelle ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz