-Naprawdę trzeba to zobaczyć, żeby uwierzyć, prawda?
Geralt upuszcza widły i obraca się, wysyłając swoje nowe kury, które gdaczą i uciekają we wszystkich kierunkach.
Jaskier jest ubrany tak niestosownie jak zawsze, w szary i jasnoniebieski jedwab, choć nosi ciemnoniebieski płaszcz na ramionach jako ustępstwo na chłód. Laska wygląda na ozdobną, niemal ornamentalną, ale Geralt wie, że tak nie jest.
Obok niego stoi Ciri, odziana po prostu w czerń, która nie jest w stanie zamaskować wysokiej, królewskiej kobiety, która jednym spojrzeniem lub słowem uśmierza sprzeciw. Ale dziś nie jest królową, wiedźmą ani czarodziejką, tylko rozczarowaną córką. Geralt rozpoznaje znajome zaciśnięcie jej szczęki, ustawienie ramion, z miejsca, w którym uchwycił swój własny wyraz twarzy odbijający się w furii.
Geralt nie śmiał marzyć o ponownym ujrzeniu Jaskra, a teraz, gdy tu jest, nie może przestać się gapić. Wygląda lepiej niż wtedy, gdy Geralt był w Oxenfurcie, ale z pewnością nie jest to trudny wyczyn - pijany, zrozpaczony wrak był ledwie człowiekiem, gdy odchodził. Kiedy zmusił się do odejścia, zanim patrzył, jak Jaskier zapija się na śmierć.
Wszystko przez niego i jego błędy.
Jaskier wyraźnie odzyskał siły i zdrowie, choć Geralt zauważa, jak ciężko opiera się na wątłym kiju, jak Ciri unosi się blisko jego łokcia. Być może nie jest tak zdrowy, jak chciałby, by ludzie wierzyli.
-Poradzisz sobie stąd?- mówi Ciri do Jaskra, ignorując Geralta, gdy zrzuca z ramienia plecak i kładzie go na ziemi.
Dopiero po chwili Geralt orientuje się, co się dzieje, ale nie jest pewien, dlaczego jest zaskoczony. Oczywiście Jaskier pojawił się, spodziewając się, że zostanie, bo w końcu nigdy wcześniej nie miało znaczenia, jak się rozstali ani na jak długo.
-W porządku, kochanie - mówi Jaskier, całując ją w policzek i obejmując- Pamiętaj, żeby napisać.
-Wyślę list z Yennefer, gdy przyjdzie po Belleteyn.
Co oznacza, że Jaskier zamierza zostać przynajmniej do wiosny, do czasu przybycia Yennefer na festiwal i obchody jej narodzin.
Ledwo na niego spojrzawszy, Ciri odchodzi krok od Jaskra, by stworzyć portal, po czym znika z pola widzenia. Może z czasem mu wybaczy, a może nie. Niezależnie od tego, odczuwa ból z powodu jej odrzucenia.
-Nawet jak na ciebie, to niezła cisza.
Geralt wyczuwa w tych słowach nutkę zdenerwowania i przyspiesza, jakby złamano zaklęcie. Zatrzymuje się zaledwie kilka centymetrów od Jaskra, wystarczająco blisko, by go złapać, gdyby upadł, a wyraz twarzy Jaskra łagodnieje w zmęczonym uśmiechu.
Wygląda dobrze jak na pięćdziesiątkę, kilka siwych kosmyków zdobi jego skronie, a rysy twarzy czynią go jeszcze przystojniejszym i bardziej łobuzerskim. Można go pocałować.
Bogowie, Geralt tęsknił za nim.
-Przepraszam - mówi szybko, cicho, chociaż nie do końca wie, jak kontynuować. Nie zamierza zmarnować trzeciej, czwartej, setnej szansy, jaką mu dano.
Jaskier parsknął z rozbawieniem.
-Proszę. Nie będziemy tego więcej robić. Jesteś okropny w przepraszaniu, a tym razem to była głównie moja wina. Doprowadziłem cię do tego i nikt nie mógłby tego zakwestionować, nawet nasza Ciri. Choć próbowała, niech ją Bóg błogosławi.
Geralt doskonale pamięta tę ostatnią rozmowę, a gorzki, zniesmaczony ton jest gorszy niż słowa.
-Spierdalaj z powrotem na Ścieżkę, wiedźminie. Zrobiłeś więcej niż wystarczająco.
-To nie było tak- mówi Geralt, odwracając wzrok ze wstydem i poczuciem winy- Miałeś rację...to przeze mnie.
Jego miecz chybia gryfa, o ułamek za wolno, przewaga Aarda przepada, gdy wielka bestia ponownie wzbija się w niebo. Potem leci w dół, ale nie w stronę Geralta. W stronę Jaskra.
Dłoń muska jego policzek, modzele lutni szorstko przylegają do skóry. Jaskier znów grał.
Spogląda w górę, by ujrzeć swojego barda z łagodnym, ciepłym wyrazem twarzy i znajomym światłem w oczach. Wrócił do niego, naprawdę wrócił do niego.
-Poszedłbym za tobą wszędzie- mówi, opierając dłoń o policzek Geralta- Ponieważ tego chcę. Ponieważ cię potrzebuję. Czy... czy ty mnie potrzebujesz?
-Tak - odpowiedział natychmiast, intensywnie- Potrzebuję cię.
I wie, że to prawda dla niego. Tak było od momentu, gdy się poznali, jeśli jest ze sobą szczery. Wioska również go potrzebuje, ponieważ nie wystarczy przetrwać. Potrzebują światła, śmiechu i muzyki, a także czarującego mężczyzny w bladych jedwabiach, który opowie historie o codziennych ludzkich sprawach i śmiałych przygodach, a także o bólu miłości i nienawiści oraz wykwintnej agonii obu razem.
Potrzebują Jaskra tak samo jak Geralt.
Jaskier spogląda wtedy w dół, bo kurczak próbuje wydziobać złoty haft na mankiecie jego spodni.
-Nie jestem pewien, czy jestem ubrany do pracy na roli - mówi rozbawiony.
-Od kiedy to sprawiło, że się powstrzymałeś?- pyta Geralt i jest tak, jak zawsze.
Z wyjątkiem tego, że kiedy Jaskier go pacnął, stracił równowagę i przechylił się w jego stronę, a jego śmiech szybko zamienił się w kaszel. Geralt musi wyglądać na zmartwionego, bo Jaskier uderza go ponownie.
-Nie jestem inwalidą- sapie- Po prostu jest cholernie zimno. Rozpal mi ogień, kochanie i wykop kawałek tego ciasta, o którym Lambert nie przestaje mówić.
Ale Geralt widzi, że jest zmęczony, jak nawet ten krótki wysiłek na niego wpłynął. Jest lepszy, owszem, ale nie jest już tym osiemnastolatkiem, który podbiegł do wiedźmina w tawernie ani nawet tym czterdziestolatkiem, który wspiął się do Kaer Morhen.
Obaj są teraz wolniejsi i starsi. Najwyraźniej będą mieszkać na farmie na odludziu.
Geralt bierze na barki plecak, a następnie podnosi Jaskra w ramiona niczym pannę młodą, pomimo jego protestów i bezskutecznych prób uderzenia go laską.
Przenosi go przez próg jednopokojowej chaty, sadza na krześle przy kominku, tym z kocem i rusza, by zająć się ogniem. Ale Jaskier wciska dłoń w swoją koszulę - ciemnobrązową, którą wziął w zamian za zarżniętego dzika.
-Geralt- mruczy- Nie pęknę, jeśli mnie pocałujesz.
Geralt całuje go, ujmując jego twarz w obie dłonie, przełykając jęk Jaskra, gdy ten otwiera przed nim usta. Przerywa połączenie, zanim Jaskier traci swój kruchy oddech, rozbawiony, gdy jego bard próbuje podążać za jego wargami.
-Minął ponad rok, odkąd ostatni raz cię pocałowałem - narzeka- I to wszystko, co dostaję?
-Na razie - mówi Geralt, dokładnie wiedząc, ile czasu minęło- Chcę cię rozgrzać.
Jaskier zalotnie zatrzepotał rzęsami.
-Mam na to kilka pomysłów.
-Herbatą - powiedział Geralt, bo choć chciałby zabrać Jaskra do łóżka i na nowo nauczyć się mapy jego ciała, widzi linie bólu na jego twarzy i sposób, w jaki trzyma się na krześle.
-Nie przyszedłem tu, żeby się mną opiekowano- mówi Jaskier bez złości czy wstydu- Przybyłem tu, by się tobą zaopiekować.
Geralt mu wierzy, bo jest druzgocąco szczery i Geralt wie, że ma rację. Bez niego nic nie było już takie samo.
Teraz wreszcie jest w domu.
CZYTASZ
under my own vine
RomanceGeralt ucieka od przeszłości, chowając się w małym domku na wsi. tłumaczenie z tumblra @/ dftea