Rozdział 3

1.3K 118 13
                                    

Emily

Minęły dwa tygodnie od naszego powrotu do Chicago. Rodzice przez ten cały czas nie kontaktowali się z nami. Nie miałam pojęcia, czy był to wynik naszej nagłej decyzji, czy po prostu dali nam czas na zaklimatyzowanie się w mroźnym „Wietrznym mieście". Tuż po przylocie, który notabene był dla mnie istną katorgą, znalazłam klinikę i powierzyłam jej prowadzenie ciąży. Pani doktor Rey była dla mnie przemiła, zapewniła, że dostanę tutaj najlepszą opiekę i jak na dwie wizyty, które odbyłam - miała całkowitą rację. Czułam się zaopiekowana i spokojna. Ale tą troskę przekładała na mnie też Abigail, która niesamowicie cieszyła się na nasz powrót, dodatkowo widok mojego brzucha rozczulił ją. Kilka łez popłynęło po jej lekko zarumienionych policzkach. Ucałowała moje czoło i wyszeptała do ucha, że mnie błogosławi.
Przez te dwa tygodnie miałam podstawiane posiłki pod nos, do tego dochodziły soki świeżo wyciskane i multum owoców oraz warzyw. Gosposia dbała o mnie bardziej niż ja sama o siebie. Wszystko można by było rzec, że wyglądało jak w idealnej bajce. Jednak jak już wiadomo, w każdej tej lukrowanej historii pojawia się czarny charakter i tak też było u nas. Sielankę w Chicago przerwała wizyta Dona wraz ze swoją córką. Pewnego dnia wpadli do nas niezapowiedzianie. Złożyli nam gratulacje z okazji przyszłego potomka, a później głowa Chicago zamknął się wraz z moim narzeczonym w biurze, ja natomiast miałam ten zaszczyt spędzić kilka minut w towarzystwie Anastasii. Pierwsze sekundy upłynęły nam na wpatrywaniu się w siebie nawzajem i głębokim milczeniu.

– Cieszę się, że namówiłaś Antonia do powrotu – zaczęła, poprawiają kosmyk swoich rudych włosów.

– To była nasza wspólna decyzja. Oboje jesteśmy tutaj szczęśliwi – odparłam, zaznaczając by trzymała się z dala od mojego narzeczonego.

– Nie watpię. Emily, jeśli chciałabyś kiedyś wybrać się na zakupy, to śmiało możesz do mnie zadzwonić. Lubię cię, choć widzę, że ty nie pałasz do mnie sympatią. Może to zmienimy? – Uśmiechnęła się. Miałam nadzieję, że szczerze.

– Błędnie mnie oceniasz. Nie mogę twierdzić, że cię nie lubię nie znając cię. Widziałyśmy się tylko raz na przyjęciu, zamieniłyśmy raptem kilka zdań, to zbyt mało, by móc cokolwiek powiedzieć. – Próbowałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale miała rację nie polubiłam jej. I miało na to wpływ jedynie to, że za bardzo przymilała się do Antonia, a ja cholernie byłam zazdrosna.

– Może masz rację. Zresztą od teraz będziemy miały więcej czasu, by się poznać.

– Co masz na myśli? – zaciekawiła mnie.

– Zostałam asystentką twojego narzeczonego. Mój ojciec go uwielbia, i wcale nie na rękę było mu odsunięcie Antonia od obowiązków Capo. A kiedy dowiedział się o powrocie niemal szalał z radości. Wiesz, aktualnie pracujemy nad wrogim przejęciem towaru z kilku karteli meksykańskich. Do tej roboty nadaje się tylko Antonio. Szalony, impulsywny, ryzykowany. Nie ma lepszego człowieka w Chicago.

Na te słowa poczułam niewielki skurcz. Położyłam dłoń na brzuchu i lekko zaczęłam go gładzić. Niepokoiły mnie słowa Anastasi.

– Niedługo rodzę, czy... – nie zdążyłam dokończyć zdania, bo wówczas drzwi od biura otworzyły się, a do salonu wszedł mój narzeczony i Don. Antonio od razu namierzył mnie wzrokiem, i już wiedziałam wszystko. Przyjął tą robotę.

– Anastasia! Idziemy – wrzasnął straszy mężczyzna.

– Tak, ojcze. – Przewróciła oczami, a następnie wstała z kanapy, podeszła do mnie i złożyła całusa w policzek. – Może mielibyście ochotę wpaść do nas na kolację? Chyba mamy co świętować. – Odwróciła się w stronę Rizzo.

It's nice to love you, miss Emily  #2CavalloFamily [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz