5.Najlepszy detektyw na świecie

41 7 8
                                    


Okazało się, że ręka która go dotknęła nie była dłonią śmierci, choć jej właściciel ją przypominał. Był blady i miał głębokie cienie pod chłodnymi oczami, które patrzyły na księcia przenikliwie i zdawały się przy tym nie do końca skupiać na jego postaci, tak jakby nieznajomy mężczyzna głęboko się nad czymś zastanawiał.

- Wszystko w porządku? - powtórzył po raz kolejny i dopiero wtedy doszedł do Lighta sens jego słów. Wiedział, że musi się odezwać, lecz było to ciężkie. Przy pierwszej próbie odkrył, że wszystko ma skostniałe z zimna, w tym twarz. Odsunął się od wezgłowia ławki, czując ból z powodu wcześniejszej niewygodnej pozycji. Do tego doszły zimne dreszcze, które przebiegły przez całe ciało. - Jesteś pijany? Ile masz lat?

- Nie jestem. - odparł, równie sztywnymi dłońmi masując policzki.

Ile miał mieć lat? Tyle ile w rzeczywistości? Co może dać kłamstwo związane z wiekiem? Zapewne sporo, lecz na razie nie umiał tego oszacować. Lepiej wiek zawyżyć, czy zaniżyć? Nie umiał się zastanowić, będąc w takim stanie, i wciąż tkwiąc na zimnie, które z każdą chwilą odbierało mu energię. Drzemka nie przywróciła sił, wręcz przeciwnie, jedynie bardziej osłabiła. Finalnie przyszły król był jedynie człowiekiem, tak samo podatnym na warunki atmosferyczne jak reszta, może nawet bardziej. W przeciwieństwie do zwyczajnej części populacji nie miał w życiu zbyt wielu okazji do budowania odporności. Witaminy, które łykał od dziecka, działały gorzej niż wystawianie na działanie mrozu.

- Mam po kogoś zadzwonić? - odezwał się znów brunet, mrużąc oczy, kiedy na swoje pytanie otrzymał jedynie słabe potrząśnięcie głową. Zrozumiał, że nie ma to sensu, nie teraz i nie w tym miejscu. - Chodź, pójdziemy do mnie.

Złapał chłopaka za nadgarstki i pomógł mu podnieść z ławki zesztywniałe ciało, co znów przyprawiło Lighta o ciarki. Czuł je całą drogę, ciągnięty przez nieznajomego w stronę mieszkania. Miał nadzieję, że będzie tam ciepło. Wystarczyłaby mu odrobina ciepła, żeby znów poczuł się jak człowiek, a nie bezpańskie zwierzę. Nie zwracał uwagi na niebezpieczeństwa, które mogły na niego czyhać w obcym miejscu. Rządziły nim typowo ludzkie instynkty. Wszystkie krzyczały, że jeśli śmierć faktycznie ma się nim nie zainteresować, musi jak najszybciej znaleźć się pod dachem, nieważne czyim.
Kiedy przekroczyli próg i uderzyło w niego ciepło bijące z wnętrza mieszkania, nie umiał powstrzymać wzruszenia. Oparł się o ścianę w przedpokoju, po czym zjechał po niej, zamknął oczy i ciężko oddychał. Był ledwie żywy. Dopiero teraz poczuł zmęczenie, jakie kumulowało się w nim od początku podróży. Ciało przystosowane do wygodnego życia miało dość tułaczki.

- Nie śpij. - usłyszał głos, który przywołał go do rzeczywistości. Zimne dłonie znów spoczęły na jego ciele, tym razem policzkach. Mężczyzna uniósł jego twarz ku górze i skierował wzrok dziedzica w swoją stronę. - Nie śpij. Musisz się umyć, rozgrzać. Dam ci ręcznik i ubrania.

Puścił go i podniósł się z pozycji klęczącej, znów łapiąc chłopaka za nadgarstki. Nie zamierzał pozwolić mu zwlekać, więc książę nie protestował i przy jego pomocy podniósł się z ziemi. Kiedy gospodarz prowadził go do łazienki, kątem oka zobaczył, że zostawił na podłodze i ścianie mokrą plamę po przemoczonym ubraniu.
''Ciekawe ile spałem, skoro materiał w ogóle nie wyschnął. Może padało również wtedy, kiedy odleciałem? Musiałem być naprawdę nieprzytomny, jeśli lało i tego nie poczułem''.

- Nie wchodź od razu pod gorącą wodę. Najpierw ciepła. Ciepłą masz po prawej, zimną po lewej. - instruował, kiedy dotarli do łazienki. - Ubrania i ręcznik leżą na pralce.

Jedynym co dostał w zamian było ponowne skinienie głową, lecz to wydawało się wystarczyć. Opuścił pomieszczenie, a niedługo później Light znalazł się pod natryskiem. Nie chcąc doprowadzić do szoku termicznego, zgodnie z zaleceniem najpierw zaczął od letniej wody, potem stopniowo zwiększając temperaturę. Finalnie skończył pod gorącym strumieniem, który powoli przywracał go do życia. Po kilku minutach grzania wciąż był wyczerpany, lecz zaczął wracać do rzeczywistości i dostrzegać więcej szczegółów. Wpierw w oczy rzuciły mu się błyszczące kafelki w głębokim odcieniu zieleni. Potem zobaczył lustro nad umywalką, przez które równo w połowie przebiegało pęknięcie. Zamontowano tutaj wannę połączoną z prysznicem dzięki deszczownicy oraz szklanej kotarze, która miała chronić łazienkę przed zalaniem. Dostrzegł, że na szybie w mlecznym kolorze poprzyczepiane są półprzezroczyste, wodoodporne karteczki, zapisane prawdopodobnie niezmywalnym markerem. Zdjął jedną z nich i przeczytał:

''Dwa kruki na ganku''

Sądził, że ma omamy, lecz nie, treść brzmiała dokładnie w taki sposób. Odwiesił ją na miejsce i wziął kolejną, na której tym razem zapisano:

''Okruchy z ciastek, piątek, godzina dwudziesta pod piekarnią''

Tę notatkę również odwiesił tam, gdzie była, czując, że nagle zrobiło mu się nieswojo. Sytuacji nie polepszyła stojąca obok szamponu dziwna buteleczka, która definitywnie nie była kosmetykiem do kąpieli. Gdy obejrzał etykietę, okazało się, że to kocimiętka.
''Ma kota? Jeśli tak, to czemu trzyma podobne rzeczy akurat pod prysznicem''?
Wydawało mu się, że dziwniej już nie będzie, i zresztą nie chciał żeby było. Jeszcze przez chwilę wygrzewał się we wrzątku, potem wyszedł z wanny i przebrał w rzeczy, które dostał od nieznajomego. Pasowały idealnie, nigdzie nie były za krótkie. Tyle że kiedy patrzył na swojego wybawcę nieprzytomnym wzrokiem, wydawało mu się, że jest on od niego o kilka centymetrów niższy.
''Pewnie mi się przewidziało. Nie trudno o przewidzenia w takim stanie'', ocenił, dostrzegając na rękawie bluzy plamę po wybielaczu. Wiedział o nim tyle, że odbarwia ciuchy i znajduje się w silnych środkach do czyszczenia. Miał nadzieję, że nie jest to wskazówka, iż znalazł się pod dachem mordercy, który wybielaczem usuwa ślady po swoich ofiarach. Jakby nie patrzeć sceneria pasowała pod zabójcę, który był ekscentryczny, ale zawsze witał się z sąsiadami, więc nikt nie podejrzewał go o zbrodnię. Light nie chciał znaleźć się w reportażu jako jedna z ofiar psychopaty, którego dałoby się powstrzymać, gdyby tylko ludzie byli uważniejsi.
Po opuszczeniu łazienki skierował się do pokoju, w którym paliło się światło, jak się okazało była to kuchnia. Czekał tam na niego wybawca, który z kolanami podciągniętymi pod brodę okupował krzesło. Wpatrywał się przy tym zamyślony w ścianę naprzeciwko, z jednej strony jakby były na niej wypisane wszystkiego tajemnice świata, a z drugiej jakby w ogóle go nie interesowała. Gdy dostrzegł księcia, skinął lekko w stronę talerza, na którym leżał tost.
''Mam nadzieję, że nie dosypał tam trutki na szczury'', pomyślał, siadając naprzeciwko naczynia. Na widok chleba, prawdopodobnie z serem i szynką, poczuł się cholernie głodny. Myśl o trutce go jednak zaniepokoiła, przez co wpatrywał się przez chwilę w chleb z widocznym na twarzy dylematem.

- Dobrze rozumiesz angielski? - zapytał nieznajomy, sądząc, że wcześniejszy brak odpowiedzi na pytania, a teraz obawa przed jedzeniem, wynika ze złej znajomości języka.

- Rozumiem. - odparł krótko, wzrokiem lustrując kuchnię, tak jak to wcześniej zrobił z łazienką.

Tutaj też było sporo karteczek, tyle że zwykłych, lecz z niezwykłymi wiadomościami, jakie mógł zrozumieć jedynie ich twórca. W zlewie walało się trochę brudnych naczyń, przede wszystkim kubków, prawdopodobnie po kawie. Na blacie znów dostrzegł butelki, których nie powinno tam być, w tym chociażby pastę do butów.
''Pewnie ją dodał do mojej kolacji'', zażartował, aby polepszyć sobie nastrój, po czym ugryzł kawałek. Podczas powolnego przeżuwania chleba, który, pomijając fakt, że smakował bardzo tanio, to mimo wszystko normalnie, przyglądał się talerzowi, na którym go podano. Z porcelany patrzył na niego pies, najpewniej golden retriever. Nad zwierzęciem, w czerwonej wstędze, ktoś niezbyt się przyłożył i umieścił napis ''home sweet home''. Chłopak na chwilę się zamyślił, wyrzucając z głowy towarzysza, który szybko o sobie przypomniał.

- Ile masz lat? - powtórzył zadane wcześniej pytanie. -Dlaczego spałeś na ławce? Nie wyglądasz na bezdomnego. Jak się nazywasz?

Wziął kolejny gryz, dając sobie w chwilę do namysłu, nim udzielił odpowiedzi. Czuł, że od tego, jaka będzie, zależy jego najbliższa przyszłość, a może i przyszłość w ogóle.

- Mam siedemnaście lat. - zdradził po chwili. Uznał, że to dobry wiek. Wciąż był dzieckiem, lecz od pełnoletności dzielił go w Anglii zaledwie rok. - Nazywam się Kira.

Imię to przyszło do niego niespodziewanie. Z początku chciał rzucić czymś oklepanym, co podobało się rodzicom tysięcy japońskich chłopców. Potem jednak przemknęło mu przez myśl, że popularne imię łatwiej będzie dopasować do wielu zaginięć. Jeśli kiedyś wpadnie w ręce policji i powie, że nazywa się Hiroto, służba sprawdzi masę tropów, które ma w bazie. Zacznie drążyć. Mało prawdopodobne, aby zaginęło dużo osób o imieniu Kira, tym bardziej mężczyzn, ponieważ nadawano je zazwyczaj kobietom. Zwiększało to jego anonimowość, a przy tym zostawiało mu choć trochę światła. W języku japońskim słowo to oznaczało blask, którym miał kiedyś być dla swoich poddanych.

- I? - zapytał mężczyzna, bujając się na krześle.

Książe zwrócił wzrok w jego stronę i po raz pierwszy przyjrzał mu się trzeźwym okiem. Dostrzegł wtedy zmarnowanie emanujące od postaci, która w takiej pozycji wydawała się bardzo drobna. Zobaczył znoszone ubrania, jasno mówiące o tym, że ich właściciela nie obchodzi wygląd, a więc też to, co sądzą o nim inni. Czarne kosmyki włosów zastygły w nieładzie, niczym rozwieszone wszędzie karteczki zapełnione gonitwą myśli tego ekscentryka. Blada skóra wydawała się zimna jak temperatura na dworze, biała jakby nigdy nie widziała słońca. Nieznajomy faktycznie przypominał śmierć, a jednak ocalił go od niej i w zamian oczekiwał wyjaśnień.

- Nie pamiętam. - wyszeptał po chwili. Był tak wycieńczony, że bez większego wysiłku zdołał wydusić z siebie jedną, samotną łzę, która spłynęła po policzku i spoczęła na talerzu, stając się łzą wesołego psa, który w jakiś pokrętny sposób łączył się ze ''słodkim domem''. - Nie pamiętam zupełnie nic poza imieniem i tym, ile mam lat.

***

Light nie zdziwił się, kiedy kolejnego dnia z samego rana usłyszał, że idą na policję. Tak sądził, że do tego dojdzie. Na szczęście miał trochę czasu aby się zastanowić, czy dobrze będzie tam pójść. Przynajmniej do pewnego momentu myślał, że ma wybór. Szybko się okazało, że nieznajomy łatwo mu nie odpuści. Od rana przyglądał mu się z uwagą, śledząc wzrokiem każdy ruch. Nie krępował się również przed dokładnym obejrzeniem jego dłoni, jak zgadywał książę w celu określenia warstwy społecznej, z jakiej pochodził. Biorąc jednak pod uwagę jak dziwny był mężczyzna, który przedstawił mu się jako Ryuzaki, książę niczego nie brał za pewnik. Zjadł śniadanie, które mu podsunięto i przebrał się w swoje wcześniejsze ubranie, które brunet wyprał i wysuszył, kiedy książę położył się na kanapie i zapadł w sen graniczący z utratą przytomności. Nie wiedział, że właściciel mieszkania krzątał się po nim całą noc, nie zwracając uwagi na dodatkowego lokatora.

- Boli cię nadgarstek. - zauważył w pewnym momencie, przyglądając mu się tak bacznie, że zauważył nieporadność, z jaką chłopak wykonywał niektóre czynności. Nawet nie zapytał, lecz od razu stwierdził fakt.

- Trochę boli. - przyznał Yagami, faktycznie cierpiąc na ból tego miejsca od czasu, kiedy wyskoczył przez pałacowe okno i zaliczył niefortunne lądowanie w ogrodzie. Obrażenie sprawiało mu dyskomfort, lecz nie był on wystarczająco silny, aby coś z nim zrobił. Miał ważniejsze problemy.

- Od kiedy?

- Nie wiem. Nie pamiętam nic sprzed wczorajszego wieczoru. - nabrał na widelec trochę jajecznicy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że podanie mu śniadania do którego trzeba było użyć sztućców miało w sobie większy cel, czyli dowiedzenie tego samego, co oglądanie dłoni.

- Zupełnie nic? - zapytał Ryuzaki, przygryzając kciuk.

Chłopakowi zrobiło się tak nieswojo, że miał ochotę odsunąć od siebie talerz, a potem wstać i wyjść, zostawiając za sobą jednocześnie puste i wnikliwe spojrzenie. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie w jego otoczeniu nie ważą się na niego spojrzeć, a ten tu przyglądał mu się, jakby był rzadkim okazem w zoo.

- Tak, zupełnie nic. - ukrył irytację. - Jeśli coś magicznie mi się przypomni, powiem ci.

NIECH ŻYJE KRÓL || LAWLIGHTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz