rozdział 1

13 3 3
                                    

      "I WILL FLY YOU TO THE MOON AND BACK IF YOU'LL BEEE, IF YOU'LL BE MY BABYYY!!!!"
      – Kurczę, znowu ten budzik! Kto w ogóle go wymyślił, chcę zabić tego człowieka!
      Wilkiem popatrzywszy na telefon, podniosłam się do pozycji siedzącej i wyłączyłam go. Rozejrzałam się wokół. Na ulicy było jeszcze ciemno, świt musiał zacząć się dopiero za pół godziny, bo to był listopad. Dzisiaj lekcje zaczynały się mi jak zawsze o ósmej rano, więc wstać musiałam o szóstej, żeby nie spóźnić się. Kolejny dzień, kolejny szkolny dzień. Kurde, no dlaczego muszę iść do szkoły, chcę zostać... chwila, przecież dzisiaj poniedziałek! O tak, kocham to uczucie! Przede mną są aż pięć dni, gdy rodzice będą zmywać się do pracy tak samo na ósmą i wracać dopiero o dziewiątej! Nikt nie będzie wynosić mi cały mózg i wkurzać przez całe następne pięć dni! Ależ zajefajnie!
      W rzeczywistości więcej radości teraz narabiało mi to, że przez następne pięć dni nie będę tak często spotykać mamę, jak na weekendach. Bo przecież tatę ja kocham, a oto mamę wcale. I jak ja kocham wychodzić ze swojego pokoju w dni powszednie i rozumieć, że ona jest BARDZO daleko ode mnie. Szkoda wtedy tylko, że taty też nie ma, bo można byłoby z nim dobrze spędzić czas. A, dobra, muszę zbierać się do szkoły!
      Wstałam z łóżka, ubrałam się i ruszyłam do łazienki. Po skończeniu wszystkich porannych "łazienkowych procedur" przyszłam do kuchni. Tam przywitałam tatę, który zrobił dla mnie i dla mamy śniadanie, a swoje już zjadł. Po trzech minutach zjawiła się mama i też zaczęła jeść, lecz jak zawsze bardzo powoli.
      Zjadłam kanapki i wypiłam herbatę ja znacznie szybciej, niż ona, więc od razu poszłam do swojego pokoju, żeby ubrać się do szkoły. To zajęło mi nie więcej, niż 15 minut, licząc także to, że oprócz wszystkiego innego zdążyłam jeszcze namalować swój ładny ryjek. W dodatku podczas zbierania się jak zwykle poszłam sprawdzić, co by jeszcze takiego niezwykłego mogłoby zdarzyć się w moim świecie dzisiejszego dnia.
      Kiedy wyszłam z domu, słońce już wstało, ale na szczęście dzisiaj było pochmurnie. Nie przepadam za słońcem jak szczerze. Mama wyszła z domu dopiero po dziesięciu minutach, ale cóż, jakie znaczenie w ogóle ma to, że przez nią znowu spóźnię się do szkoły?
      Wsiadłam do auta taty i pojechaliśmy do szkoły. W samochodzie jak zwykle włączone było radio, muzyka podczas porannej jazdy do szkoły była już naszą tradycją z tatą, to bardzo poprawiało nam humor. Mama nigdy nas nie rozumiała. Sądziła, że lepiej jest jechać w ciszy, tak można skupić się na... A cholera wie na czym tam ona skupiać się chce!
      "Hmm. Fajna piosenka, podoba mi się, trzeba posłuchać" – pomyślałam ja, lecz nagle wspomniałam, że to dzisiejsze "kolejne dziwne wydarzenie" w moim świecie jeszcze nie skończyło się, a raczej nie dopisało się przez mnie. Czyli nie wymyśliłam czym to wszystko skończyło się. Dlatego zmuszona byłam zrezygnować ze słuchania tej fajnej piosenki, żeby "dokończyć niedokończone".
      Cały czas jazdy autem do szkoły spędziłam w swoim Traumwelt (czyli świecie marzeń, nazywam go po niemiecku, bo czemu nie) i to było jak zawsze zachwycające i niesamowicie. Przecież tam tyle wszystkiego dzieje się, a tu same szare ulicy i jazda do... brrr! – szkoły!
      – Marto! – do realnego świata mnie teleportował niespodziewany głos taty. – Marto już jesteśmy, trzeba wychodzi! Do rozpoczęcia zajęć pozostało się 5 minut, musisz zdążyć przygotować się do lekcji! Gdzie ty tam znowu byłaś, że po raz już chyba setny nie zauważyłaś, że przyjechaliśmy?
      – Ja... Eeee. No dobra, muszę śpieszyć! Pa tato! Miłego dnia! – chwyciłam plecak i wyskoczyłam z samochodu.
      – Tobie też miłego! – westchnął mój ojciec. Nie za bardzo mu podobało się, że ciągle bujam w obłokach. – Znowu chyba w swych obłokach bujałaś? Co ty tam takiego masz ciekawego?
      Niczego nie odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Nie mogę mu opowiadać o Traumwelt, bo na pewno mnie nie zrozumie i w dodatku po takiej opowieści mogę trafić do psychiatry, który wyśle mnie do szpitala psychiatrycznego.
       A w Traumwelt mam naprawdę dużo wszyztkiego. Kraje Countryhumans (bo mój świat marzeń to w większej części magiczny świat Countryhumans), ja, mieszkająca tam razem z Polską, PRL'em, RON'em i Królestwem Polskim i posiadająca różne magiczne moce, które mi Polska dała, ludzie z przeszłości, które łatwo przychodzą do naszych czasów, oprócz krajów Countryhumans jeszcze miasta Cityhumans, moje przyjaciele, też posiadające moce. O, i jeszcze wilkołaki rzecz jasna.

 O, i jeszcze wilkołaki rzecz jasna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Wach auf! | Obudź się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz