rozdział 3

3 1 0
                                    


      Reszta lekcji  minęła bez wypadków. Oczywiście mi i tak nie udało się nie zaglądać w Traumwelt podczas zajęć, ale cóż poradzisz, po pierwsze lekcje są dzisiaj szczególnie nudne, a po drugie taka ja jestem.
      Kiedy wszystkie lekcje skończyły się, od razu ruszyłam do domu, bo miałam dzisiaj kupę spraw. Musiałam umyć włosy, wytrzeć kurz, pouczyć się fizyki, bo ostatnio zainteresowałam się nią, oraz WOS'u i historii. Oprócz tego mam jeszcze pouczyć się niemieckiego i popisać swoją książkę. No i oczywiście pożądane byłoby jeszcze wyjść na spacer po ogrodzie.
      Mieszkam ja dosyć daleko od szkoły, normalna osoba w moim przypadku jeździłaby autobusem, ale ja takową nie jestem, więc staram się chodzić pieszo. Autobusem jeżdżę tylko w piątek, bo piątek jest dla mnie dniem, kiedy mogę sobie pozwolić więcej i po szkole najpierw pójść do parku z jakimś kupionym w sklepie pysznym smakołykiem, a potem pojechać do domu autobusem, słuchając przy tym muzyki.
      Czemu w inne dni chodzę pieszo? Bo muszę oszczędzać pieniądze, bo chcę studiować te swoje prawoznawstwo we Wrocławiu, bo tam są dobre uniwersytety, ale pomimo tego też drogie, więc potrzebuję dużo kasy, a jej my nie mamy, więc... A dobra, nie chcę o tym gadać!
      A więc dzisiaj ruszyłam do domu pieszo! W drodze chciałam posłuchać muzyki, ale okazało się, że zapomniałam w domu słuchawki. Kurczę! No to pójdę bez muzyki, ale... Stop! Trzeba skupić się na drodze! Kiedy idę po ulicy, nie mogę umysłem być w Traumwelt, to jest niebezpiecznie, mogę nie zauważyć samochodu i trafić pod niego, muszę być tu i teraz, ale... ale...
      Ale kurczę! Co byłoby, jak gdyby naród z serialu Teen Wolf w jakiś niewyobrażalny sposób znalazł się w świecie Countryhumans?! Ale drugą nie mniej ciekawą rzeczą jest to, czemu ta moja cholerna wyobraźnia znowu wymyśliła to, przez co ja od teraz żyć spokojnie nie potrafię, dopóki nie sprawdzę, co by wtedy było?! No bo już czuję, że w Traumwelt zakręca się nowa działka. O mein Gott!...
      No nie, nie, nie! Nie powinnam znowu marzyć, zbyt często to robię, nie mogę... Ale czemu moje myślę znów i znów lecą tam?
      Pierwsze 7 minut intensywnego spaceru w stronę domu całą swoją uwagę starałam się skupić na rzeczywistości, ale potem, nie pamiętam już jak, zdarzyło się to co zdarzyło się. Ogólnie to nic dziwnego!
      Do rzeczywistego świata mnie powróciło nieoczekiwane głośne szczekanie psa zpod bramy. "Ej, ja już tu jestem?! Szybko jednak dotarłam tu!" – pomyślałam ja i zrozumiałam, że nie odlatać do Traumwelt mi jednak nie udało się i przez to nie zauważyłam nawet, jak okazałam się już na swojej ulicy blisko domu. Nie wiem jakim cudem nie trafiłam pod samochód lub ze mną nie zdarzył się jakiś inny wypadek, ale znowu podczas drogi mój umysł był gdziekolwiek, tylko nie w życiu realnym. A do domu "trafiłam" tylko przez to, że chodzę"automatycznie".
      Kiedy otworzyłam kluczem drzwi i spojrzałam na zegarek, było dopiero (a raczej już) 14:50. Według mojego planu do domu muszę wracać o 15, ale im wcześniej, tym lepiej. Faktycznie miałam jeszcze 10 minut, żeby pobiegać w ogrodzie, więc właśnie to zdecydowałam zrobić. Z wielkim trudem udało mi się przez ten czas nie marzyć, dlatego na długo w ogrodzie nie zatrzymałam się i do domu weszłam równo o 15, kiedy u mnie na telefonie zadzwonił budzik.
      Kurczę, ależ ja bohaterem jest! Zwykle, kiedy biegam, znowu zaczynam coś tam sobie wyobrażać. Ale dzisiaj tego nie zdarzyło się! Super! Jestem po prostu mega!
      Ale tak naprawdę wcale nie jestem mega. Bo to, że nie marzyłam podczas 10 minut biegu jest już dla mnie wielkim wyczynem! Jestem nienormalna, staję się takową...
      Kiedy zjadłam obiad, najpierw wyłożyłam z torby wszystkie rzeczy, bo są one mi potrzebne też w domu i w ogóle jestem przyzwyczajona wykładać wszystko z torby po powrocie do domu. Dalej poszłam umyć włosy, a kiedy wyszłam z łazienki, było już wpół do piątej. Późno to, chciałam zrobić to wszystko wcześniej, ale miałam dzisiaj 7 lekcji, więc inaczej nie udałoby się. Wróciłam za późno.
      Wtedy uświadomiłam, że jak zwykle chciałabym coś zjeść i poszłam szukać jedzenie. Znalazłam jakąś przekąskę. Po jej zjedzeniu zdałam sobie sprawę, że trzeba już zasłonić firanki i włączyć światło, bo w końcu była już prawie piąta i w dodatku to był koniec listopada. Do miasta powoli podkradała się noc – czas takich stworzeń jako ja. Zawsze kochałam noc, noc i Księżyc. Nocą w moim ogrodzie w świetle Księżyca mogę być sobą, nikt mnie nie zobaczy, rozświetla mnie tylko biały promień nocy.
      Po włączeniu światła wspomniałam o wszystkich swoich obowiązkach na dziś. Kurz! Musiałam go wytrzeć! O nie, tylko nie to, przecież ja już nie mogę tego zrobić, to trzeba robić w świetle dnia! No dobra, na pewno zrobię to jutro, a co do mamy, która prosiła mnie zrobić to dzisiaj... Wymyślę wymówkę, w tej sprawie jestem mistrzem! No a aktualnie muszę pouczyć się fizyki, historii i WOS'u. Ehh!
      Trzy rozdziały z podręcznika do fizyki przeczytałam szybko, bo na tyle łatwo rozumiem ją, że mogę czytać ją po prostu jako zwykłą książkę o przygodach Harry'ego Pottera! Teraz można wziąć się za WOS. Mu poświęciłam nie więcej, niż pół godziny, bo mam jeszcze dwa przedmioty do odrobienia. Dalej mogłam pouczyć się historii, ale zdecydowałam to zrobić podczas gotowania kolacji, ponieważ mama na pewno wróci dzisiaj późno i każe mi ją ugotować. Dlatego teraz mogę poświęcić trochę czasu na naukę niemieckiego. Wreszcie! Moja ulubiona lekcja, której, jak już mówiłam w szkole nie mamy, ale uczyć się niemieckiego kontynuuję.
      Kiedy spojrzałam na zegarek, było już wpół do siódmej. Wtedy spostrzegłam jasny biały promień na ścianie, który szedł od okna. Odsunęłam firankę. Księżyc. Pełnia jest już jutro. Tak!
      Księżyc właśnie wzeszedł i rozświetlał okno mojego pokoju, znajdując się nad drzewami, rosnącymi na mojej ulicy. To jest pięknie, nie mogę siedzieć w domu w taki piękny księżycowy wieczór! Mama jeszcze nie zadzwoniła o tym, że już jedzie z pracy, a niemieckim już pozajmowałam się wystarczająco. Pójdę na spacer!
      Założyłam kurtkę, wzięłam słuchawki, puściłam w nich swoją ulubioną muzykę i wyszłam z domu. W twarz mi powiał chłodny listopadowy wiatr, ale dla mnie to  najlepsze uczucia w świecie! Skierowałam się do mojego maleńkiego lasu i usiadłam tam na powalonym drzewie. Oto ten cudowny moment, ta wspaniała chwila, kiedy po prostu siedzę pod Księżycem w swoim lesie, słucham muzyki i niczego dla szczęścia więcej nie potrzebuję!
      Wszystko mam w życiu. Mam dosyć dużo pieniędzy, mam sporo nagród z różnych konkursów, moje wierszy czytają prawie w każdym polskim konsulacie Europy, one piszą o mnie w swoich blogach, jestem już w jakimś sensie znana. Mam tyle "szczęścia", że takie zwykłe chwili, jako siedzenia na drzewie wieczorem, nie muszą wywoływać u mnie radości. Przecież mam tyle tego "wielkiego" szczęścia i sukcesów! Lecz czemuś wciąż potrafię zobaczyć całe piękno tego cudnego wieczoru i cieszyć się tą chwilą! Tak, nowe zwycięstwa wywołują u mnie dużo, bardzo dużo szczęścia i radości, lecz bez takich pięknych chwil wszystkie te sukcesy nie będą wydawać się takimi pięknymi.
      Dziwnie to brzmi. Przecież inny normalny człowiek cieszyłby się raczej z tych sukcesów, niż kontynuował zawsze podążać za Księżycem jako ja. Wszyscy dążą do sukcesu, nikt nie odczuwa więzi z Księżycem, wszyscy uważają to za bzdury. Jak Księżyc może mieć wpływ na człowieka? Wcześniej też tak sądziłam, dopóki nie uświadomiłam, że on może mieć wpływ, bo ma go na mnie. Jego pełnia jest pełnią moich sił, natomiast kiedy jest w nowiu, brak mi sił. Podczas pełni chce mi się biegać, w nowiu chcę leżeć. Kiedy widzę Księżyc, zapominam o wszystkim i o Traumwelt też. Jest jedną z niewielu rzeczy, która może od razu wyciągnąć mnie z mojego świata marzeń. I patrzeć na niego mogę wiecznie.
      W słuchawkach leciała piosenka "One with the Wolves", moja ulubiona:
      "Lost where the wind blows,
      When the lights are out, I'm hopin'
      For a thousand miracles,
      Heaven, shine a light down on me!
      Nothing go prove,
      I don't playing the fool,
I only follow the moon!"
      Stracona tam, gdzie wieje wiatr, kiedy światła zgasły, mam nadzieję na tysiąc cudów. Niebo, rozświetl mnie! Nie trzeba dowodów, nie udaję już głupka, ja tylko podążam za Księżycem.
      Wydaje mi się, że to o mnie...
     "I'm becoming one with the Wolves,
      I don't run from the fire,
      I'm one with the Wolves in the wild"
      Staję się jedna z wilkami, nie uciekam przed ogniem, jestem jedną z wilkami w dziczy.
     A może ta piosenka rzeczywiście jest o mnie? Przecież wszystko, co tam śpiewają, jest o mnie! I naprawdę staję się jedną z wilkami. Nie lubię kotów, a one przede mną uciekają. Kiedy mnie widzą, na ich mordkach pojawia się prawdziwy zwierzęcy strach. Czyli jestem taka straszna? Nie, chyba to przez to, że czują moją wilczą naturę.
      Natomiast psy, kiedy mnie widzą, machają ogonami i biegną do mnie. Żaden pies od niedawna na mnie nie odważył się warczeć. A kiedy szczekają, wydaje mi się, że rozumiem o co im chodzi. Mogę zrozumieć kiedy są głodne, a kiedy zmęczone, coś im boli lub boją się czegoś. Szczególnie to dotyczy husky. Bo husky to przecież chyba najbliższa do wilków rasa.
      Tak, jestem pewna, że mam w sobie coś wilczego. Bo... Jak jeszcze można wyjaśnić wszystko to, co ze mną ostatnio dzieje się?
   

 Jak jeszcze można wyjaśnić wszystko to, co ze mną ostatnio dzieje się?    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Wach auf! | Obudź się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz