rozdział 6

1 2 0
                                    

      Minęło już 2 miesiące po listopadowej pełni, albo, jak mówię ja, 2 księżyca. Dalej tracę kontrolę nad swoimi marzeniami, chociaż o jakiej kontroli tu może już chodzić, to oni chyba już mają nade mną kontrolę, lecz nie ja. Ciągle  wyobrażam w swojej głowie jakieś nie zawsze zdrowe scenariusze, nie daję już rady powstrzymywać siebie od tego. To wychodzi już automatycznie, nawet nie zauważam, że znów odpływam do Traumwelt. To już zaczyna mnie przetłaczać. Ten Traumwelt powoli staję się dla mnie więzieniem, stał się więzieniem dla moich myśli i moich rozumu i umysłu. Nie wiem co mi z tym robić, ale nie szukam od nikogo pomocy. Z tym poradzę sobie sama. Przynajmniej muszę."
      Dokończyłam wpis w moim dzienniku i położyłam się spać. Od kilku lat już prowadzę go. Najpierw wpisy w nim dotyczyły głównie ciekawych wydarzeń i moich uczuć, lecz teraz większość z nich poświęca się moim niekontrolowanym marzeniom. Ale to już naprawdę staję się dla mnie ciężarem. Mogę już powiedzieć, że przez Traumwelt, przez wymyślony świat nie mogę normalnie żyć w rzeczywistości, ponieważ mój umysł zawsze znajduje się gdziekolwiek, tylko nie tu i teraz. Nie mogę tak już dalej żyć. Muszę coś z tym robić, ale nie wiem co. Bo moje myśli są niczym stado przestraszonych koni!

      – Marto, musisz dzisiaj umyć podłogi, wytrzeć kurz i posprzątać w szafie, – powiedziała mi rano mama. Nie wiem czemu, ale chyba sobie ubzdura, że całą gospodarkę w naszym domu muszę teraz prowadzić ja, bo ona ciągle jest na pracy.
      – A wiesz, że z naszej klasy tylko ja zajmuję się domem, w innych rodzinach to robią mamy, – odpowiedziałam, bo szczerze miałam już dość tego, że ciągle "muszę coś tam zrobić".
      – Ale przecież to jest dobrze! To znaczy, że kiedy wyjdziesz za mąż, prowadzenie gospodarki już nie dostawi ci trudności!
      – Ale mamo, przecież mam dopiero 14 lat, teraz moim głównym obowiązkiem jest nauka w szkole, przecież sama niedawno mi o tym mówiłaś!
      – A wiesz, że na Kaukazie dziewczyny w twoim wieku mogą już w pełni samodzielnie zajmować się domem! Pamiętasz, była u mnie znajoma... – i znowu zaczęła opowiadać te długą i nudną opowieść o swojej znajomej Osetynce, córka której już w 15 lat wyszła za mąż, prowadziła gospodarkę i td.
      – Ale przecież nie jesteśmy muzułmanami! Mieszkamy w nowoczesnej Polsce, tutaj na szczęście są inne porządki! – odparłam, ale mama chyba nie zamierzała mnie słuchać.
      – Jaka różnica? Pomoc rodzicom jest głównym obowiązkiem każdego dziecka!
      – Tak, ale tylko jeśli to nie szkodzi samemu dziecku i jego życiu! – rzuciłam.
      – Prawda?! I jak to, pozwól spytać, ci to szkodzi, proszę bardzo?!
      – Tak, że wybrałam sobie trudny zawód – fizyka – i teraz muszę gotować się już na egzaminy, lecz nie siedzieć w kuchni! Jeśli zamiast nauki będę tylko sprzątać, nie dostanę się na studia do Wrocławia!
      – Ale przecież ja nie proszę Cię, żebyś Ty całymi dniami coś robiła! Musisz tylko...
      – Ale tak chyba już wychodzi! Prawie codziennie muszę coś robić, ale kiedy, powiedz mi, KIEDY mam uczyć się? Moja przyszłość to nie kuchnia i nie prowadzenie gospodarki! Nie jestem ani sprzątaczką, ani kucharką!
      Widziałam, jak patrzyła na mnie oczami pełnymi przerażenia, lecz nie mogłam już powstrzymać się. Moje słowa leciały na nią jako kuli z automatu, jako ogień, jako strumień wody. Teraz, kiedy wspominam wszystkie te słowa, żałuję, że tyle powiedziałam jej, ale cóż, czasu już nie da się powrócić.
      – W dodatku nawet kiedy ja robię co mi każesz, to i tak wychodzi nie wystarczająco dobrze! Co bym nie robiła, i tak ci nie podobają się wyniki mojej pracy, i co ty wtedy robisz? Krzyczysz! O tak, ty ciągle na mnie krzyczysz, ale chcę, żebyś zrozumiała, że ja dopiero uczę się! Ale oprócz niekończącego wytykania mi moich błędów, niczego nie widzę! Ale co ciekawe nie pamiętam, żebyś ty mnie kiedykolwiek czemuś uczyła. Natomiast tata uczył mnie czemuś  o wiele częściej, niż Ty!
      Wtedy ujrzałam w jej spojrzeniu przerażenie, lecz stałam z dosłownie kamienną miną. Widać było, że oczy zaczynały jej szklić. Właśnie po raz już chyba setny skrzywdziłam mamę słowem, lecz dla mnie to naprawdę nic, przez to, co mi wcześnie robiła, wcale mi jej nie żal! I, tak, jestem okrutna, mogę skrzywdzić kogoś tak łatwo i serce mi nawet nie drgnie. Jestem okrutna, a ona jest słaba!
      Popatrzyła na mnie tak przez chwilę, zanim jej twarz zrobiła się niczym szary zimny kamień, ona zamilkła, wzięła swoje śniadanie i odeszła do innego pokoju, gdzie go w samotności zjadła i bez żadnego "Do widzenia" ruszyła do pracy. Zamknęła się w sobie. Robiła tak zawsze, gdy ktoś ją obrażał, lecz wyciągnąć ją z takiego stanu było bardzo trudno. Do nikogo nie odzywała się, ciągle cicho płakała w samotności i zabijała tym swoje zdrowie.
      My z tatą przeszliśmy przez to już 1000 razy, więc postanowiłam, że to jej kolejna "akcja borderline" (bo z ostatnich wydarzeń wygląda na to, że ma te zaburzenie) i nie przywiązałam do tego żadnej wagi. Boże, czy mogłam wtedy sobie wyobrazić, że ta kłótnia spowoduje to, że to zajdzie bardzo daleko. Zbyt daleko, żeby można było coś poprawić...
      Jak niby nic zebrałam się do szkoły, wyszłam z domu i tata zawiózł mnie do niej. Lekcje minęły mi zwyczajnie, niczego specjalnego się nie zdarzyło i po ich skończeniu od razu ruszyłam do domu. Pogoda dzisiaj była dosyć ciepła, więc poszłam na piechotę.
      Nastrój miałam w niezależności do porannych wydarzeń bardzo dobry być może po części przez to, że mam to wszystko gdzieś. Dlatego puściłam w słuchawkach fajną muzykę. Teraz moim zadaniem było tylko wytrzymać pół godziny i nie odlecieć do Traumwelt, bo muszę z tym już walczyć.
      Najpierw szłam jako normalny człowiek, czyli byłam "tu i teraz". Patrzyłam na rozświetlone zimowym słońcem budynki, patrzyłam w niebieskie niebo, na którym o dziwo dzisiaj nie było chmur. Lecz potem pobiegłam, bo chciałam zdążyć przejść drogę póki było zielone światło, a przecież bieg rzecz już od dawna jasna powoduje u mnie kolejny napływ wyobraźni. W dodatku muzyka – coś mi się tam znowu wyobraziło i ja oczywiście od razu zaczęłam wymyślać w głowie jakiś scenariusz. Nawet nie zauważyłam, że to znów zaczęło się.
      BIIIIIIIIIIP!!!
      – Ej, dziewczyno, ty dokąd zmierzasz, tu jest droga!!! Znowu te swoje słuchawki zakładacie i nie słyszycie niczego! Jakie nastolatki są głupie! – usłyszałam ja krzyk mężczyzny, samochód którego właśnie ledwo nie zbił mnie.
      Cholera! Właśnie tego bałam się! Mówiłam już sobie tysięcy razy, że to moje ciągłe bujanie nie wieść gdzie do dobrego nie sprowadzi! Ale wcześniej skutki tego były naprawdę "bezpieczne", takie małe i nieznaczące, na przykład mogłam po prostu zamiast szybkiego wstania, leżeć jeszcze przez dobrych pół godziny w łóżku i marzyć. Jednak teraz to już przeszło wszystkie granice! Przecież mogłam trafić pod samochód i umrzeć. Głupia śmierć byłaby...

 Głupia śmierć byłaby

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Wach auf! | Obudź się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz