Rozdział 4

2 0 0
                                    

Obudziłam się o godzinie 9:29 z powodu braku budziku. Postanowiłam się wyspać, bo dzisiaj miałam wyjść z tego domu raz na zawsze. Mimo, że miałam to zrobić po wynajęciu lub kupieniu mieszkania, rodzice mnie wygonili wcześniej z powodu złego wyniku na egzaminie. Wstałam i udałam się do łazienki. Wyprostowałam się i rozpuściłam swoje długie, brązowe włosy, nałożyłam lekki makijaż. Ubrałam się w czarne, szerokie spodnie i biały t-shirt. Nałożyłam czarną gumkę na nadgarstek i lekki srebrny naszyjnik, perłową bransoletkę. Dopakowałam resztę rzeczy do plecaka w tym ładowarka, ostatni raz byłam w moim pokoju. Nikomu nie życzę tego, że rodzice cię wywalają z domu. Ciekawe przeżycie. A ja nie wiedziałam gdzie i dokąd mam iść. Zamknęłam drzwi do pokoju i wzięłam kilka głębszych wdechów zanim zaczęłam schodzić po schodach. Zaczęłam nakładać swoje buty Nike i czarną puchową kurtkę, gdy do sieni weszła matka. Spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem.
-Nawet się nie pożegnasz z rodzicami?
-To wy mnie wywalacie z domu, nie będę się z wami żegnać. Idźcie do piekła.-Prychnęłam, założyłam plecak na plecy, a telefon wsadziłam do tylnej kieszeni spodni, po czym wyszłam nic więcej nie mówiąc.
Szlam na przystanek autobusowy. Planowałam jechać do jakiejś kawiarni zjeść jakieś śniadanie. Jako, że miałam w portfelu całe moje oszczędności, czyli jakieś £100 i kartę debetową z jakimś £50 na koncie, planowałam zjeść coś taniego. Na pewno nie w tamtej drogiej kawiarni, o napewno nie. I ja tam się nie wybierałam. Bym umarła ze wstydu. Jeszcze by mnie skojarzyli i połączyli fakty, by wiedzieli o mojej złej recenzji. O nie. Postanowiłam jechać do Manchesteru, bo spodobało mi się to miasto. Jest takie rodzinne i ciche, ładne i świąteczne. Ale do innej kawiarni. Tak.
Wsiadłam do autobusu i usiadłam na wolnym miejscu. Przy okazji poszukałam mojego iPhone 13, ale tak jak myślałam nie było go. Miałam wysiąść za 4 przystanki. Tym razem nie odpływałam, aby dobrze wysiąść. Wysiadłam w Manchesterze i uśmiechnęłam się widząc to piękne miasto. Dość daleko od Leeds i to się jedynie liczyło. Zaczęłam iść przed siebie, szukając jakiejś taniej kawiarni. 10 minut później znalazłam się w jakiejś przytulnej kawiarence, która nazywała się „Garlic Coffes". Usiadłam przy jednym stoliku, a chwile później podeszła do mnie kelnerka.
-Dzień dobry, słucham. Pani już coś wybrała?-Miło się uśmiechnęła. Pomyślałam sobie, że niemal identycznie co tamta. Co za aktorki. Przejrzałam menu i odetchnęłam z ulgą na te ceny. Tutaj gorącą czekolada kosztowała £1.
-Dzień dobry, poproszę rogalika z nadzieniem czekoladowym i do tego talerz owoców. I jeszcze kawę z mlekiem.-Postanowiłam się najeść i troszkę rozmieścić. Ale tylko troszeczkę ze względu na niskie ceny.
Kelnerka odeszła od stołu, a ja zaczęłam przeglądać telefon. Brak nowych wiadomości. Weszłam w Instagrama i zrobiłam sobie zdjęcie jak siedzę na tej wygodnej kanapie. Uśmiechnęłam się lekko do aparatu, a spora łza zleciała na mój policzek w tym samym czasie kiedy pstryknąłem zdjęcie. Stwierdziłam, że jest okej i dodałam opis: „Nowy początek ;)". Dodałam post. Wytarłam łzę i odłożyłam telefon na stolik. Kelnerka przyszła z jedzeniem i położyła mi na stolik. Uśmiechnęłam się i podziękowałam, po czym zabrałam się za jedzenie.
   Wszystko było pyszne, a gorąca czekolada była o dziwo lepsza od tamtej drogiej. Zapłaciłam za to wszystko £15. Polubiłam bardziej tą kawiarenkę. Pomyślałam, że będę tu często przychodzić. Wyszłam  znowu na chłód, zapamiętując gdzie jestem. Zaczęłam iść przed siebie. Podziwiałam wszystko, wypatrując jakieś schronienie, jakiś motel czy cokolwiek taniego do przespania nocy. Po jakiejś godzinie, zrezygnowana weszłam do jakiegoś wielkiego sklepu, aby się trochę ogrzać. Moją twarz od razu owiało ciepłe powietrze sklepowe. Zaczęłam przechadzać się po alejkach pełnych ludzi. Udawałam, że szukam czegoś, aby mnie nie wywalili. Nie wiedziałam za bardzo co zrobić ze sobą. Może przespać się pod mostem? Może zaprzyjaźnię się z jakimś szczurem? Nie wiem. Po 10 minutach wyszłam ze sklepu i szłam dalej nie wiedząc gdzie, ale napewno gdzieś.
   Tak spędziłam praktycznie cały dzień, idąc chodnikiem i co jakiś czas wchodząc do jakiegoś sklepu aby się ogrzać. Nie udało mi się niczego znaleźć, żadnego schronienia na noc. Westchnęłam zrezygnowana i weszłam do jakiejś kawiarni coś zjeść. Plusem Wielkiej Brytanii było to, że było tu dużo kawiarenek. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam jakiegoś pączka i herbatę, bo co innego miałam zamówić? Wyjęłam telefon z kieszeni i weszłam w instagrama. 27 polubień na ostatnim zdjęciu i 4 komentarze. Ciekawa weszłam w komentarze. „co się stało???", „Czy to Manchester?", „Isla wróciłaaa" i „fajnieee". Chryste, nie wiem czy to aż takie fajne. Zaczęłam jeść to co kelnerka postawiła mi pod nosem, przeglądając telefon. Co chwila myślałam o tym, co się stanie dzisiejszej nocy. Umrę z zimna śpiąc na dworze, czy morze los się zlituje nade mną i da mi spać pod dachem? Skończyłam jeść i kelnerka podeszła.
  -£10.
   Zapłaciłam, a pani zabrała brudne naczynia i poszła na zaplecze. Ja nadal siedziałam, chcąc być w ciepłe jak najdłużej. Było już ciemno i mroźno na dworze, a ja nie miałam gdzie spać. Przeklęci rodzice, niech teraz płaczą jak umrę i niech zeżrą ich wyrzuty sumienia. Minęło chyba z pół godziny czy więcej, gdy kelnerka podeszła do mojego stolika.
  -Proszę pani, my za chwileczkę już zamykamy.-Powiedziała miła, a ja wstałam.
  -Dobrze, przepraszam. Dobranoc.-Wyszłam z kawiarni, nie dając tej pani nic do powiedzenia.
   Zaczęłam biec, intensywnie szukając wzrokiem jakiegoś motelu, nawet 1 gwiazdkowy był lepszy, niż spanie na dworze zimą. Nagle się ocknęłam, oczywiście! Można na telefonie sprawdzić gdzie są motele. Stanęłam w miejscu i zaczęłam coś szybko klikać na telefonie. Jęknęłam niechętnie widząc, że najbliższy motel jest 2 godziny drogi z tąd i to samochodem. Oddychałam ciężko i było mi strasznie zimno, a puchata kurtka już tak bardzo nie chroniła. Łzy spływały mi już po policzkach i patrzyłam przed siebie z poddaniem. Starłam śnieg z ławki i usiadłam na niej. Patrzyłam przed siebie nie wiedząc co zrobić.  Chyba nie jestem gotowa aby umrzeć. A może to już czas? A może jeszcze nie?
   Nie wiem ile czasu minęło, ale już zamykały mi się powoli oczy. Trochę już zdrętwiały. Przysypiałam, gdy tak cała się trzęsłam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim kolanie. Coś ktoś do mnie gadał, ale ja tego nie słyszałam. Cała już byłam zdrętwiała i czułam się okropnie. Ktoś mnie podnosi? Nie czuje ziemi? Umieram? Co się dzieje? Odpłynęłam w sen.

Lost With YouWhere stories live. Discover now